tag:blogger.com,1999:blog-91301704083202448442024-03-12T18:32:26.641-07:00re-cenzorre-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.comBlogger89125tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-25350442698282344282021-08-24T13:58:00.000-07:002021-08-24T13:58:01.051-07:00Antiflesh<p><span style="color: #444444; font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipjKPfTiKu1deab10JnNhkHFFXBFpZBMDcIHY2whSlQT7P48248m8SO1k80gzSeEDsQAJ86qSmCtsRZ2NZByklGIafi69Fpd8xb482zvq8flPhhZY4_VFVoOA4aTSPPLJ_TfiUIvPVhEdl/" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><img alt="" data-original-height="774" data-original-width="960" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipjKPfTiKu1deab10JnNhkHFFXBFpZBMDcIHY2whSlQT7P48248m8SO1k80gzSeEDsQAJ86qSmCtsRZ2NZByklGIafi69Fpd8xb482zvq8flPhhZY4_VFVoOA4aTSPPLJ_TfiUIvPVhEdl/" width="298" /></span></a></div><span style="color: #444444; font-size: large;">Miał ten wywiad trafić do papierowego zine'a.</span><p></p><p><span style="color: #444444; font-size: large;">Ostatecznie nie trafił, bo i zin jakoś nie powstał.</span></p><p><span style="color: #444444; font-size: large;">Może będzie to jakaś przyczynka do ożywienia tego trupa, a może taki łabędzie śpiew po wielu, wielu miesiącach nieistnienia. Nie wiem. Wstawiam, bo szkoda by się zmarnowało a jest jeszcze w miarę świeży...</span></p><p></p><p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Przełom
2020/21, pustkowia.</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Idealnym
miejscem zamiany kilku(set) słów z bohaterami tej rozmowy było by
zapewne zaplecze klubu lub nawet mieszczący się w nim bar; czasem
idealnym zaś, na pewno afterparty po roznoszącym w drzazgi ów
klub, koncercie. Rzeczywistość - jakkolwiek przez nas widziana i
opisywana (w której ostatecznie przecież egzystujemy) – jest inna
i zmusza nas do lawirowania pomiędzy możliwościami oferowanymi
przez świat dzięki ewolucji a dostępnymi środkami przekazu
informacji, zarówno dźwiękowej jak i wizualnej. Wybraliśmy
redakcyjnie jednakże formułę klasyczną, przyoblekając słowo
(kujące niejednokroć obraz, dźwięk, nawet zapach i odczucia
wewnątrz umysłu bardziej wrażliwego odbiorcy) w bezdźwięczny
wymiar litery wykutej w cromlechach arkuszy papieru. Poprzedził to
proces ich wymiany drogą elektroniczną. Ale co by było, gdyby
świat zatrzymał się cywilizacyjnie w roku 1992 i dwie dekady
później nadal nie było by internetu ani też telefonów
komórkowych a rozmowa międzymiastowa z budki telefonicznej była by
wyczynem nie lada trudnym, graniczącym z cudem?</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Popuśćmy
więc wodzy fantazji, splećmy w kilim odrealnionych wizji to, co
rzeczywiste z tym, co jedynie prorocze...</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>...przed
nami ANTIFLESH.</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Śmierć
była dla mięsa tylko krótkim snem z którego wybudził je
tajemniczy czynnik krążący arteriami wszechświata już od jego
zarania. Przypadek sprawił, że okruch lodowej skały niosący ów
czynnik przemknął przez zamieszkiwany przez nas skrawek galaktyki.
Mięso nim zapadło w sen, było człowiekiem. Inteligentnym,
przepełnionym marzeniami, konsekwentnie realizującym mozolnie
konstruowane na przestrzeni czasu plany. Nić łącząca świadomość
z mięsem została przerwana bezpowrotnie. Nie jest jednakże istotą
opowieści, co stanowiło ostrze ostatecznie przerywające łącze
między człowieczeństwem a pustotą wypełniającą ulegającą
rozkładowi powłokę. Wybudzony z pęt moralności i praw,
supremując zwierzęcą potrzebę mordu i pochłaniania ciepłego
jeszcze ciała kolejnej ofiary, narodził się nowy gatunek. Istota
cielesna, nie narodzona, zdeformowana, zdegradowana, wywyższona...</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Jej
antyludzkość. Antycielesność.</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Vomitor
pojawił się dość niespodziewanie wypełniając okular optyki
Zeissa. Pole strzału nie było czyste, co nie stanowiło jednakże
problemu, bo skutecznie przerzedzał otaczający go tłum deformantów
kilkusetletnim ostrzem, dając ostatecznie tym samym możliwość
podjęcia rozmowy w tych – nomen omen – nowych czasach... Dystans
kilkudziesięciu dzielących nas metrów topniał proporcjonalnie do
ubytku amunicji, w związku z czym dośc szybko mogliśmy już
wspólnie podjąć podróż do pamiętającego jeszcze czas Wielkiej
Wojny bunkra, tak rubasznie nazwanego przez właściciela „Moulin
Rouge”. Ok, nazwa to czysty żart, niewiast w kusych strojach tam
nie uświadczysz, no chyba że nagusek uwiecznionych w formacie
cyfrowym, ale nie spotkaliśmy się by analizować (dość pokaźne
zresztą) archiwa zgromadzonej w betonem wyściełanym lokum
kinematografii XXX. Poza tym, najpierw należało tam dotrzeć. A w
trakcie tejże podróży, pogaworzyć nam wypadało o tym i owym, jak
najbardziej związanym z twórczością wrocławskiego Antiflesh,
zarówno tą opublikowaną, jak i nadchodzącą coraz większymi
krokami. Ale po kolei, bo po oczyszczeniu nabijanej krzemiennymi
guzami pały z resztek obijanych nią nieżywych, wypadało mi się
po prostu przywitać.</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- Czołem Vomit. Jak to jest z tym Antycielesnym wymiarem istoty
ludzkiej? W tych i owych kręgach stawianym na piedestale a tak
naprawdę będącej jednak dość daleko od szczytu łańcucha
pokarmowego. Dosłownie ale i w przenośni.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Spytałem.
Bezpośrednio, bo i czasu było niewiele a dystans dzielący od
schronienia wbrew pozorom niemały. Łypnął złym okiem, splunął
na lepiące się ostrze i przecierając je niepierwszej świeżości
ściereczką wchałaniającą wilgoć gnijącej tkanki, podjął
opowieść.</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V.
- Witam.
Antiflesh czyli Antycielesny. Nazwa ta odnosi się do człowieka, do
tej typowej formy pasożyta w tym świecie. Człowiek to najniższy,
popierdolony gatunek, nic nie warty, żądający ciągle czegoś,
wznoszący bożków i inne twory ponad
wszechobecną naturę. Co do samej nazwy, to
odnosi się ona do tego, co się dzieje wewnątrz człowieka, ale i
do stanów które dręczą go od wewnątrz. Od złości poprzez
wściekłość, depresję, negatywne myślenie, ku samobójstwu,
najdziwniejszym fantazjom, etc. Ogólnie ta nazwa tyczy się wnętrza
człowieka, zniszczenia go 'do wewnątrz' jego osobowości, do
najczarniejszych chwil oraz samozagłady.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- No niewątpliwie wobec obserwowanej aktualnie progresji upadku
człowieka w jego duchowym wymiarze, wręcz proroczo to brzmiało w
chwili zrodzenia pomysłu na Antiflesh, bo zamysł powołania do
życia hordy zrealizowany został w 2013. Od tego też roku niesiesz
sztandar zagłady ludzkości wysoko ponad głowami tłumów. Świat
(podobno) poddany człowiekowi i jego woli, od dawna, teraz jednak
coraz wyraźniej, schyla się ku upadkowi. Ostatecznemu. Zniszczona
osobowość niejednego przywódcy ludzkiej zgrai, przyobleczona czy
to w politykę, religię, socjologicznie definiowaną wspólnotę
odmieńców lub wprost przeciwnie, wspólnotę występujących w
danej populacji jako większość i stanowiących ostoję normy,
prowadzi nas wprost ku Jądru Ciemności. Conradowskiemu
odzwierciedleniu szaleństwa...? czyż nie? Czyż trawiący od
wewnątrz jad, człowiecze zwierzę ostatecznie nie sprowadzi
samozagłady?</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V.
- Człowieka od zawsze toczyły różne myśli, od samobójstw,
depresji różnych schorzeń typu schizofrenia. Te zwierzę od zawsze
ma porobione w głowie. Ujmując w skrócie - człowiek od zawsze
szukał konfliktów, sposobu prowadzenia ludzi na sznurku aby
wykonywali jego polecenia o czym może świadczyć aktualna sytuacja
w Polsce, teraz czekamy tylko aż sytuacja sięgnie zenitu i będzie
wojna domowa.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>No
cóż, woja domowa to może to nie była, ale otaczające nas
postapokaliptyczne zgliszcza wśród których rozrastały się na
nowo siedliska cywilizacji, nie napawały nadmiarem optymizmu. Hordy
nieumarłych i innych paskudztw spłodzonych w jaskiniach mroku
wyobraźni pogłębiały uczucie beznadziei. Zmrok się zbliżał
znacznie szybciej niźli to przez atomową pożogą bywało,
musieliśmy się śpieszyć, dając jednakże odpór po drodze tej i
owej kreaturze pragnącej spożyć posiłek z naszych trzewi.
Rozświetlanie drogi pochodniami może nie było najlepszym pomysłem,
jednakże znacznie przyspieszyło pokonywanie drogi.</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- Czas zarazy (sic) znacznie ograniczył możliwości prezentacji
Antiflesh na scenicznych deskach, niemniej jednak przed tym całym
cyrkiem Twój band uzyskał już tu i ówdzie popularność jak na
warunki podziemia dość znaczną. Nazwa jest kojarzona i to chyba w
większości przypadków raczej pozytywnie. No i jednak przed inwazją
covidzombies udało się jednak zagrać kilka sztuk i to w
niejednokrotnie bardzo dobrym towarzystwie.</span></span></p>
<ol>
<ol start="5" type="I">
<li><p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">-<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;">
</span><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><b>Tak
to prawda. Zagralimy tu i ówdzie paręnaście fajnych gigów, min.
na Castle Party, Dark Fest, Darkness Fest, Impurity Death Fest czy
na Słowackim In Memoriam. Mieliśmy też sporo koncertów poza
festami min z Taranem, Hate Them All czy Furia.</b></span></span></span></p>
</li></ol>
</ol>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i><b>Bojowy
topór zatoczył krwawy łuk, odbierając kolejnemu ghoulowi
możliwości mobilne, co jednakże nie nie uczyniło jego
współplemieńców mniej chętnymi do wypełnienia swoich żołądków
naszymi coraz bardziej śmierdzącymi nieświeżością ciałami. Ale
skoro mowa o siekierach i ich cywilizacyjnych przodkach, nie
omieszkałem spytać o inny aspekt działalności okołomuzycznej
mego towarzszysza drogi.</b></i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><b>G.
- No skoro poruszasz temat festiwali, to istnieje też taki o nazwie
Siekiera Fest. Jesteś jego współorganizatorem. 2021 jeśli nie
okaże się tak problematyczny jak poprzednik, ma szanse przynieść
jego kolejną odsłonę.</b></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><b>V.
- Heh, mam nadzieję, że festiwal ujrzy światło dziennie i nie
będzie przenoszenia lineupu jak w 2020 na 2021 rok. Niestety odpadł
Bloodthirst, ale staramy się zastąpić ich czymś równie dobrym.
Na 2022 mamy już prawie pełen lineup i mogę powiedzieć na razie
tyle że będzie sporo kapel z zagranicy, min. Norwegii, Ukrainy czy
Rosji.</b></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><b>G.
- Jak widzimy, w opinii władz a i też sporej części obywateli,
zgromadzenia publiczne w przestrzeni publicznej wydają się być nie
do końca bezpiecznymi. A na pewno na chwilę obecną są literą
prawa (dowcip taki) co najmniej ograniczone, by nie rzec, że
niedopuszczalne.</b></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i><b>Nomen
omen. Poczucie bezpieczeństwa podczas domykania pokaźnych w swej
monumentalności wrót okazało się nieomal zgubne, gdy kolejne
kłapiące zgrozą i plujące mrowiem bakterii szczęki, o włos nie
zacisnęły się na przedramieniu mego interluktora. O ile broń
palna pozostała poza zasięgiem ręki, brutalne walnięcie pałą,
skuteczniej zniechęciło potencjalnego biesiadnika. Plaśnięcie i
nieprzyjemny rozbryzg tkanki nie przeszkodził w kontynuacji dialogu,
choć nastąpiło to dopiero po rozgoszczeniu się w przytulnym
wnętrzu Moulin Rogue. Z DVD pomknęły historyczne już dzisiejszego
dnia nagrania koncertów czasu początku zarazy. Półnagi, skryty
pod corpsepaintem jegomość w stanie dalekim od trzeźwości,
zasiadający na kanapie w swym saloniku i drący mordę do mikrofonu
podłączonego do laptopa bawił coraz bardziej.<a class="sdfootnoteanc" href="#sdfootnote1sym" name="sdfootnote1anc"><sup>1</sup></a>
Nie da się ukryć, że alkohol sączony z glinianych kufli też
dobrze na nas działał.</b></i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><b>Ale
jakąś alternatywą, przynajmniej na czas przeczekania tego
szaleństwa, wydają się być koncerty on-line. Czasem odegrane w
pełnym składzie w jednym miejscu, emitowane z klubu, zamkniętego
przed publicznością. Czasem, będące bezpośrednią, równoległą,
łączoną transmisją z miejsc pobytu każdego członka hordu. Co o
tym sądzisz? Widzisz w tym jakąś przyszłość, sensowny
potencjał? I ogólnie jak to oceniasz? Nie ukrywam, że siłą
rzeczy zbadałem to nowe zjawisko. Wniosek jest jeden: na tle kilku
naprawdę niezłych sztuk, można też obcować z niezłym gównem...
</b></span>
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><b>V.
- Co do koncertów online zależy od kapeli i jak to wszystko jest
zaplanowane, wiadomo - są perełki i jest Azazel :D</b></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;">G.
- Dwuutworowa epka z 2014, dla podtrzymania tradycji lat
dziewięćdziesiątych upadłego millenium, zwana (poza tytułem
właściwym) demem, to pierwsze materialne świadectwo istnienia
Antiflesh. Dwuskrzydłowy, czy jak kto woli, czteropanelowy digipack,
utrzymany w tonacji czerni – jak należy, z kolorowym bohomazem na
okładce (już niekoniecznie jak należy, wyrażającym cholera wie
co?), to Wasz pierwszy gwóźdź do trumny gatunku ludzkiego. </span>
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<ol>
<ol start="5" type="I">
<li><p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><b>Epka
powstała bardzo dawno temu jak i pomysły, bo około 2010r.
Dopiero po powołaniu Antiflesh, w 2013 roku byliśmy w stanie
wejść do studia i zrobić to profesjonalnie. Chcieliśmy umieścić
na niej cały klimat i emocje które w tamtym czasie nami targały.</b></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;"></p>
</li></ol>
</ol>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- Nie ukrywam, że „leśna” okładka do digital bardziej tu
pasuje. Dlaczego ostatecznie zdecydowaliście się na zmianę?</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V.
- Tak naprawdę nie zdecydowaliśmy się na zmianę, bo był to
wymysł któregoś z internautów i przyjęło się, my jako kapela
woleliśmy się skupić na nowych utworach niż na okładce z dema.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Tacka
odtwarzacza CD wysunłęa się bezszelestnie oddając płytę z małym
materiałem, aby w jego miejsce przyjąć zachłannie nowy, wyrwany z
czeluści digipacka uwolnionego z folii, pachnący nadrukiem dysk CD.
Szklące się szrone riffy poczęły ciąć atmosferę na przemian z
klimatycznie sączącymi się smolistymi smugami niespokojnych
dźwięków. Było to właśnie to, czego oczekiwaliśmy, by umilało
nam czas kontemplacji w normalnych czasach, przed początkiem
odosobnienia w schronach. Czarodziejka gorzałka też swoje czyniła.</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- Koniec końców, ruch towarów z Ameryką Południową został
przywrócony i ostatecznie kartony CD's na pokładzie jakiegoś
pirackiego u-boota trafiły pod osłoną nocy do Danzig, by następnie
gąsienicowym transportem opancerzonym dotrzeć do Breslau a dalej,
dzięki sieci przemytników do konkretnych odbiorców. Trójpanelowy
digipack utrzymany w czerni i bieli z lekkim dodatkiem szarości,
ujawnia raczej niewiele. Teksty pozostały tajemnicą. Czy są one aż
tak intymną częścią aktu Antycielesności, że postanowiliście
ich nie ujawniać, czy też są tak nieistotnym dodatkiem do muzyki,
że po prostu nie zależało na tym nikomu.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V.
- Teksty postanowiliśmy trzymać w ukryciu,
wokal w muzyce ma być jako dopełnienie tej goryczy, która się
toczy słuchając Ashes. Może kiedyś je opublikujemy, kto wie...</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- Poprzedzająca ep również tekstów nie ujawniła w swym
booklecie, choć jeden z nich zawisł na popularnym portalu
promującym muzykę metalową.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V.
- Tak jak w poprzednim pytaniu, wokal jest
dopełnieniem tego misterium, a tekst może wyciekł od kogoś od nas.
Zamierzchłe czasy i nie pamiętam już.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Tak.
Czas, ale i alkohol powoli zacierał wspomnienia. Tak kiedyś jak i
teraz. Rozluźniał, co czyniło pogawędkę zakrapianą okowitką,
coraz weselszą. Adapter przejął narrację dźwięków otoczenia i
ryjąc gwoździem płytę bakielitu, emitował coraz to bardziej
niepokojące dźwięki. Sięgaliśmy po klasyków gatunku.
Oczywiście.</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"> <span style="color: #444444; font-size: large;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;">G.
- Co nie jest tajemnicą na chwilę obecną, jest w planach split z
kawałkiem, który buszuje tu i tam w postaci digital singla. Będzie
to wydanie specjalne? W formacie 7”, kasety, czy może jednak też
i CD? Co w związku z tym planujecie? Że nie wspomnę o warzonych
piekielnych zaczynach pod kolejny duży materiał... </span>
</span></p>
<ol>
<ol start="5" type="I">
<li><p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">-
Będzie to split z radomszczańskim Morte. Co do wydania nie wiemy
jaki będzie to miało format ale nie wykluczamy także kasety,
wiadomo standardowo chcemy CD. Wszystko wyklaruje się w trakcie
gdy dostaniemy tracki od Morte i zaczniemy szukać wydawcy.</span></span></p>
</li></ol>
</ol>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G. - „Pieśń
o szubienicy” która wejdzie na tenże materiał, ponownie nagrana,
podrasowana rzekłbym, śmiga w sieci. Znikła wcześniejsza. Portal
z tubą w nazwie obok klipu tej 'starej' wersji ujawniał tekst.
Polskojęzyczny, łatwo więc i bez udostępnionego zapisu literowego
go wyłapać i przeanalizować po swojemu. Zwłaszcza, że
monumentalny, wolny, miażdżący wszystko jak walec na swej drodze,
jest dość daleką odskocznią od Ashes. Inspiracje Marduk jak dla
mnie są oczywiste – ultra szybko, szybko, walec, klimat i
kombinacje wcześniejszych.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">Hołdujecie
szwedzkiej szkole black metalu i to chyba nie ulegnie zmianie.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V. -
Postanowiliśmy zrobić to lepiej, gdyż nasz
basista uruchomił własne studio nagrań „Shaman’s Record’s”
(<a href="https://www.facebook.com/search/top?q=shaman%27s%20records">https://www.facebook.com/search/top?q=shaman%27s%20records</a><a href="https://www.facebook.com/search/top?q=shaman%27s%20records),warto">).</a><a href="https://www.facebook.com/search/top?q=shaman%27s%20records),warto"><span style="text-decoration: none;">
Warto</span></a> też dodać że spod
jego ręki wyszła min świetna płyta Odium Humani Generis
„Przeddzień”. Z poprzedniego nagrania nie byliśmy zadowoleni w
100%. Tu jest inaczej. Kawałek też różni się od tego co można
usłyszeć na Ashes, postanowiliśmy zwolnić, dodać tła które
budują odpowiedni klimat a wręcz podbijają to wszystko. Można
uznać, że trochę tworzymy jeszcze bardziej przemyślane kompozycje
które ukazują trochę odmienną formę tego co gramy.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G. - No a co
z tą oblubienicą o szyji smukłej niczym szubienica? Taki luźny
tekst, dla odprężenia, bo i kawałek jednak nieco inny i nie
pasował by do albumu, czy może jednak zmęczenie wiekiem? Nawet
życiem w ogóle? Bo chyba nie jest to zapowiedź skrętu w kierunku
SDBM?</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V. - Żadne
zmęczenie a tym bardziej pójście w stronę SDBM. O takich rzeczach
nie ma mowy. Tekst to wiersz belgijskiego XIX wiecznego poety Alberta
Giraud który idealnie się wpasował w klimat kawałka.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Szwendające
się zazwyczaj we wszystkich kierunkach ghoule zgromadziły się dość
licznie nieopodal wejścia do naszego obecnego lokum. Moulin Rouge
prezentował się okazale, zwłaszcza efekty działania jego systemu
obronnego, który eksterminował na różne sposoby [nie powiem
jakie, bo to nie istotne z punktu widzenia tej rozmowy] co bardziej
odważne osobniki, próbujące wedrzeć się na teren zakreślony
linią zasieków i pola minowego. Nie ukrywam, że poczułem się
bezpieczniej ze świadomością, że czas spożywania księżycówki
w betonem wyściełanych pieleszach, poza kilkucentymetrowej grubości
wrotami, będą zabezpieczać także urządzenia, których
efektywność nieco przerażała. Ale też i myśli siłą rzeczy
popłynęły w kierunku tych, których na pokładzie tej łajby już
nie ma...</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- To już 7 lat. 7 lat od kiedy powołałeś do życia Antiflesh. A
skład przez ten czas ewoluował. Nie ma już na pokładzie ludzi z
którymi nagrałeś demo – Chryca oraz gościnnie zaproszonego
Leviatana. Ba, odeszli również i ci, którzy przewinąć zdążyli
się jedynie tylko po to, by zagrać kilka sztuk, niekoniecznie dla
publiczności. Co z nimi?</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V.
- Tak szczerze nie mam prawie z nikim kontaktu jedynie z Chrycem
który porzucił grę na perkusji i zajął się jak na razie
amatorsko footgrafią. Co do Leviatana grał z nami przez bardzo
długi czasu na gitarze lecz niestety narkotyki i imprezowy styl
życia zrobiły swoje i kontakt został zerwany, nie tylko z nami
lecz także z innymi kapelami w których grał min z „Aurum Solis”
czy „Grimoirum”. Jon który grał z nami na basie grywał też w
Demogorgorn. Aktualnie H. Który gra z nami na gitarze udziela się
także w kapelach Grób czy Necrosys, R. nasz perkusista w
deathcorowej Synapsie, S. prowadzi własne studio nagrań Shaman’s
Records, no a ja udzielam się w black’n’rollowym Whoregrinderze.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.02cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;">G. -
Energia twórcza Cię w pewien niekontrolowany sposób rozrywa, bo
jednak brałeś udział jeszcze w dwóch projektach (z jednym nawet i
wspólnie ostatnio koncertowaliście, partycypujecie też na
Underground Covenant), aktualnie masz też na boku też i jeszcze
pewien band. Coś więcej na ten temat zdradzisz? Nieoficjalnie
posiadana przeze mnie próbka jednego z utworów, które zapełnią
pierwszy materiał, ujawnia inne oblicze black metalu. Nuta
uderzająca bardziej w brudny thrash rock and rollowy klimat,
nieodzownie niosący dalekie skojarzenia z mutacją Venom, Motorhead
i Sodom. </span>
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.12cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V.
- Nie lubię siedzieć w miejscu więc stąd mnogość pomysłów /
festów w których biorę udział, etc. Tak, drugi projekt to w ogóle
inne brzmienie. To mieszanka Carpathian Forest z rock’n’rollem w
stylu Motorhead z tym brudnym brzmieniem i syfem panującym wokół.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.12cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.12cm;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Kontrast
wnętrza Moulin Rouge urzekał luksusem, którego na zewnątrz nie
uświadczyliśmy w trakcie podróży. Beton chronił, ale w swych
trzewiach był niewidoczny, bo przytulnie skomponowany wystrój
wnętrza maskował go całkowicie. Ciągnące się za horyzont
(mikrohoryzont ograniczony dostępem sztucznego światła pomieszczeń
goszczących niegdyś rozmiłowanych w garderobie spod igły Hugo
Boss'a jegomości) regały eksponowały pełne dyskografie naszych
muzycznych bohaterów na przeróżnych nośnikach. Fotele coraz
zachłanniej wchłaniały rozluźnione ciała. Na twarzach gościły
radosne uśmiechy, co było zapewne efektem trawionych przez żywioł
w molochu kominka pniaków jak i ciepła wewnętrznego płynącego z
odkorkowanych dzbanów okowity i napełnianych co jakiś czas
kielichów. A rozmowa toczyła się swoim torem.</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Historic, Segoe UI, Helvetica, Arial, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;">V.
- Tak jak wcześniej wspomniałem, udzielam się w black’n’rolowym
Whoregrinderze którego materiał wyjdzie w 2021. Powoli szykuje też
materiał na pełniaka. Muzyka jest zgoła inna, miała być z
założenia brudna pełna syfu jazgotu i skoczna. Kapela H. - Grób,
nagrywa drugie demko. Z tego co mi wiadomo teraz szykują się do
wypuszczenia czegoś z Necrosys. Co do Synapsy, to nie wiem co mają
w planach. Za to zachęcam do korzystania ze studia
</span><a href="https://www.facebook.com/shamansrecords">https://www.facebook.com/shamansrecords</a><span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;">
które prowadzi S. Spod jego ręki wyszło min bardzo dobrze przyjęty
album Odium Humani Genris – Przeddzień czy Demo Grobu –
California Vomitoria.</span></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i>Czas
pogawędki umilała coraz śmielej tańcująca w żyłach
czarodziejka gorzałka, spływająca z jakby nie mogących wyschnąć,
przepastnych studni dzbanów-niedopojów. Ale i dźwięki kolejnych
wydawnictw o których na bieżąco przed chwilą dyskutowaliśmy,
odtwarzane to z płyt CD a to z taśm magnetofonowych, zastąpione
zostały klasykami. Oczywiście, że musiałem poddać torturom igły
gramofonu tym razem kamień milowy norweskiej (i nie tylko sceny), a
więc De Mysteriss Dom Satanas kultowego Mayhem. Ale skoro o MayheM
mowa...</i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- No to wróćmy do początku. Początkiem jest demo. Jakże ono mi
się, z tego co już wiesz, kojarzyło z klimatem DMDS. A paradoksem
jest, co z kolei ja wiem, że tej płyty raczej za wysoko nie cenisz,
jako i dorobku Norwegów..</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V
– Nie o to chodzi że nie cenię DMDS, album jest świetny,
klimatyczny i robi wrażenie, lecz (zawsze musi być lecz) bardziej
sobie cenię Ordo Ad Chao. Ten prowizoryczny chaos który tam panuje,
brzmienie które to dopełnia i niekiedy chore riffy są przeze mnie
uwielbiane.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- In Hell of Ice bardzo kojarzy się fragmentami partii wokalnych z
manierą Attili właśnie z okresu De Mysteriss...</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">V.
- Co do Attili uważam go za genialnego wokalistę, który bez
wysiłku robi rzeczy, przy których inni, mówiąc kolokwialnie
zesrali by się, może stąd też i inspiracje wokalne, które
przebiegają przez wszystkie kompozycje.</span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">G.
- Płodnośc Antiflesh po okresie hibernacji wzrosła znacznie, bo
następca Ashes jest w fazie kompozycji. Czego należy się
spodziewać? Będzie to bezpośrednia kontynuacja wypracowanej
stylistyki, czy też czeka nas rewolucja? A może wyważona progresem
nabywania umiejętności ewolucja?</span></span></p>
<ol>
<ol start="5" type="I">
<li><p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;">-
Zamiast „wyważona progresem umiejętności ewolucja” nazwał
bym to „dobraniem odpowiednich ludzi którzy wiedzą co mają
robić”. Kompozycje są cały czas w fazie przerabiania,
dobierania odpowiednich środków do nich, tworzenia tła, chórów,
wokali etc. Z początku myślelismy o 10 kawałkach na płytę lecz
aktualnie pozostało 8, w tym jeden cover Judas Priest, jako nasz
hołd legendzie. Co do albumu, to <span style="background: transparent;">będziemy
chcieli uzyskać miażdży efekt na poziomie „Ordo ad chao”
MayheM. Podobne pojebane riffy, pokręcone.</span></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
</p>
</li></ol>
</ol>
<p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i><span style="background: transparent;">Wywołano
wilka z lasu. Nieodzownym się stało sięgnięcie po vinyle z półki
z napisem „klasyka i kvlt!”. Skoro wspomniał o Judasach, czarny
placek z żyletą na okładce rozpoczął swój cykl obrotowy w
paszczy adaptera, a w kolejce przecież czekał Bathory i nie tylko.</span></i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><span style="background: transparent;">G.
- Cover Judas Priest? Zdradzisz jaki konkretnie?</span></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><span style="background: transparent;">V.
</span><span style="background: transparent;">-</span><span style="background: transparent;">
Niestety nie. Wszystko w swoim czasie.</span></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><span style="background: transparent;">G.
- Wspomniałeś o coverze, jako o hołdzie dla legendy. Wieńcząc
zatem oficjalną część tej pogadanki, powiedz, którzy wykonawcy
ukształtowali gust muzyczny i popchnęli ku metalowemu szaleństwu?
W konsekwencji, co najczęściej trafia do domowego odtwarzacza?
Które płyty uważasz za tzw. „kamienie milowe”, no i co z
nowości wydawniczych zafascynowało na tyle, że warto to polecić
innym?</span></span></span></p>
<ol>
<ol start="5" type="I">
<li><p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><span style="background: transparent;">-
Hmmmm, z wykonawców którzy w jakiś sposób ukształtowali mój
gust muzyczny na pewno wymienił bym Pink Floyd – niesamowity
klimat i kompozycje które towarzysza muzyce. Christ Agony –
pierwsze mocniejsze granie i fascynacja. Judas Priest – komentarz
zbędny. Behemoth – Thelema 6 płyta która mnie zmiażdżyła,
precyzja szybkość agresywność. Co do nowości rzadko słucham a
wręcz nie polecam każdy ma inny gust i nie mieszam się w to ale
z płyt które lubię ostatnio słuchać a wyszły, można uznać
dość niedawno : Bythos – The Womb of Zero, AC/DC – Power Up –
nadal mają to coś w sobie co sprawia że tą muzykę słucha się
z uśmiechem, można też wymienić Advent Sorrow które bardzo
często nie schodzi z odtwarzacza. Z niecierpliwością czekam
także na nową płytę Arkhon Infaustus, Carpathian Forest czy The
Ugly.</span></span></span></p>
</li></ol>
</ol>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="font-family: Segoe UI Semibold, sans-serif;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><i><span style="background: transparent;">Miło
się gaworzyło, ale przecież nie tylko o tym, co powyżej
streszczone. Nie czas i miejsce referować całość, bo gdy nastał
świt, każdy powędrował w swoją stronę. Ja wklepać sklecone na
szybkiego krwią zombiali notatki, wprost z notesu do komputerowej
pamięci. Vomitor pewnie by dalej coś komponować. A stwory jak
łaziły tak łażą.</span></i></span></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<div dir="LTR" id="jsc_c_5w5">
<p style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
</div>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br /></span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.03cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<p align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;"><span style="color: #444444; font-size: large;"><br />
</span></p>
<div id="sdfootnote1">
<p class="sdfootnote" style="margin-left: 0cm; orphans: 2; text-indent: 0cm; widows: 2;">
<span style="color: #444444; font-size: large;"><a class="sdfootnotesym" href="#sdfootnote1anc" name="sdfootnote1sym">1</a><span style="font-family: Roboto, Arial, sans-serif;"><span><span style="font-style: normal;"><span style="font-weight: normal;">
Azazel livestream show 30.10.2020 at Steelchaos 2020, Satanachia
live from Mänttä-city.</span></span></span></span>
</span></p>
</div><br /><p></p>re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-19571806043267890642019-04-28T13:09:00.001-07:002019-04-28T13:09:13.417-07:00Hate them All "Goat Tormentor"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicj6kQ6uDIZouRgfIk5eMr4dNkJ7TM3O35XJBZGqP7XeJP75ZTXTDj0sryrIYbn1CGoIS3kVGzJ8Za-eC-RD3kFKlk6EJxGhl7k8SMUWsc_Az3moxUEiV2j6pDX0y8Q-Vf9sMOy9HrUo0Y/s1600/HTA-GT.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-size: x-large;"><img border="0" data-original-height="1496" data-original-width="1509" height="317" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicj6kQ6uDIZouRgfIk5eMr4dNkJ7TM3O35XJBZGqP7XeJP75ZTXTDj0sryrIYbn1CGoIS3kVGzJ8Za-eC-RD3kFKlk6EJxGhl7k8SMUWsc_Az3moxUEiV2j6pDX0y8Q-Vf9sMOy9HrUo0Y/s320/HTA-GT.jpg" width="320" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: x-large;">Hate Them All „Goat Tormentor”</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: x-large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.96cm;">
<span style="font-size: x-large;">Koza
nigdy się nie opierdala. Zasadniczo wyspecjalizowała się w
dziedzinie pozowania na wszelakiej maści okładkach hord black metal
i w jego wszelakich hybrydach, no i jako pełnoetatowa twarz ZŁA,
pobiera całkiem pokaźną sumkę. I częstokroć przy okazji sama
jak nie wywija wiosłem to drze paszczę lub opierdala gary z
prędkością zazwyczaj wskazującą na wkurw permanentny, nasilający
się jak wzrastający huragan lub erekcja Rona Jeremy'ego. No cóż,
klasyczne bodanie rogalami jakkolwiek bolesne, (zwłaszcza, jeśli
nie mierzy w nieboskłon a w słuchacza) nie jest już tak medialne
jak kiedyś. Gorzej, że niektóre inicjatywy powołane do życia w
zamian za opiewający na mieszek talarów czek, wymuszają już
często wciśnięcie kosmatej dupy w garnitur i zamaskowanie smrodu
przepoconej sieci lepszymi perfumami, co przekłada się na (podobno
gustowne) pomniejszenie poroża a przynajmniej na odstąpienie od
napierdalania nimi w kierunku jeśli nie nieboskłonu, to już na
pewno w co bardziej wkurwiających lecz opiniotwórczych typów.
Gdyby to były jeszcze garnitury od Hugo Boss'a modele z lat 1933-45,
ale jednak nie. Armani i temu podobni. Bywa i tak.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.96cm;">
<span style="font-size: x-large;">Tym
'eleganckim' projektom jednakże KOZA tym razem nie patronuje,
albowiem Hate Them All jakoś od dnia powstania, zdegustowany
ówczesnym jak i obecnym stanem sceny, konsekwentnie olewa progres
nieuchronnie kierujący powstające kompozycje ku czystemu brzmieniu,
lepszemu studio i – a jakże – melodyjnym i miłym dla ucha
piosnkom, kosztem konsekwentnego rozpierdolu. No cóż, ale r'n'r nie
jedno ma oblicze, lecz niezmiennie kosmate i rogate w tym przypadku –
bo czarcie. O ile ujawni je spod naciągniętej na twarz kominiarki,
niezmiennie maskującej lico zarówno na koncertowych dechach jako i
na bookletowych fotkach. Ewentualne pozwy o obrazę jakichkolwiek
uczuć muszą zatem trafić w próżnię. I bardzo dobrze, bo nie
tędy droga do paszczy odtwarzacza.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.96cm;">
<span style="font-size: x-large;">Zgodnie
z nazwą, nienawiść do wszystkich jak najbardziej mile widziana,
głównie jednak słyszana. Black metalowy (podobno) łomot, choć ja
tu raczej słyszę porządną speed-thrashową jatkę zabarwioną
czarciną. Ale to jedynie nazwy o które kłócić się nie warto. A
zatem, siedmioutworowa epka w której program wchodzą ze dwa nagrane
na nowo szlagiery z poprzednich wydawnictw z gościnnymi wokalizami
tu i tam znanych jegomości, na dziś dzień z namacalnych nośników
oferuje jedynie CD, choć jest to idealny materiał na wepchnięcie w
vinylka, ale to przyszłość dopiero pokaże. Całe wydawnictwo to
około 18 minut rockandrolla w ostrym i niepokornym wydaniu o
stylistyce jaką tam sobie przypiszecie, a dla mnie totalna zabawa
kojarząca się najłatwiej z Motorhead, bo ich każdy skuma. Inna
baja, że jest im czasem do tej stylistyki nawet blisko. Ostre sznyty
niepokornie trykających rogali, skrzących iskry na strunach, kiedy
kopytka wioseł już nie ogarniają ze zmęczenia, emitują skoczne i
brudne riffy oraz zalew ognistych pierdunów basiska. No, a jakże,
są i otręby z naciągów otrzaskiwanych garów, które jakoś z
brutalnym traktowaniem nie mogą się pogodzić. Wrzaski są dość
konkretne, można je łatwo śledzić i bez książeczki z tekstem,
bo i narrator stawia na kontakt z odbiorcą, by ten nie do końca
traktował wokal jako kolejny instrument. No i dobrze, bo przekaz
liryczny jest jak najbardziej bezpośredni i wali po mordzie, aby
złudzeń nie było.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.96cm;">
<span style="font-size: x-large;">Dobra
epka. Takich jak najwięcej, bo i materiał krótki, poniekąd już
znany a przecież czegoś słuchać będzie trzeba z zestawu audio w
czołgu, kiedy przyjdzie opowiedzieć się po którejś ze stron i
napierdalać w pierwszej linii natarcia u stóp Megiddo.</span></div>
<br />re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-5611145406005520602019-02-24T15:18:00.002-08:002019-02-24T15:18:42.735-08:00 WARFIST Grünberger <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicG6EORHSOyyMyRjMNTBNbSeg0Owuw8jKam60DvEKy7CDAqST_cCdzb3H1aYzKPI3AmDDTT5eHM-P2dJfIeKLibfCefo75aOLNMqZ3hBoF4RTqa1Hu5cQQWTotIujn8pKk9AMKo8DP165H/s1600/Cover.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1400" data-original-width="1400" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicG6EORHSOyyMyRjMNTBNbSeg0Owuw8jKam60DvEKy7CDAqST_cCdzb3H1aYzKPI3AmDDTT5eHM-P2dJfIeKLibfCefo75aOLNMqZ3hBoF4RTqa1Hu5cQQWTotIujn8pKk9AMKo8DP165H/s320/Cover.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Wzniósłszy zakutą w blaszaną rękawicę łusek i ogniw pancerną pięść wojny, uśmiechnięty sardonicznie Pan Satyros, skrzesał w blasku wschodzącego Słońca iskrę budzącego grozę spokoju. Wiecznego spokoju. Zrzuciwszy szaty i pancerz, zasiadł wygodnie na stosie czaszek, by sięgając po gąsior lokalnie pędzonego wina, spojrzeć na oplatany rosnącymi wężami płomieni krajobraz Winnego Grodu... Mihu, dzierżąc niepodzielnie w kosmatej łapie swą marszałkowską buławę lidera, od samego poczęcia tego niepokornego tworu, poprzez półtorej dekady poronił kolejne płody muzycznego rozbestwienia, pośród których ostatni bękart, utrzymany w rozhasanym klimacie piwskiem zalanego wujaszka Toma i nieśmiertelnego Sodom - czyli wreszcie trzecia pełna płyta o swojskim tytule „Grünberger”, już właśnie rozrywa macicę niebytu i wylewa się w ilości kilku setek ku jak najbardziej materialnej gardzieli chętnych do defloracji odtwarzaczy CD. Zaprzyjaźniwszy się dość konkretnie z Satyrem, który konsekwentnie jako coroczny vip cyklu imprez winobrania mających miejsce w Grünbergu, również wypełnia swym sprośnym uśmiechem ostatnie okładki kolejnych krążków, zerka z podobnym uśmieszkiem z fotki zdobiącej booklet, zmajstrowanej gdzieś w piwnicznych podziemiach byłych składnic wina, emanując poczuciem świadomości mocy płynącej z każdej nuty wypełniającej nośnik. Klasyczny, brudny i rozpuszczony w niepohamowanej furii thrash metal powrócił z tryumfem już dość dawno temu na sceniczne dechy, co owocuje kolejnymi hordami, spośród których Warfist jak dotąd jest może mniej znany, to chyba jednak tym CD (chuj wie, bo może pojawi się też tasiemiec lub placek?) w odorze przepoconych skór i wytartych pasami amunicyjnymi dżinsów wdrapie się na wyższe, należne miejsce wśród Panteonu dzikusów i koncertowych zadymiarzy. Spoconymi, dość dawno nie mytymi a i do tego przerzedzonymi kłakami napierdalając w podscenicznym amoku lub w domowej zawierusze przerabiającej salonik ze sprzętem HI-FI w drzazgi, należy oddawać należny hołd tej płycie. Oddawać, bo usiedzieć przy niej na dupie jakoś jest trudno. Żywioł, który nie ogranicza się do nawalanki, po prostu mobilizuje układ nerwowy by mięśnie utrzymujące stertę przesiąkniętych alkoholem kości puścić w tan. Melodie spływające z gryfu wiosła, któremu akompaniuje pierdzące, wybijające potężniejsze jebnięcia basisko wespół z umiejętnie dewastowanym zestawem, mimo w chwili obecnej jedynie dwuosobowego składu, sprawiają wrażenie idealnie zsynchronizowanej hordy trzech złoczyńców, co zważywszy na klasykę gatunku – wystarczyć powinno. Jak kiedyś ktoś znaczący dla sceny wspomniał, gdy w zachwycie podczas każdego gigu namiętnie coverował Sodom, Venom czy Motorhead - „trzech skurwysynów w klasycznym składzie na scenie wystarczy”. I tak to jakoś pasuje idealnie do przypadku, bo gdy gitara czyni swoje, rznąc rdzawymi zębiskami riffów narząd słuchu a sekcja rytmiczna nie zasypiając gruch w popiele, nie zabawia się w bycie smutnym podkładem dla cudzych popisów lecz daje własne, sprawnie i kreatywnie kreśląc swe partie. Nieskończone studnie dźwięków emitują w eter miażdżące echo, pośród których nie ma bezsensownych pustych plam ciszy lub zlewających się w niezrozumiałą papkę kakofonii nakładanych bezsensownie na siebie ścieżek namnożonych niczym parzące się na wiosnę kocury. Ten materiał będzie brzmiał na koncercie zawsze idealnie, bo jest do odegrania bez pomocy żadnych pudełek na 220 czy 380 volt, tylko czysty rock and roll. A co ja tam pierdolę, nieczysty jak dupa szatana black thrash metal! No to Grunbergczycy – pijcie z Diabłem to piekielne wino!re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-32147539444715366752019-02-04T11:54:00.005-08:002019-02-04T11:54:59.262-08:00TRUCHŁO STRZYGI „Nad którymi nie czuwa żaden stróż”<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2SCyUQBpnjpVkd-2z5qs23le01HuEwFbRP7VwdwXZAfDaA5vs5RiZlboYNmvPKghS8JyO6yzPg6d937P-0L6tFeVZ7BTcwLfOz8PVmEU9vRJ_okaXzL90u1R5y7D0gqOrRZVetvVEz_B0/s1600/Cover.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2SCyUQBpnjpVkd-2z5qs23le01HuEwFbRP7VwdwXZAfDaA5vs5RiZlboYNmvPKghS8JyO6yzPg6d937P-0L6tFeVZ7BTcwLfOz8PVmEU9vRJ_okaXzL90u1R5y7D0gqOrRZVetvVEz_B0/s320/Cover.png" width="320" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">TRUCHŁO STRZYGI „Nad którymi nie
czuwa żaden stróż”</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">Nie
przebita osinowym kołkiem w miejscu, gdzie winien pracować mięsień
sercowy a przynajmniej jego mechaniczny zamiennik, z nieurżniętym
starym toporem łbem złożonym u stóp przed zabiciem wieka
trumiennej skrzynki rdzawym bretnalem, Stara Strzygowa powstała by w
niepełnym kwadransie trzema opowieściami punkowych bajek ululać do
snu. Wiecznego. Niekoniecznie jednak brata śmierci, bo jej truchło
powstało i podryguje rytmicznie miotając strzępy odpadającej
tkanki pośród pogującego u stóp scenicznego cromlecha tłumu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">Obskurnie,
prosto, szybko acz inteligentnie i z furią do przodu. Teksty aż za
bardzo metaforyczne, ale tak widocznie musiało być już w
pierwotnym zamyśle tworzenia tego mini. Alternatywnie spoglądając
na przemijanie, puszczając oko do chętnego by przeczytać wciśnięty
w booklet skreślony tekst, Strzygowa nuci powrzaskując piosnki w
swym przekazie wiodące od dnia narodzin ku nieuniknionej jesieni
życia, od której jedynie krok ku zimnem tkanej lodowej jamie w
macicy Ziemi. No cóż, na samym końcu i tak czeka nas „(...)
Dzień zamknięty we szkle</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">Ten
złudny spokój jesieni</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">Wiatr
plujący śmiercią</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">Zgniłość
kwiatów, łzy, lastryko i znicze (…).</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">Ale
i tak zawrzeszczmy wspólnie w chłodnym grobowcu - „(...)
chleba!!! (...)” i ruszmy w tan. W bezkompromisowe szaleństwo bez
nazw i stylu, bo ni to w punk, ni to w black, ni to w oldskull
uderza, bo ni cholery to w stylistykę Sex Pistols nie wpada, jest
dalekie od wczesnego czy późnego Darkthrone'a a i niedaleko jest mi
tylko dźwięczące nutką do rozbestwienia Sodom. Tak mi jedynie
zawiewa od północy dymem pokrętnie sunących smug skojarzeń, bo
od furii Impaled Nazarene nie sposób tu czasem uciec. Tętniące
sznyty riffów oparte na metalowym ciężarze ale przecież rozszalałe
w thrashowych łupankach i wrzaskach zdzierających gardło pospołu
z gromiącym bębny pałkowym. A i tak trudno tu mówić o
zapożyczeniach, bo to nasza Strzygowa wyciągnęła kopyta wygodnie
w niechlujnie skleconej przez pijaniutkiego cieślę z lokalnej
brzozy trumience. Podniosła swe Truchło i ruszyła w tan,
porywając już wraz z debiutem niemałe ilości metalowców
zafascynowanych kultem gas-maski w to potępieńcze kółeczko, jak
na wodzireja przystało.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">I
więcej mi nie potrzeba niż te tuzin minut, bo i tak klepię to w
kółko jak pojebany raz za razem, a przecież już po 6 minutach
młyna w lateksowym wdzianku zwieńczonym filtrem węglowym
oddychanie staje się sztuką. Przetrwania.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">Amen.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />
</span></div>
<br />re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-87036362174386844302019-01-29T08:53:00.004-08:002019-01-29T08:55:29.140-08:00Behemoth "I Loved You at Your Darkest"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3r-owBWxLFEa72hfGjQIIzrsGgAc2GNLxocivf33VrajQZ6PJ7h3S7zkemosvFDIVVnTSP24E0OiABmvtUV2U-_6aPutuUKSGB9czlYZ4ud-W8xi3LYyO8aUJ0yNxksd97Ptl5qhz9OLS/s1600/727109.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" data-original-height="700" data-original-width="700" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3r-owBWxLFEa72hfGjQIIzrsGgAc2GNLxocivf33VrajQZ6PJ7h3S7zkemosvFDIVVnTSP24E0OiABmvtUV2U-_6aPutuUKSGB9czlYZ4ud-W8xi3LYyO8aUJ0yNxksd97Ptl5qhz9OLS/s320/727109.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
BEHEMOTH „I Loved You at Your Darkest„</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wśród skrytych w głębi lasów Pomorza zapomnianych zgliszcz gontyn Sventevitha, przeminął czas undergroundu... Bestia zrzuciła spocone skóry przyozdobione rdzą łańcuchów i lśnieniem gwoździ, podkręciła wystylizowanego wąsa nad starannie brzytwą wygładzoną skórą twarzy i odpięła ostatni guzik skrojonej na miarę marynarki Hugo Bossa. Smród potu zastąpiła woń nienajtańszych perfum. Szatan wkroczył z manierą na salony jednym puszczając oko, innym pokazując środkowy palec. Jakkolwiek można zniesmaczać się otoczką jaką roztacza wokół siebie Behemoth i wręcz być zmierzonym teatrzykiem upublicznienia prywatności lidera tego przedsięwzięcia, tak też nie sposób zakwestionować muzycznego talentu osób zaangażowanych w stworzenie każdej kolejnej produkcji z tym logo, zwłaszcza wobec jej wielowymiarowości. Można tej muzy nie lubić, ale nie jest uczciwe kwestionowanie jej złożoności wynikającej z talentu rozwijanego tysiącami godzin prób, koncertów i pomysłów wylewających się ognistymi strumieniami z umysłów zaangażowanych w ich ostateczne uwiecznienie na tym czy innym nośniku. A jest tych nośników sporo, co osiąga dziś niewielu i to zazwyczaj tych co naprawdę stąpają stanowczo powyżej undergroundu. A dostępujemy tych dźwięków i z CD i z MC i z vinyla, przy czym vinyl w kilku wersjach bo i duży placek i dwa średnie a i wersje mieszane z dodatkowymi nośnikami. No códa, códa, gdzie ta wóda. Pytam po co? Można posypać groszem i nabyć wersję slipcase japońską z jednym kawałkiem więcej, ale nie pytajcie ile kosztuje, zwłaszcza, że booklet nie zawiera nawet tekstu do bonusowego utworu a jakieś krzaczory na obwolucie w charakterze dodatku jakoś latają mi osobiście wkoło zada. No ale skupmy się na muzyce. No i kurwa zonk... Przedostatni wypust, czy jak kto woli spust surówki z pieca hutniczego pomimo parcia naprzód w złożoności aranżacji raczej w kilku momentach nudził, by nie rzec, że wnerwiał swym patosem, niepotrzebnymi i przekombinowanymi pomysłami czym doprowadzał do wniosku, że wyjebać kilka kawałków i będzie zacna epka. Potem wyszły epki z naprawdę porządnymi B-sides, czym wywołały u mnie niemałą konsternację, bo okazuje się, że ten patos był jednak zamierzony. To nie był wypadek przy pracy. No i ILYAYD to potwierdza. Rozmach kompozycyjny, ciężar swobodnie przelewający się z momentami rockowych aranżacji po deathmetalowe sznyty, balansuje niczym dobrze zbalastowany kontenerowiec na wzburzonym oceanie, wgryzając się w kolejne spienione fale niedowierzania, kontrastującego z już raczej osłabionymi oczekiwaniami po poprzedniczce. A tu nie ma już ani jednej złej nuty. Są rewelacyjne, koncertowe wręcz momentami można rzec – hymny. Gdyby odebrać to z jakimiś wyjcami z churu czy innej sekty, pewnie była by totalna miazga emocjonalna odbiorcy, niepozwalająca wyjść z sali bez wyraźnie odkształcającej odzierz erekcji. Podarujmy sobie tytuły utworów otworów, zarówno bonusowy u japońca, bo pewnikiem czeka nas za chwilę zalew niepotrzebnie drenujących portfele epek, no ale może i wreszcie wznowienie w ludzkim nakładzie, dającym możliwość nabycia, jakiś składak z B-sides czy nawet z wszystkimi ostatnimi zapchajdziurami wydawanymi przez Aeon. No zobaczymy. Przyszłość pokaże. Tymczasem teraźniejszość pokazuje kolejny już klip na portalach yt czy vemeo czy coś tam, być może, że nie ostatni, dodając do całości kolejnego wymiaru. Bo ten, co kupuje te płyty w tym czy innym innym fizycznym nośniku więzione dźwięki, uwalniane potem czy z sykiem głowicy magnetycznej czy z trzaskiem płonącej igły adapteru czy w płomieniach wieżgającej soczewki, widzi, jakim nakładem pracy okupiony musiał zostać i projekt grafik i wplecionych w nie zdjęć. Kto czyta, ten rozpozna jak dużym krokiem jest każdy kolejny tekst spisany na przestrzeni dziś już dekad, niegdyś na obszarpanych kartach zeszytu, dziś raczej na skrywającym terabajty informacji dysku. Ostatnie lata oferują, mimo śmierci metalu w telewizji, rozkwit mniej czy bardziej chujowych obrazków na wspomnianych ileś tam znaków wcześniej portalach internetowych. No i przeskok oferowany kolejnymi obrazkami omawianej formacji też nie pozostawia złudzeń, jak wielka ilość osób zaangażowana jest w ten żywy mechanizm, którego macki wkraczają na dość absurdalne poletka karm dla zwierzaków, na co spuszczę kotarę milczenia, bo z dupereli dopuszczam jedynie klasyczny merch w postaci bluz czy koszulek i innych podobnych pierdół.</div>
<div style="text-align: justify;">
Konkluzja: płyta, która wobec pajacowania Adama nie wejdzie zbyt łatwo, no chyba że ktoś ortodoksyjnie wyznaje kult nazwy, wtedy nie ma za bardzo o czym pisać. A ja, o ile śledzę rozwój formacji od Grom, by cofnąć się do wcześniejszych wydawnictw i podążąć szlakiem rysowanym kolejnym wydawnictwem, to mam jednak do kapeli na B coraz więcej żalu. Kompletnie zgnoili idee BM, z którym nie mają nic wspólnego od lat i wielu wydawnictw, czym jednakże wycierają ryje na salonach bredząc niepotrzebnie. Gimbaza i tak łyknie. Ludzie o wyrobionym smaku, albo polubią bo smakuje, albo wyplują z obrzydzeniem. Od dawien dawna, niczym Niosący Światło z Edenu, tak w moim osobistym rankingu ekipa Nergala jako spadła z piedestału, stanowi mocną, ale ligę B. Na pewno nowa płyta wyniosła ją ponownie wysoko, ale nie mają już szans na powrót. Zresztą, kogo to w dzisiejszych czasach obchodzi? Do mnie dociera jedynie muzyka i cała reszta wpleciona w mozaikę ogólnie rozumianej w swej wielowymiarowości płyty. Całą otoczka zazwyczaj powodująca zniesmaczenie, najnormalniej powoduje odcięcie się od wszelakiego info na temat. Taka to już jest równowaga we wszechświecie...</div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-32300939077314341652018-05-03T09:05:00.001-07:002018-05-03T09:05:10.315-07:00STILLBORN Crave for killing<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVgE4QaUhRjrRUU0eiKt4ytkl6aoCBFu4W73JL78TqB_qKTcZytKMXvNzLrgnt-B-hxpu_G3Z_G8HjmyxQHJ9ots-D8iIn7pKhMDNTEA67n12vKLDL3PgluOFKYI83pus9AwI4iDUZJqzg/s1600/695797.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><span style="font-size: large;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="600" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVgE4QaUhRjrRUU0eiKt4ytkl6aoCBFu4W73JL78TqB_qKTcZytKMXvNzLrgnt-B-hxpu_G3Z_G8HjmyxQHJ9ots-D8iIn7pKhMDNTEA67n12vKLDL3PgluOFKYI83pus9AwI4iDUZJqzg/s320/695797.jpg" width="320" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-size: large;">STILLBORN Crave for killing</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.96cm;">
<span style="font-size: large;">Martwo narodzony
zmrużył swe powieki, ukojony szeptem recytowanych baśni
abortowanych i radosną pieśnią zamrożonych embrionów. Wyciągnął
swe kruche ramionka w miłosnym uścisku odtrąconego w martwicznym
rozkładzie płodu, zacisnął piąstki i... zapierdolił otoczonym
poporonnym śluzem kułakiem w zielonkawozgniłym kolorem migający
przycisk PLAY, czym uwolnił drzemiącą w plastikowej formie
srebrnego kręgu furię, ścinającą z mocą piły tarczowej łby
niepokornych. W ekstremalnych przypadkach wyrywającą się z leniwie
przewijającej się rolki taśmy, z wolna zaciskającej się na
gardle niewiernego.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.96cm;">
<span style="font-size: large;">Żądza zabijania
to 20 minut sadomasochistycznej orgii, wybijanej każdym kolejnym
bretnalem, każdym kolejnym uderzeniem piekielnego młota, coraz
głębiej zatapiającego kolce w układzie nerwowym skazańca,
pieszcząc go przez około 5 klepsydr, z aptekarską precyzją
odwracanych za każdym ostatnim upadłym ziarnem pustyni.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-size: large;">Ćwiek pierwszy – jakże szczere
wyznanie przyobleczone w deathmetalową formułę, już od pierwszej
nuty uderza twarzą słuchacza o bruk. Starodeicidowski sznyt,
okraszony tłuczonym w nieopamiętaniu zestawie, zwłaszcza
zmolestowanym werblem, nadaje charakteru całego małego wydawnictwa.
Ciul z tym, że tekst to poniekąd cover a na pewno parafraza z
hiciora boys bandu wyklutego u początku lat osiemdziesiątych, bo o
tym dowiedziałem się dopiero po uzbrojeniu oka w szkła
wyostrzające świat na dystansie mich z karmą. Muzycznie jest to
idealne wprowadzenie w szybki jak płonący pierdun Thora
rozprowadzony po nieboskłonie materiał, w którym nie ma odrobiny
nieprzystającej do tematyki albumu łagodności. Zwolnienia dające
możliwość zagęszczenia atmosfery ciągnącym i lepkim riffem
nadają jedynie smaku i wprowadzają w uderzenie drugie – być!
Krótszy i nie poddający się jakimkolwiek ograniczeniom wałek, już
samym tekstem definiujący czym są zasady. Ot, taka piosnka o tym,
jak powinno być w relacjach międzyludzkich. Nieco furiackich
przejść uwalniających demona mającego w planach rozdupcyć werbel
w drzazgi przy wizgu gitarowych bełtów, mknących po uwolnieniu
cięciwy napiętej jak moralność polityka kuszy, ku obranemu celu.
Odsłona trzecia – tytułowa żądza zabijania! No tak, ponownie
nagrany wałek z pierwszego w historii Poronionego demosa z 1999.
Kawałek nie zestarzał się ani o jotę, ponownie nagrany w obecnej
formule, nabiera jedynie jadu i mocy, bo już w pierwowzorze
rozpieprzał wszystko na swej drodze niczym taran deflorujący
dziewictwo wrót zdobywanego zamczyska. Po tym tornado, już musi być
nieco wolniej, toteż i gwóźdź numer 4 – Korowód, to przy
okazji ambitnie wplecione w metalową rozwałkę słowa wiersza
Leszka Aleksandra-Moczulskiego, jakkolwiek wzbogacone w stosownej
chwili o jakże słodko brzmiące „kurwa”, tak też i
reprezentujący o wiele bardziej bogato rozbudowaną technicznie
konstrukcję utworu. Zgrabne operowanie zmianami tempa rzężenia
gitar i młócy basu i bębnów, pospołu z (znowu Deicide!, jak za
młodu!!) dwuwokalnym, na przemian wrzaskliwym i growlem niesionym
potężnym przekazem zawartym w wersetach suwalskiego poety. No i na
koniec – numer 5, Staroświeckość we mnie jest. Moloch song, bo
aż 6 minut dźwiękowej przemocy. Podzielony na dwa bloki oddzielone
może sekundową przerwą, wypełniony w drugim akcie klimatyczną,
wolną przenikającą całokształt solówką wiodącą całe
instrumentarium ku walcowemu pochodowi, wieńczącemu
płytkę/kasetę/może (kiedyś) vinyl, a wcześniej wypełniającemu
początek utworu. Tekst jak zwykle nie pozostawiający pola do
różnorakich interpretacji, światopogląd mieleckiego hordu od
zarania skiby gruntu z gównem pod kamień węgielny, nie uległ
przesunięciu ani o stopień na wschód. Cóż, okręt ich na kursie
66'6'' od dwudziestu już lat.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.63cm;">
<span style="font-size: large;">Trzy uwidocznione
w czarną smołą malowanym booklecie, wściekłe na cały świat
pisanki zagrzmiały po raz enty, niewiele wyzierając z obłapiającej
je mazi. I tylko te szubieniczne sznury rozpięte na rzymskim
narzędziu kaźni, wieszczą niespokojnie...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-77388170354013046322018-04-26T13:26:00.001-07:002018-04-26T13:26:03.759-07:00KINGDOM "Putrescent Remains of the Dead Ground"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkNyq_D05ZWTzvAxsxioIIvzQX5-VvwoCatFYFFC9BSQZa3UF-uTn42NXYD7f8M6n8k-UGN6a8sF52Tn6OeK38hxRSRi5sIwDwPN2zesBYchBxa8o8cUD8W_qrrg_4JkJBvg3qTpavTM7U/s1600/697893.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="color: red; font-size: large;"><img border="0" data-original-height="265" data-original-width="265" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkNyq_D05ZWTzvAxsxioIIvzQX5-VvwoCatFYFFC9BSQZa3UF-uTn42NXYD7f8M6n8k-UGN6a8sF52Tn6OeK38hxRSRi5sIwDwPN2zesBYchBxa8o8cUD8W_qrrg_4JkJBvg3qTpavTM7U/s320/697893.jpg" width="320" /></span></a></div>
<span style="color: red; font-size: large;"><span id="goog_1609429995"></span><span id="goog_1609429996"></span></span><br />
<a name='more'></a><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: red; font-size: large;"><span style="font-family: Calibri, sans-serif;"><span style="text-decoration: none;">KINGDOM</span></span></span></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-decoration: none;">
<span style="color: red; font-size: large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-decoration: none; text-indent: 0.97cm;">
<span style="color: red; font-family: Calibri, sans-serif; font-size: large;">Królestwo
rozwarło swe wrota po raz siódmy. Krusząc pieczęć dwuletniej
ciszy, uwolniło strumienie ognistej mazi riffów i piekielnych
werbli spływających z gnijących trzewi martwej ziemi. Spadł
knebel rdzy z szczęk zawiasów a usta wrót wypełnił jęk... Jak
na deathmetalową bestię przystało, tym nieomal półgodzinnym
materiałem trzej królowie zdesekrowali wszystko, co nie zdążyło
umknąć a pozostało w zasięgu zwiniętej w pięść krogulczego
pazura. Diabelski młot zatoczył osiem smolistych łuków, po
dwakroć spluwając strzępem tkanki na cztery strony świata, by
strzaskać grobowce ludzkości.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-decoration: none; text-indent: 0.97cm;">
<span style="color: red; font-family: Calibri, sans-serif; font-size: large;">Bezpardonowa,
a mimo to pełna technicznych smaczków dźwiękowa jatka przetacza
się niewzruszenie, niczym walec przez zgliszcza szpitala zakaźnego,
skutecznie annihilując żywe, miażdżąc je pospołu z martwym i
dogorywającym. Stojąc nieco na rozstaju dróg, nie mogąc się
zdecydować w pełni, czy oddać hołd jedynie starej szkole brutal
death metalu okraszając ją większą dozą melodyjności i
techniki, operator machiny zakręcił profilaktycznie kierownikiem
krwiożerczego kombajnu nieco na północ, deflorując nieco poletka
black metalowej bezkompromisowości i furii lat dziewięćdziesiątych,
kiedy gatunek ten nie brał jeńców. Naturalną konsekwencją tego
zabiegu było kolejne sięgnięcie po perłę z dorobku sceny
norweskiej tamtych lat, tym razem objawiające się coverem
Nieśmiertelnego – Blashyrkh. Dziewiczo biały śnieg spłynął
smolistą sraką tworząc węglowe bałwany diabelskiego pomiotu, bo
na krew tu już nie ma miejsca.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-decoration: none; text-indent: 0.97cm;">
<span style="color: red; font-family: Calibri, sans-serif; font-size: large;">Pulsująca
nawała nut emitowanych przez większość programu z prędkością
światła, już w chwilę po odpaleniu CD miota brzeszczotami
wizgających solówek i korbaczami gruchocących gnaty riffów, i tak
nieustannie przez około 8 i pół stojącej na mym biurku klepsydry,
a wszystko to przy akompaniamencie uruchomionej na paliwie
rakietowym młockarki, wbijającej ćwieki raz za razem,
okaleczając...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-decoration: none; text-indent: 0.97cm;">
<span style="color: red; font-family: Calibri, sans-serif; font-size: large;">Krótka, ale
jakże intensywna deathmetalowa produkcja, udowadniająca, że w tej
dziedzinie jeszcze długo nie zostanie powiedziane ostatnie słowo,
bo pomysłowość zgranych muzyków zawsze wyda na sponiewierane łono
świata coś świeżego, aczkolwiek niekoniecznie ładnie pachnącego.
Bo świeże ścierwo nie jest złe. A to nie jest grzeczny metal dla
plastikowej młodzieży ale solidny, osadzony na technice, ale
bezwzględny death metal. Płyta która niewątpliwie wzniosła
Kingdom o kilka kolejnych szczebli wzwyż na drabinie różnorakich,
nikomu normalnie myślącemu niepotrzebnych rankingów. Nazwa
zobowiązuje. Królewskie granie!</span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-7856296699067169032018-01-15T13:40:00.004-08:002018-01-16T12:20:17.609-08:00Black Altar / Beastcraft "Winds ov Decay / Occult Ceremonial Rites"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYITQ6S_vDNdF538k6U8Xpl63JnC9r8LXuN5vcIlV6LOrwVmSOd1uuxVAAj2tfo8speEReGCsGiCaq3X9eIqhBiz69iqzDF_xmbnD2PZWgE8eYfa9uCVs6uJ5CIU_w-7tXglXcxDg96tkO/s1600/684267.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="385" data-original-width="385" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYITQ6S_vDNdF538k6U8Xpl63JnC9r8LXuN5vcIlV6LOrwVmSOd1uuxVAAj2tfo8speEReGCsGiCaq3X9eIqhBiz69iqzDF_xmbnD2PZWgE8eYfa9uCVs6uJ5CIU_w-7tXglXcxDg96tkO/s320/684267.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="background-color: white; box-sizing: content-box; break-before: auto; color: #2d2d2d; font-family: -apple-system, BlinkMacSystemFont, "Segoe UI", Roboto, Oxygen, Ubuntu, Cantarell, Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm; z-index: auto !important;">
<span class="gwpf24fc125_colour" style="box-sizing: content-box; color: black; z-index: auto;"><span class="gwpf24fc125_font" style="box-sizing: content-box; font-family: "calibri" , sans-serif; z-index: auto;"><span class="gwpf24fc125_size" style="box-sizing: content-box; font-size: 16px; z-index: auto !important;">Cień spełzł spomiędzy konarów powalonego dębu, przeniknął bagniste ścieżki mazurskiego uroczyska widmowym marszem znacząc szlak topielców i zawył po raz enty swą pieśń trybutu dla obcych zmarłych, wzywając imię ducha nie swej pomsty, od połowy dekady wśród cieni Niflheim błąkającego się w upajającej sytości chłodu i cierpienia potępieńców. Alastor – jego imię, z jakże odległego południa skrzydłem wichrów trupiostrzępych żagli przygnane - podjął zew w sześciu pieśniach pochwalnych (swej) śmierci...</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="background-color: white; box-sizing: content-box; color: #2d2d2d; font-family: -apple-system, BlinkMacSystemFont, "Segoe UI", Roboto, Oxygen, Ubuntu, Cantarell, Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm; z-index: auto !important;">
<span class="gwpf24fc125_colour" style="box-sizing: content-box; color: black; z-index: auto;"><span class="gwpf24fc125_font" style="box-sizing: content-box; font-family: "calibri" , sans-serif; z-index: auto;"><span class="gwpf24fc125_size" style="box-sizing: content-box; font-size: 16px; z-index: auto !important;">Lata minęły od czasu gdy olsztyńskie mokradła opanowały strzygi, w bezkarności coraz śmielej wznoszace owłosione swe łby ku wędrującej kuli lodowego okruchu, skrzącego co noc w aksamitnej przestrzeni skry z kowadła skradzionego ognistej kuli nieboskłonu światła narodzin kosmosu, a Shadow osiadł na północy planety, by wśród inkantacyjnego transu wezwać Alastora Nefasa z niebytu.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="background-color: white; box-sizing: content-box; color: #2d2d2d; font-family: -apple-system, BlinkMacSystemFont, "Segoe UI", Roboto, Oxygen, Ubuntu, Cantarell, Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm; z-index: auto !important;">
<span class="gwpf24fc125_colour" style="box-sizing: content-box; color: black; z-index: auto;"><span class="gwpf24fc125_font" style="box-sizing: content-box; font-family: "calibri" , sans-serif; z-index: auto;"><span class="gwpf24fc125_size" style="box-sizing: content-box; font-size: 16px; z-index: auto !important;">Split ten, to zlepek dwóch materiałów. Pierwszy - z powodzeniem mogący stanowić autorską epkę Black Altar, wzbogaconą o cover, oraz drugi - sześć utworów z repertuaru nieistniejacego i nie mającego już żadnych szans na odrodzenie Beastcraft, które nie uraczą już raczej żadnej siedmiocalówki.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="background-color: white; box-sizing: content-box; color: #2d2d2d; font-family: -apple-system, BlinkMacSystemFont, "Segoe UI", Roboto, Oxygen, Ubuntu, Cantarell, Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm; z-index: auto !important;">
<br style="box-sizing: content-box; z-index: auto !important;" /></div>
<div align="JUSTIFY" style="background-color: white; box-sizing: content-box; color: #2d2d2d; font-family: -apple-system, BlinkMacSystemFont, "Segoe UI", Roboto, Oxygen, Ubuntu, Cantarell, Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm; z-index: auto !important;">
<span class="gwpf24fc125_colour" style="box-sizing: content-box; color: black; z-index: auto;"><span class="gwpf24fc125_font" style="box-sizing: content-box; font-family: "calibri" , sans-serif; z-index: auto;"><span class="gwpf24fc125_size" style="box-sizing: content-box; font-size: 16px; z-index: auto !important;">Intro – jak to nazwa, po prostu wprowadzacz. Wypełniony niepokojem, zimnem i kosmiczną skostliną klimat wypełzającej z nieprzeniknionej otchłani grozy, cuchnącej po prostu rozrytym grobem wszechświata... Tophet – poparty sugestywnym obrazem, najmroczniejszy element materiału ze strony Czarnego Ołtarza. Zapewne zwiastujący nowy, obrany w tabunach kadzideł kierunek. Dolina Gehenny niesie nadal na grzbietach chłostą gnanych riffach swąd spalonych ciał dzieciątek w paszczy Molocha. Miotając się w łańcuchach spazmów szaleństwa rozsadzającego niemogący zmieścić ogrom zła umysł, oślepiony wizjoner wypluwa na cztery strony świata z wiatrem miotane słowa potępionego Cienia, zawodzi i wyje. Black death metalowa pieśń wybijana piszczelami na kotle sprawionym ze ściągniętej z żywego człeka skórze, coraz głębiej zapada w świadomość, z każdym kolejnym gromem, niczym dobijany młotem ćwiek, dźwigający skatowane ciało na hakach drzewca. Wirtuozeria i wizjonerstwo w jednym, pospołu dały możłiwość spotkania z utworem idealnym, łączącym niepokojące riffy black metalowej stylistyki i skrzące iskry death metalowe smagnięcia żelaznej rózgi, siejącej nie mniejsze zniszczenia niż rdzą pielęgnowane ostrze, puszczonej w wir kosy. Szlacht! Giną nienazbyt pokorni, gdy wyprostowane karki ścina wyszczerzając swe kły, nie do konca ponury dziś żniwiarz. Odsłona trzecia – Wiatr Zgnilizny. Oto zew dzikiej natury, która drzemiąc, przebudza się z furią huraganu i uderza. Siejąca odłamkami, pełna furii black death metalowa jatka z pierwszych linii frontu szwedzkiego. Nawała wirującej w upiornym młynie stali siecze, gruchota i szarpie nie biorąc jeńców, martwych uszczęśliwiając a okaleczonych w okopach pozostawia na wypełniony męką skon. Łańcuchy napędzające piekielną machinerię przeskakują w trybach przekładni na kolejny poziom, by w teatrum deprawacji unieść kotarę i ukazać upiornym widzom akt czwarty. Znany od pół dekady z kompilacji między(wymiarowej)narodowej w hołdzie Alastorowi Nefasowi - „<span style="box-sizing: content-box; z-index: auto !important;">The Beast Awakens - A Tribute To Trondr Alastor Nefas” 'Pentagram Sacrifice' z repertuaru Beastcraft, to wierna, bez silenia się na niepotrzebnie deformujące oryginał zmiany, wersja pojawiającego się na demosie i na debiucie utworu sprzed nieomal ćwierćwiecza. O wiele czystsze brzmienie, równie siekące co pierwozór, doskonale oddające klimat potęgi sceny szwedzkiej sprzed lat, tak dzielnie starającej się dorównać swym owianym złą (nie)sławą sąsiadom krainy leżącej na szlaku ku północy. Zwieńczeniem jest – a jakże, duszne, nieco industrialno-ambientowe outro i... zindustrializowana wersja Tophet, zapewne dość ciężkostrawna dla purystów gatunku, po którym rozpoczynamy obcowanie z martwa już dziś legendą Beastcraft. Kto wie, może z jakichś piekielnych czeluści sam Szatan wyrzyga coś zaginionego z twórczości tej komandy, która w tak nawiązując do klasyki gatunku, stworzyła ocierającą się o ideał miksturę stylistyki stricte szwedzkiej jak i norweskiej wizji black metalu. Może znowu głośniki wypełnią nie koniecznie jedynie świszczące batożeniem szybkie cięcia ale i równie klimatyczne, mroźne pasaże wiodące przez lodowe pustkowia dominium Ymira. Tego nie wiem, niekoniecznie na to czekam, bo jeśli spłynie ku paszczy mego odtwarzacza, łakomie, niczym Moloch, pochłonę...</span></span></span></span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-24780804853754438462017-12-29T13:49:00.005-08:002017-12-29T13:49:40.709-08:00Serve / ProFanatism - "Painful Incarnations / Light Devourer" [Zły demiurg Prod.]<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1mmESSvMDcDpZKUtLNWlhLKYPfpoWdYLpKJoJEb9ALkjOQdGgadEyTCPCJFTduyRHusTjVsr8oxXwxDamQtmwOJckBd2YdBr7aLurvg8umQmBjHi5hH3vsO3Szxm37vI_9pWyqrn3CcXw/s1600/687235.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="color: #674ea7; font-size: large;"><img border="0" data-original-height="254" data-original-width="162" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1mmESSvMDcDpZKUtLNWlhLKYPfpoWdYLpKJoJEb9ALkjOQdGgadEyTCPCJFTduyRHusTjVsr8oxXwxDamQtmwOJckBd2YdBr7aLurvg8umQmBjHi5hH3vsO3Szxm37vI_9pWyqrn3CcXw/s1600/687235.jpg" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #674ea7; font-size: large;">ProFanatism / Serve SPLIT tape</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #674ea7; font-size: large;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #674ea7; font-size: large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="break-before: auto; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.04cm;">
<span style="color: #674ea7; font-size: large;">
Oh Klio, mądrością pełna Ty - muzo, zwojem papirusu przeszłości
strzegąca, co skrzepem liter jej oblicza zmienne kreujesz. Apollina
liry, wierna w orszaku dziewięciu siostra. Zwoje odrzucił
wspólczesny świat, nad mozolnie kreślony ręki ruchem atramentu
znak, cyfrowe a niematerialne, jakże ulegające deformacji znamię
przedkładając. Zapis dźwięku ewoluował od klasycznego zapisu
nutowego na przestrzeniach papierowych kart, przez mniej czy bardziej
doskonałością naznaczone materialne nośniki, które chyba
niebawem odejdą w zapomnienie, ku wirtualnym, przepaścią
terabajtów znaczonych granic kości pamięci. Po kościach twórców
pierwszych dzieł znanego oblicza cywilizacji niewiele zostało, gdy
skruszone zębem czasu w bezimiennych zbiorowych mogiłach czy
kryptach złotem zdobionych trumien gardzieli katakumb, sprawiedliwie
obróciły się w proch i pył. Takoż i wąż zżerajac swój ogon,
zapętlił czas by powrócić ku jednemu z pierwszych, przypisanych
gatunkowi nośników. Bo nic tak nie oddaje ducha lat 90 ubiegłego
wieku szczezłego w konwulsjach umierających planet millenium, jak
obarczona niedoskonałościami, ale i pełna uwielbienia taśma
magnetofonowa, zamknięta w cromlechu kasety. To ona wyprowadziła z
mroków piwnic wiele wielkich nazw spośród tych, co wówczas
rozpoczęli swoją batalię, gdy łącze sieci nie obejmowało swymi
mackami niczym przebudzony Cthulchu, nieomal każdego zakątka tej
zatręchłej planety.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.04cm;">
<span style="color: #674ea7; font-size: large;">
Zły Demiurg po raz kolejny dopuścił się aktu kreacji, której
owocom wielu życzyło by jedynie aborcyjnej agonii w łonie noszącym
przeklęte dwakroć nasienie nihilizmu i zła. Jakkolwiek aberracją
naznaczony czy szaleństwem jedynie namaszczon jest umysł
potencjalnego odbiorcy, i tak chętnie i z perwersyjnej przyjemności
spazmem po te dźwięki sięgnie, upychając w paszczy decka, czy
może jednak Molocha mordzie, ziejącej nienasyconą jeszcze pustką
- ów nośnik.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.04cm;">
<span style="color: #674ea7; font-size: large;">
Program strony A – bolesne wcielenie w nieustannym cyklu kołowrotu
narodzin i śmierci, obracającego się bezwzględnie od pra-początku
ku nieskonczoności. Materiał z debiutanckiego demo ProFanatism,
pierwotnie wypełzłego z anty-materii Nocy ku wypełnionemu
nadgniłym światłem obliczu świata w roku 2014, na srebrnymi
ścieżkami tkanym krążku CD, to inne niż obecnie znane oblicze
profanujących z fanatyzmem heretyków dwojga kontynentów. Z jednego
rogu nie raz miód spijali by dziś oddaleni morskim oddechem
Boreasza, zasilającego żagle drakkarów tworzyć coś odległego od
swych pierwocin. Dobrze, że wreszcie materiał ten doczekał się
prezentacji właściwego nośnika i grafik owej epoki, bo osadzona w
duchu lat sceny drugiej połowy lat 90 muzyka, jakkolwiek zwiewna
wijącymi się wężowymi splotami solówek, gęsto oplatającymi
głośników bryłę, daleka jest jeszcze od hekatomby pomysłów
zaklętych w elektronicznych tłach dopełniających Hereticon.
Typowa dla ducha minionego stulecia płynność bazująca na melodii
spływającej lawinami z gryfu, wypełnia trzy rozbudowane i jakże
już zróżnicowane w swej strukturze dość potężne, bo ponad
sześćiominutowe akty. Powróćcie do korzeni łamiąc anielskie
skrzydła w wiecznej pustocie zawieszone przez złodzieji światła...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.04cm;">
<span style="color: #674ea7; font-size: large;">
Program strony B – pożeracz światła. I czy to zbieżność
wątków wystąiła przypadkiem czy za kosmicznym splotem strun? Nie
odgadnę i nie zamierzam. Niczym prometejska wizja buntu wobec woli
bogów, przypłacona porażką, obarczona karą. Udręką spętanego
u szczytu Uralu skazańca będzie wątroba co dzień po wyżarciu
odrastająca, jako co dzień powracające światło, pochłaniane
paszczą mroku nocy każdej, wraz z ustąpieniem z pola nieboskłonu,
woźnicy ognistego rydwanu. Inne spojrzenie na black metal, poddanie
się jego wizji skłaniającej ku bardziej bezkompromisowej, na pewno
surowszej, może nawet skażonej prymitywizmem początku lat 90 i
bardziej przepełnionej nieokiełznanym szaleństwem annihilacji.</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.04cm;">
</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.04cm;">
<span style="color: #674ea7; font-size: large;"> To jedynie cztery kompozycje wyszarpane ze spłodzonego już w 2013
cyklu słonecznym materiału Serve, który mimo kilku prób, jak
dotąd nie doczekał się namacalnego nośnika, a który skazi Wasze
umysły po zubożeniu go o jeden utwór z materiału pierwotnie
wypełniającego nigdy nie prezentowane szerzej Demo 2012 oraz dwóch
z materiału tytułowego, nie do końca pasujących do idee fixe,
choć niewątpliwie nadających mu w swej odmienności specyficznego
klimatu. Ale może i przyjdzie czas na publikacje i tych dźwięków
wzbogaconych o nowe... ale to pieśń przyszości, której tu nie
szukaj, bo te około 22 minut oddaje hołd czasom minionym, kiedy na
północy globu płonęły jako żagwie siedziby bogów wschodu a
szron kruszył każdą ze spływających z powstających na potęgę
taśm nut, bo norweska wizja była tą najwłaściwszą, a jednak
nasza scena potrafiła wykształcić na tej kanwie coś własnego,
zaszczepiającego specyficzny rodzaj niepokoju, czy nawet lęku... A
minęło ponad 20 lat, mimo przesypujących się kolejnych ziaren w
klepsydrze postępu, był to kolejny samorodek niosący powiew
klasycznego postrzegania muzycznego ekstremizmu, tonącego w
zróżnicowaniu formy, nawiązującej nie tyle do ultra szybkich
nawalenek podrasowujących nieokiełznane pościgi na gryfie co i
nawet do smutnych, gotyckich monumentów, wplatając też i
niespodziewane dla formuły rozwiązania, jakimi są próby (czy
udolne to już oceńcie sami) w miarę czystych deklamacji Szymona na
tle łagodniejących aż do przesady nut. Materiał zestarzał się,
bo i możliwości „domowych studiów nagrań”, osadzone w
osobistych komputerach przyniosły przez te kilka zaledwie lat nowe
możliwości, ale przecież ten kaseciak ma być jedynie świadectwem
chwili minionej, która nie miała na celu tworzenia gatunku na nowo
a jedynie jego odświeżenia w i tak klasycznej formie. Jeśli
przeznaczenie pozwoli, projekt ten będzie kontynuowany, na co
osobiście liczę a jeśli jednak nie, taśma ta będzie kolejnym
okruchem skruszałej tablicy z maksymą Non Omnis Moriar...</span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-7184415009123907832017-11-13T14:19:00.004-08:002017-11-13T14:19:56.044-08:00ANIMA DAMNATA „Nefarious Seed Grows to Bring Forth Supremacy of the Beast„<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikcf-gfmMcDEfRHcS4o3BXOjOudhjsETYGRpXT1G6S0EDI9Qw-3cYNyXfUOal1zSDxCJmietPec5VS92WNGGf3hRv3DC-5QFxZnbcToWqeoDlGps4VUF3ttExKKP1dbgboudpPa_99IDDD/s1600/674224.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-size: large;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="480" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikcf-gfmMcDEfRHcS4o3BXOjOudhjsETYGRpXT1G6S0EDI9Qw-3cYNyXfUOal1zSDxCJmietPec5VS92WNGGf3hRv3DC-5QFxZnbcToWqeoDlGps4VUF3ttExKKP1dbgboudpPa_99IDDD/s320/674224.jpg" width="320" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; page-break-before: auto; text-indent: 0.99cm;">
<span style="font-size: large;">Wrocławski hord – ANIMA DAMNATA, po dekadzie wydawniczego niebytu
i lekkim zreformowaniu składu, powrócił aby udowodnić że,
bestialskie i odhumanizowane dźwięki, oparte na brutal death metalu,
nie odejdą nigdy do skansenu sztuk zapomnianych. Nie ma na to
nadziei dla środowisk rozmiłowanych w pokoju (wiecznym) i wyciach
anielskich chórków, bowiem zaangażowanie (czytaj: pasja) osób
kreujących ów dźwiękowy terror, graniczący jednak z fanatycznym
uwielbieniem dla muzyki samej w sobie, nie pozwoli im nigdy zawiesić
instrumentów na przysłowiowym kołku (szubienicy). Osoby (podsądni)
tworzący Duszę Przeklętą są
w większości weteranami sceny, pożerającymi chleb z niejednego
pieca, których wypieki przecież każdy z nas posiada w swych
domowych kolekcjach. Różnorodność stylistyczna hołdująca i tak
bezkompromisowości i zezwierzęceniu obyczajów, nabiera tu nowego
wymiaru. Oczywiście, okraszona jest namiastką techniki gdyż
spłodzenie tylu muzyczno-werbalnych bękartów ku czci Rogatego i
jego stadku demonów musiało odcisnąć swe piętno-skarb czarownicy,
czy też przynajmniej glejmo pospolitego wiedźmaka. Jednakże, bez
obaw. Spocznijcie przed świątyniami zestawów hi-fi w objęciach swych foteli, moi złem przepełnieni
akolici albowiem, nie ma tu mowy o żadnym wymuskanym w studio tworze
z pogranicza prog czy technical czy jak to tam zwykło się w
zachodniej części kontynentu wyrażać o namaszczonym
umiejętnościami graniu. To nadal jest brud, chamstwo i rdza
łańcuchów na przepoconych skórach i dżinsach, jeno że wobec
niebagatelnego doświadczenia współzbrodniarzy doprowadzone do
takiego poziomu, poza którym nie stworzono jeszcze (zapewne
chwilowo) nic, a poniżej którego po prostu już było by akurat IM
WŁAŚNIE po prostu wstyd cokolwiek spłodzić, nawet jeśli wypełzło
by to na ten posrany świat ze splugawionego gwałtem i mordem
nieprawego (jasne że lewa strona autostrady) łoża. Wspólne dzieło
będące efektem wspomaganej instrumentarium, studyjnej orgii
dokonanej jakoś w ostatnich urywkach bieżącego cyklu słonecznego,
w bólach porodowych i mękach piekielnych powstawało przez jakieś
sześc lat i musiało odczekać około dwóch lat, nim zostało
rozsiane wraz z pomorem po naszej krainie łez, więc nie dziwota że
jest to emanacja najczystszej furii, wściekłości i co tu dużo
pisać – zbydlęcenia. Długo nie doświadczymy ponownej dawki
takiego nagromadzenia zbrutalizowanej a zarazem nie popadającej w
kakofonię muzyki, czemu uległo wcześniej wielu niedoświadczonych. Necrolucas pospołu z Necrosodomem wydali na łono
świata po prostu kolejne dziecko Rosemary, porównywalne w swej
skuteczności działania do źródła zamieszania w klasyku filmu
romatycznego – Braindead, a więc osławionego małopszczura. Ta
płyta gryzie, tnąc brzeszczotami dzikich i nieokiełznanych riffów
tkankę pospołu z kośćmi, z chirurgiczną precyzją skalpela w
rękach patologa dokonującego pośmiertnych amputacji. Szarpie
blastami z efektywnością piły łańcuchowej w rękach szalonego
seryjnego mordercy, torującego sobie drogę przez zatłoczone w
godzinach szczytu metro. Nie zawiera w sobie ani jednej drobnej
plamki pustej, niezagospodarowanej pod dźwięk przestrzeni. Tętni
swym indywidualnym, jakże nabrzmiałym zombi-ropą, ale jednak
życiem. Dzikość i furia przekazu werbalnego to nic jak dotąd
nowego z czym nie obcowalibyśmy pod tą nazwą, niemniej jednak poziom
frustracji osiągnął pułap nieboskłonu, gospodarzowi którego
zresztą o(b)mawiana czarcia załoga nie za bardzo sprzyja,
wychwalając ile się tylko da imię oponenta. Przepełniona jak
najnowocześniejszymi, niespotytkanymi na płytach kolegów po fachu
patentami, które niewątpliwie niebawem okażą się obfitującym dla naśladowców źródłem inspiracji, koegzystuje z klasycznymi już
dla gatunku brutal satanic death metal zagrywkami. Ultra szybkie
riffy, przeganiane blastami, kraszone lekkimi zwolnieniami będącymi
polem popisu dla efektownych przejść i spływających jeszcze szybciej
mikrosolówek, bywają idealnym tłem dla kontrastujących, bo
utrzymanych w średnich tempach ciosach z gwiżdżącymi, wyjącymi
wręcz w niskich tonach gitarowymi pochodami.</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
<span style="font-size: large;">Różnorodność,
oto recepta na skuteczność ataku. Cóż, ziarno to kiełkowało
naprawdę długo i zapewne modyfikowane było w piekielnym
laboratorium, zapewne nie tylko genetycznie. Dekada absencji to szmat
czasu w którym piekło może i nie zamarznie ale podążający tam z
pełną świadomością i zapałem ochotnicy potrafią zmajstrować
genialne dźwięki. Jednakże przy tej częstotliwości, to za jakieś
dwie kolejne płyty wobec naturalnego zużycia wątroby, dźwięków
tych na tej planecie dane mi już nie będzie uświadczyć.</span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-80491578043971928312017-11-03T17:20:00.003-07:002017-11-03T17:20:29.898-07:00RITES OF DAATH „Hexing graves”<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRCtm9TD061jlzjMBb6tfOOqrGHHWY-6C-d8EtWrJ1lvCgoodi765NeAsnWh15pWuG8UI83smrmO8tEfSNl-L5divkM_1HcNT4pILc5hoAbChqRFA54V_2VWG8KpB-skL2_6uJ1TOrt0U4/s1600/672938.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="400" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRCtm9TD061jlzjMBb6tfOOqrGHHWY-6C-d8EtWrJ1lvCgoodi765NeAsnWh15pWuG8UI83smrmO8tEfSNl-L5divkM_1HcNT4pILc5hoAbChqRFA54V_2VWG8KpB-skL2_6uJ1TOrt0U4/s320/672938.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
Nad
rozwartym oczodołem sarkofagu, zatroskane lica czterech Nierządnic
Cmentarnych, rozsupłało mapę Drzewa Życia, pożądliwie chłonąc
świetlistą ścieżką upływająca Wiedzę o stanie WSZECHRZECZY...
Przemianowane córy Babilonu wkroczyły hałaśliwie na ścieżkę
potężnego brzmienia, debiutując niewiele ponad dwudziestominutowym
łupnięciem zgłębiając tajemnice Kabały. Cóż, dwa niedostępne
chyba nigdzie dla osób spoza kręgu znajomych formacji materiały
demo, jeszcze z okresu działania jako Cemetery Whores wrażenia
zrobić nie mogły, jako że nigdy mego odtwarzacza jako i większości
potencjalnie zainteresowanych nie tknęły, ale skromy udział w
bardziej już dostępnym na rynku splicie sprzed roku, dość głęboko
wrył się w pamięć, bynajmniej nie tylko z uwagi na miażdżący
cover z repertuaru Celtyckiego Szronu, co jednak bardziej wobec już
wtedy lekko nadgniwającej aury, niosącej zapowiedź tego, co czynią
pod nową nazwą. I to prezentują w debiutanckim mini CD, pod
patronatem kasetowych grobów...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
Introdukcyjny,
wprowadzający a zarazem tytułowy utwór, oparty na wolnym i
emitującym w czasoprzestrzeń niepokój riffie, ślizgającym się
po martwicy i galopującym rozkładzie materii, przechodzącej w stan
już jedynie luźnego związku pierwiastków – deformuje. Deformuje
obraz prezentowanego stylu, ale tylko po to, by już po około 182
sekundach uderzyć w dzwon, którego nie sposób tak łatwo
wygłuszyć. Dzwon obrzędów nekromancji w podziemiach, czy może
jednak kościstym szczątkiem ludzkości wyściełanych katakumbach
prastarej otchłani u podwalin Roma. Dzwon grzmiący deathmetalowym
brudem sprzed dnia narodzin gatunku, okraszony w tyglu wiedźm
szczyptą szwedzkiej i brytyjskiej klasyki gatunku lat 80/90, które
nie zrodziły się w ogniskach doliny Hinnom... Siermiężny,
przygniatający ale i melodyjny death metal, przechodzący od
powolnego walca ku gromiącego rytmem metamorfoz buldożera, czy już
ku inkarnacji szleństwa nieposkromionego w strumieniu dźwięku na
tle którego podwójne wokalizy unoszą pieśń buntu ku
nieboskłonom. Grobowy Upiór, odsłona trzecia, kontynuuje rzeź i
bezlitosny taniec święta grzechu w średnim tempie, bo upojone już
smakiem krwi ghoule na sprofanowanych zgliszczach świętych miejsc,
przeżuwając Gorzkie Wnętrzności Ziemi odsłony czwartej, syczą w
zadowoleniu i lenistwie zaspokojenia żądz krwi. Krótka acz
treściwa dawka mocnej nuty, kruszy czarne wnętrze ziemi...
Przyspieszając w wieńczącej epkę kompozycji Najświętszej
Świętej Śmierci, czteroosobowa horda pokazuje to co ma w sobie
najlepszego, czego – mam nadzieję – da przykład w nadchodzącym
wydawnictwie. Świadomej wirtuozerii w której lekko przenoszą swe
codzienne frustracje na bezemocjonalnie emitowane z kunsztem dźwięki.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
I
jest to uczta, choć tak nagle, jakby rzeźnickim tasakiem ucięta,
jako połać mięcha się też i kończąca, dająca poczucie
niedosytu ale i łechtająca nozdrza wizją (zapachem) nadchodzącego
większego dostatku. Czy tak będzie? Oby! Stosując współczesne
słownictwo - „gruz” pierwszego sortu sypie się ze ścian przy
tym materiale. Aby zasypał przy pełnym materiale.</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
<br />
</div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-45160444971311212872017-09-18T13:59:00.003-07:002017-09-18T13:59:24.644-07:00Tiil Sum "I nie ma śmierci, i sen jest tylko..."<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgF66PayUXcpMDaI9IPvpgC84vDSIjrF3MxiI8n1r-HE6Dk-J3OCAsl4hxk6eVuRf8kBQEnf-aBFyyKYYc3gEMDk3hE-7zh_7Rle-5R93pv_1z5Spw9esFXilUmyoQKFiyNtl8u77Zoj2IV/s1600/634879.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-size: x-large;"><img border="0" data-original-height="320" data-original-width="315" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgF66PayUXcpMDaI9IPvpgC84vDSIjrF3MxiI8n1r-HE6Dk-J3OCAsl4hxk6eVuRf8kBQEnf-aBFyyKYYc3gEMDk3hE-7zh_7Rle-5R93pv_1z5Spw9esFXilUmyoQKFiyNtl8u77Zoj2IV/s1600/634879.gif" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: x-large;">Tiil Sum „I nie ma śmierci, i sen
jest tylko...”</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: x-large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; page-break-before: auto; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-large;">
Senna mgła, zaciskając węzeł nieświadomości na pragnącym
niebytu umyśle, dozuje śmierci siostrzaną ulgę, gdy rozpadające
się za życia truchło zawiera kotary swych powiek, kończąc
tysięczny akt w spektaklu nieustannego cierpienia. Spływa powoli,
wyzbywając się z każdą ustępującą minutą onirycznych wędrówek
złudnych nadziei przebudzenia w lepszym świecie, bo tam ból tylko
czeka i masochistyczna rozkosz...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-large;">Norweska
aż do bólu i nim przepełniona w każdym calu, muzyczna podróż
śniegiem okrytymi dolinami i w ich płaszczyznach żłobionymi
arteriami krętych ścieżyn, prowadzących ku nieuniknionemu.
Wodzone słowem skazanego na powolną agonię piewcy „cierpienia
prawdziwego”, nikomu już dziś chyba nieznanego (no poza
charczącemu te wersety zgnilizny Legionowi), martwego – a jakże!
- Kazimierza Ratonia, wbijają w niziny stanów depresyjnych. Bo
jakże gnijący żywcem, bez znieczulenia, mógł on widzieć ten
świat? Skreślone deformantem metafor wewnętrzne cierpienie,
nieznane nikomu innemu poza żywym trupem zwiedzającym śluzem
zbrukane katakumby toczącej go choroby, trzykroć zawyło z
nagrobnego epitafium ustrojonego leśnym wzorem digipacka CD. Zawyło
północnym wichrem, pchając drakkary-widma przez morza północy ku
zatraceniu.</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-large;">Immortalowski
topór zatoczył krwawy łuk, siekąc i miażdżąc od pierwszego
riffu bezlitosnym dźwiękiem emitowanym z kolumn zestawu hi-fi. I
choć nie jest to w żadnym calu kopia Battles in the North, to ten
duch, ten DUCH, jest tu obecny, bo szronem tkane warkocze riffów,
nizane strunami gitar na strugi gęstego dźwięku spływającego z
gitarowych gryfów, mrożą. Legion stając na wysokości zadania,
rewelacyjnie zaaranżował trudne do wyartykułowania w
blackmetalowej formule polskojęzyczne wersy, wplatając je
umiejętnie między drążące lodową skałę zmienną melodię
skostniałych riffów. Typowa dla Skandynawii narracja a jednak
umiejętnie przełożona na bardziej typową dla naszej sceny
melancholię i zwątpienie wylewające się z każdego zwalniającego
i łkającego zawodzącą solówką dźwięku, swobodnie mogącego
także zaistnieć na niejednym, nie stroniącym od metalowych
naleciałości, gotyckim wydawnictwie. Tysiące samobójczych myśli
wyrażone w niewiele ponad kwadransie zabijają wszelakie próby
umiejscowienia tego krótkiego materiału w gronie klimatycznych a
zarazem zrozumiałych dla większości ludzkiego mrowia form przekazu
muzycznego, bo uwikłanego w brutalną i brudną formułę. To
zrozumie jedynie ten, co miał styczność choć raz z tymi tekstami i
zrozumiał, kto cierpiał pospołu z tymi co w przepełnioną
księżycowym światłem noc na ławce w parku lub na cmentarnej alei
wycharczał ku tafli Luny wersety swej ulubionej pieśni sprzed 2-3
dekad z butlą w dłoni. Materiał hołdujący manierze lat
dziewięćdziesiątych, kiedy blackmetalowa scena przeżywała swój
rozkwit, płodząc obficie materiały będące do dziś dnia
kamieniami milowymi gatunku. Schlebiający głównie szybkiej ale
nierzadko i popadającej w zwolnienia formule, obficie serwującej
soczyste strugi sunących po gryfie nut cierpienia i zadumy nad
smutnym żywotem, którego kwintesencją jest wpychające w
szaleństwo oczekiwanie wybawiającej z łańcuchów bólu śmierci.
Ta epka to przedstawiciel klasycznego a zarazem najlepszego oblicza
gatunku, nastawionego na agresywny przekaz z dużą dozą melodii i
charakterystycznego, zimnego brzmienia, stworzonego daleko tam, na
północy, w piwnicach. Jakże owocny wydało plon, to sczerniałe
ziarno...</span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-8968438086077479532017-09-07T14:35:00.004-07:002017-09-07T14:35:39.701-07:00NEKRON "Psychosis"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieEwMYnBP9F2XokR6-JGYn1TTG5aDiIJDIpDHNVDfbNgQFWN28G8zEXSpXPVtCE_slzk_OL6Tr0JnkIyQtmMqJFJb_1XOC6uZVGq_2-sLThp5UzJYF7567QciGIrlqNwXSoNb0HXmlsCNo/s1600/nekron+fo.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><img border="0" data-original-height="352" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieEwMYnBP9F2XokR6-JGYn1TTG5aDiIJDIpDHNVDfbNgQFWN28G8zEXSpXPVtCE_slzk_OL6Tr0JnkIyQtmMqJFJb_1XOC6uZVGq_2-sLThp5UzJYF7567QciGIrlqNwXSoNb0HXmlsCNo/s320/nekron+fo.jpg" width="320" /></span></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">NEKRON „Psychosis”</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"></span></div>
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; page-break-before: auto; text-indent: 0.72cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Wędrowiec międzywymiarów, w bezkształcie skryty i bezkolorem
skreślony w czerwonokrwistej tafli zwierciadła wrót je dzielących,
zmaterializował swój byt po raz trzeci. Wychynął spoza
niezmąconej powierzchni obnażając oblicze w pięciokrotnej
emanacji dźwiękowej wrzasku stygnącego w swych trzewiach kosmosu.
Zbezczeszczony palcem demiurga, pierwotny chaos w rozszalałej furii
eony temu wyemitował w przestrzeń antykosmiczne fragmenty materii
wyłaniające z pustki i ciemności pień drzewa antytezy życia.
Antymateria... Tryskająca z przepastnej otchłani nicości w
okiełznany welonem nocy kosmos, strzaskanym w wielkim wybuchu
kruszcem, wyłoniła martwicę by zrodzić trzeci szept
niewypowiedzianego... Węzeł milionów strun czasu, nizany niczym
koral na rzemieniu rzeczywistości, pękł - uwalniając ze
skruszonej skorupy bańki materialności, wieszczące niepokój
strugi lamentu umierających światów, zapładniając żyzne połacie
niebytu wrzaskiem narodzin nowego.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.72cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Czerwona
Wizja, sunąca serpentynami rodzącej się na nowo przestrzeni i
drgań czasu uwięzionych w klepsydrze około półgodzinnej podróży,
wyszarpuje krwawym ostrzem z jej ram niemalże siedmiominutowy
fragment czasoprzestrzeni, drążąc powoli tkankę, sięgając w jej
niezbadane granice jestestwa narkotyczną wizją. Prastare zaklęcia,
szeptane tysiące pokoleń wstecz przez szamanów nad niosącym ich
myśli przed oblicza bóstw - wywarem, otworzyły ponownie wrota.
Bezgłośnie, niezauważenie. Sunące za wonnym śladem kadzidła
dźwięki monotonnej gitary, wiedzionej klawiszowym pasażem,
momentami monumentalnie grzmiącym, niczym zapowiedź nadejścia dnia
Upadku Nocy. Szkliste Oko wędrowca nieboskłonu zawarło powiekę
nurzając świat ponownie w bezświetlnym negatywie, by wybudzić z
letargu, czy może katatonicznego rigor mortis Miejsca Snu Martwych.
Druga wizja Nekrona wiedziona sunącą przez mglistą ścieżkę
katakumb solówką, spływającą w głąb pół-świadomości, nie
daje złudzeń, że krążek hołduje wolnym, marszowym pochodom.
Klimatycznemu, wypełnionemu odorem rozkładu tkanki i powiewu magi
pęku dźwięków generowanego w ogarniętym Psychozą umyśle.
Umyśle wędrującym w ciemnościach pułapek świadomości na skraju
szaleństwa. Monotonnie wybijany rytm perkusji i nieodparcie
kojarzonych z genialnością Filosofem, równie powolnie
wkraczających swym pluskiem klawiszy, otwiera umysł odbiorcy na
inny wymiar. Pojmowanie wykracza poza fizykę materii a może po
prostu obarczone aberracją staje się jedynie coraz szerzej rozwartą
bramą, poza którą rozciąga się jedynie dominium cieni. Tam,
poza, Na Rozdrożu, w blasku trzech dzierżonych w drżącej z zimna
dłoni świec, złożył ofiarę krwi i wezwał ponownie istoty spoza
granic postrzegania. Zapomniana Sztuka przyzywania bezkształtnych
istot wybrzmiała, enigmatycznie i metaforycznie ilustrując modus
operandi nawiedzonego czy może wpędzonego już w szaleństwo umysłu
niepogodzonego ze światem, na który został skazany, jak każdy z
żywych a przechadzający się pośród nieumarłych.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.72cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Nieomal
półgodzinna, nawiedzona mantra ku chwale pradawnych rytuałów
krwi, przyobleczonego w kosmicznohebanową czerń akolity,
wychylającego oblicze z ascetycznego bookletu ku zrezygnowanemu
światu, to trzeci akt kontynuowanej od 2012 roku ścieżki. Nie
oczekujcie odkrywania gatunku na nowo, bo tego już raczej nic nie
zmieni – to zawsze będzie klimatyczny metal oscylujący na granicy
black, zorientowany na powolne, czasem utrzymane w średnim tempie
utwory oparte na płynącym, lepkim riffie, z rzadka przechodzącym w
żywszą strugę energii, którą wiedzie niczym szamański tamtam,
dudniący dźwięk perkusji (raczej automat, ale nieistotne)
wybijającej swój powolny, marszowy rytm wywołujący stan lekkiego
odrętwienia. Zawsze dominującą rolę będzie pełnił
elektroniczny instrument, nadający tej niezmierzonej przestrzeni
pozbawionej dostrzegalnych granic nocy i eteryczności przechadzek po
skrytej we mgle cmentarnej alei, przez którą przenikać będzie
akcentujący każde wydeklamowane z rozwagą słowo, wokal Nekrona.
Ale dla ceniących sobie tę właśnie stylistykę, każda kolejna
produkcja jego wyobraźni, będzie cennym elementem dorobku krajowej
sceny.</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.72cm;">
<br />
</div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-58431273007431937082017-08-14T15:16:00.003-07:002017-08-14T15:16:17.038-07:00HELL'S CORONATION „Antichristian Devotion”<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfqq-V9IoKZ47N8J4uiQ3b1A8-PaMgtnQrgbdA5fSh0xpjiLy0aKI42l3Eh0tiQy71SN4SMTt6Xl2EF49sHwhKep1cjggRIoh2-Cp0jkirq2KYwF3D1JOrZ1Pbvw76Dge2isBJgSs3h-mE/s1600/649945.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="636" data-original-width="400" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfqq-V9IoKZ47N8J4uiQ3b1A8-PaMgtnQrgbdA5fSh0xpjiLy0aKI42l3Eh0tiQy71SN4SMTt6Xl2EF49sHwhKep1cjggRIoh2-Cp0jkirq2KYwF3D1JOrZ1Pbvw76Dge2isBJgSs3h-mE/s320/649945.jpg" width="201" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
HELL'S CORONATION „Antichristian
Devotion”</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; page-break-before: auto; text-indent: 0.97cm;">
Oto czas Besti nadszedł po raz wtóry, odmierzając jego upływ
skruszonej klepsydry miechami, gubiąc kolejne ziarna pustyni w
kosmicznej, hebanem barwionej przestrzeni, czy może jednak w
dominium pustki. Dwadzieścia jeden minut, nieomal, jako diabelskie
oczko w karcianej o duszę z kostuchą szaradzie, czterokroć przez
głośniki kasetowym deckiem przemówiło, stawiając ten maleńki
monolit klasycznego nośnika przed zachwytu pełne, mamroczące
małpy... Czyście zrozumiały, walcząc pod kromlechu wieżą o
kość, co w pałki oręż – kruszyciela kości, się zmieniła?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
Nie
uzyskasz miłosierdzia – tako szepce, a może spluwa pod wiatr
demonów chór, tego nie odgadnę. Może to jednak tylko potęionych
wrzask w śpiew zakutej anielicy w szczerniałej iglicy, ku
nieboskłonu nimbie pnącej smukłe lico, co ku uciesze piekielnych
sług obsług kotła, zapleciony? MayheMowski klimat, choć w
bardziej deathmetalowym wydźwięku tu króluje, a jednak i tak ku
fiordom Nord Wegen zaciąga, mimo że w Pomorzu swe leże zakutał.
Nic to, bo już od pierwszej nuty drugiego utworu, niczym Robak
Wiercący w Owocy Mnie Samego, tym opętanym, pulsującym basem
przenika, nawet bardziej niż bijący w trakcie nocnego pochówku
zbrodniarza, spękany dzwon. W spelśniałą cegłą budowanej wieży
dudni swą fałszywą pieśń, zwodzoną na pochybel smutną solówką
i charkocącym, a jakże wieszczącym głosem. Dodni ten bas, sunąc
za solówką, sunąc za bębniącym, niczym tamtak łowców głów
zestawem, powoli, ku zatraceniu. „(...) ale popiół odchodzi,
Krwawa kurtyna pokryta ogniem, I umarł dzień (…) - tako szepce ów
głos, by wpaść w odmęty upajającej otchałni rzeki smutku, gdy
rozpoczyna wybrzmiewać „Tormentor of Cross Worship”, nieco
szybszy, ale nadal w średnich tempach, nadal kraszonym tą
pulsującą, zgniłą aurą basu, żywcem wyszarpaną z DMDS
nieśmiertelnych MayheM, którzy jak widać potrafili zarzucić swój
żałobny kir na niejedną stylistykę czącego Śmierć i Noc
metalu. „(...) Słyszę dźwięki splątanych ust; Rzucam cień
rogów, niech gniją (...)”, nadal podszeptuje zdradliwy ów głos,
z każdym kolejnym zawojem taśmy kasety rzucający słowa, wpadając
między wilcze zawodzenie wznoszone wśród gromów burz...
Aghhhh.... oto nadal kroczy w średnich tempach maszyna oblężnicza,
zwiększąjc nieco obroty, tylko po to, by klimatycznie przesiąkając
cmentarną aurą, objąć w posiadanie w wieńczący owo demko Tron
Wiecznego Zatracenia, smoliście błyszczący w asyście
pojawiających się jako smaczek, przepięknie ciągnących w finale
śluz trupiego rozkładu klawiszach, wabiących krucze cienie, jako
outrodukcja swe pieśni wplatając. Deklamujący swe lucyferiańskie
przesłanie Zepar i Coffincrusher kroczą labiryntem zawiłości
„upośledzonej harmonii”, jako kaganek, Gwiazdy Zarannej światło
niosąc ku wyczekującym jasnych (daremnie) odowiedzi...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
Ohhh,
jakże cudny to wyrywek okna czasu, zaledwie jedna trzecia godzinnego
dryfu przez urodzajne pola przemyśleń owocujących buntem myśli
kiełkujących pośród ruin wierzeń, wznoszących cywilizację ku
szczytom pragnień, jakże ograniczonych archetypem pokoleń. Cóż,
myślcie, analizujcie przesłanie wieszcza odpowiedzialnego za
metafory płynące przez kilka z ośmiu paneli harmonijkowej
ksiązeczki do (jak na razie) kasety wyplutej z trzewi jednego z
wielu Bogów Wojny i... i chłońcie. Zanegujcie, przyjmijcie.
Jakkolwiek. Przemyślcie... Oceńcie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.97cm;">
<br />
</div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-74007319076413116832017-07-12T15:21:00.008-07:002017-08-14T15:12:37.127-07:00ProFanatism "Through the Frozen Styx"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxNSmYFmQcDEThZUe4-_crBJ-uJx2uIHyBSzUCB2NoMEhWwOxZAOJa1fZrkO2dNx6JprC_1F4Jbiw3NwXivvJP7EVgcs6RziuZuO9zLGLgg1ZhBHAnS1F5P8IF8sxz7jkP9fcLV4t2e5La/s1600/styx.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-size: large;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="400" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxNSmYFmQcDEThZUe4-_crBJ-uJx2uIHyBSzUCB2NoMEhWwOxZAOJa1fZrkO2dNx6JprC_1F4Jbiw3NwXivvJP7EVgcs6RziuZuO9zLGLgg1ZhBHAnS1F5P8IF8sxz7jkP9fcLV4t2e5La/s320/styx.jpg" width="320" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">
<span style="font-size: large;">Fanatyczni
Profani, czy może jednak bardziej oddani materialnemu wymiarowi
naszej egzystencji, jakkolwiek osadzeni w matrycy wszechświata,
odcisnęli jednak w niej swe piętno, naruszając harmonię statyki
przewidywalności skrytej w nieprzeniknionej ciemności kosmosu,
wypluwając na świat kolejny pełny materiał, będący jednakże
nie w pełni materiałem nowym. Ba! Oferując materiał już wam
znany ze splitu, stanowiącego oficjalny debiut po dwóch materiałach
demonstracyjnych, to jednak wzbogacony o trzy nowe ciosy, jakże
dalekie od dotychczasowego dorobku, jakże inne a zarazem osadzone w
stylistyce której hołdują całym swym bytem. Materiał ten
zasadniczo więc mógłby stanowić jedynie trzy utworową epkę w jak
najbardziej słusznym w takim przypadku formacie vinylowego 7”
malucha. Materiał ze splitu dostępny jedynie na taśmie
magnetofonowej, dla osób stroniących od klasycznej formuły
materialnych nośników, przypisanej latom 80/90 szczezłego wieku,
może być niedostępny o ile nie dotarli do poprzedzającego go
drugiego materiału demo, zatem dobrze że został w końcu wydany na
tłoczonym i dystrybuowanym oficjalnie srebrnym niczym lico nocnego
wędrowca nieboskłonu krążku. Srebrny a jakże zczerniały, bo
tknięty złem niczym trawiąca żywą tkankę bakteria trądu. Zło
kipiące w arteriach wszechświata, wyemitowane miliony razy w
przestrzeń dzięki odtworzeniom z tych nielicznych wydanych własnym
nakładem nośników My Kingdom Come z 2015 jak i później ze 150
kaset, żyją własnym życiem pełzając niestałymi przejściami
czasoprzestrzeni zawijanej wkoło krążących w niezsynchronizowanym
tańcu gigantów zawieszonych w zdeformowanej wyziewami antymaterii
pustce, która kiedyś ulegnie implozji ponownie rodzącej z macicy
nicości wszechbyt. Nim to nastąpi, ten trzy utworowy powiew nowego,
wyznaczy kolejne ścieżki, którymi być może podążą. A może
nie... Tego nie wiemy, nie antycypujmy...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">
<span style="font-size: large;">Materiał
wieńczy cover znanej bardziej w latach 90 niźli dziś pagan black
metalowej (tak, tak, była taka hybryda tego gatunku, przypisana
jedynie naszej scenie, z łona której wypełzły niezłe choć
zakutane dziś w całun zapomnienia hordy) formacji Sacrilegium.
Odegrany bez szaleństw i zbytecznej brawury lecz za to z
podkreśleniem klimatyczności muzyki tamtych minionych lat a jednak
z nowoczesnym, skażonym wirusem elektroniki brzmieniem, które
nadaje mu nowego wymiaru. Bynajmniej nie przeobraża rydwanu w wóz
opancerzony tworząc tym samym go na nowo, lecz raczej nadaje mu
poprzez hausty nowoczesnego brzmienia oblepiającego klasyczne riffy i
jakże odsadzone w tamtych latach klawisze jedynie nowe nowe
brzmienie zachowujące nadal pomost między dwoma dekadami dzielącymi
oryginał i trybut. Porządnie zaaranżowany i odegrany utwór z
cudzego dorobku będący hołdem dla minionych lat, których czas już
nie przywróci a i w naszej pamięci coraz bardziej zniekształcać
pocznie. Będący hołdem a jednak poprzez nadaną mu na nowo własną
tożsamość jednak wpisanym w dorobek własny. Cóż, to demo
musiało być niemałym źródłem natchnienia, by przez lata nadal
inspirować.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">
<span style="font-size: large;">Poprzedza
go tytułowy Przemarsz Przez Zamarznięty Styx. Zerkający z murów
Vallhalla Quorthon Seth usłyszał niejeden utwór ku swej pamięci,
niosący bynajmniej nie z dymem świątynnych stosów ofiarnych słowa
bałwochwalstwa ku nieboskłonom, ale ten kolejny kamyk wznoszący
kurhan nie obali białych wież za którymi uwięzieni w
nieskończoności ucztują aż po kres dnia Schyłku Bogów.
Prezentujący nieco inne oblicze formacji, pasujący może nieco
bardziej do stawiającego większy nacisk na techniczny wydźwięk
Elegis, emanuje klimatem nieco więzionej w okowach samokontroli
furii, która stopując w epickich, stricte bathory'owskich
momentach, którymi utwór ten jest przepełniony (ah!! zwłaszcza te
generowane przez maszynkę na 220V chóry stanowiące tło dla
zdzierającego gardło Hiddena) po ich ustąpieniu wręcz powinna
eksplodować, a jednak trzymana w okowach sunących niczym drakkary
przez lodowe pustkowia skutych mórz dalekiej północy niespokojnych
solówek powoli ustępuje pola, trzymając potencjalnego berserkera w
niepewności. Jednak blackmetalowa agresja złagodzona epickością
zadaje rozwiera wrota nowego wymiaru, któremu być może PFN
ulegnie, a może nie...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">
<span style="font-size: large;">...bo
jednak ten umownie nazwany epką materiał otwiera niespełna
pięciominutowy Uwolniony z Piekieł. Potężnie brzmiący nie tyle
dzięki nie szczędzącym strun gitarom i łomocącej, generowanej
niestety (być może już niedługo, ale to jeszcze pieśń
przyszłości, która może zmaterializować się przy następnej
produkcji studyjnej) przez automat perkusji, co wzmacniającym
niepokój klawiszom początkującym ten utwór, nadając mu nieco
zindustrializowanego klimatu, który przechodząc w zawiłości
konstrukcyjne połamanych riffów daje pole do deklamacji, by dać
upust szaleństwu i furii kakofonii dźwiękowej burzy przetaczającej
się kolejnymi minutami po ścieżkach cyfrowego zapisu. Nieco
emperorowskie, z najlepszych lat, furiackie a zarazem uwalniające
burzę natłoczonych i wypełniających do przesytu dźwięków
przestrzenie solówek sunących na tle blastu i sączących jad
wokaliz.
</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">
<span style="font-size: large;">To
nieco nowe oblicze, zapowiadające nieco nowy kierunek. Nieco nowy,
bo będący efektem ewolucji a zarazem eksperymentu, który może
rzucić na nieznane obszary otwartych oceanicznych kipieli a może też
i przygnać ku znanym brzegom muzycznych fascynacji. Nie znamy
przyszłości bo tworzenie nie podlega jakimkolwiek dalekosiężnym
planom. Coś się pojawia a nasza świadomość to modyfikuje,
czasami hołdując a czasem odrzucając sprawdzone rozwiązania. Tak
więc, bądźcie czujni, coś bowiem się rodzi. Powoli, bezboleśnie,
i nabiera kształtów, wyłaniając się z bezformy. A to wymaga
czasu.</span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-43592414985646395712017-06-04T03:54:00.002-07:002017-07-12T15:16:12.174-07:00PANDEMONIUM Nihilist<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDIBk4wokjEfIFeLCSKVxVLWOKXv4FOQJVCuabQOULQauvxSs0EICkLCyeSgrSGlvb2V6pIY64DX7L5dh6n2yhyphenhyphenS94SabhR2FWgyl9rSBfP-4V5KCi3UWgcM28VxJKzYyKcZP2qkIXOXCb/s1600/630893.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="338" data-original-width="338" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDIBk4wokjEfIFeLCSKVxVLWOKXv4FOQJVCuabQOULQauvxSs0EICkLCyeSgrSGlvb2V6pIY64DX7L5dh6n2yhyphenhyphenS94SabhR2FWgyl9rSBfP-4V5KCi3UWgcM28VxJKzYyKcZP2qkIXOXCb/s320/630893.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: large;"></span></div>
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.9cm;">
<span style="font-size: large;">Przez
pięć lat przebywali na samym dnie Sheol, dwakroć dając zaledwie
symboliczny znak swej tam bytności, publikując kultowy na dziś
dzień singiel oraz mini z rarytasami. Nie pokutowali tam za swe czy
czyjekolwiek winy, bo nigdy nie utracili swego raju. Zresztą, po cóż
im on skoro nigdy tam nie planowali trafić. Ich to miejsce - stolica
piekieł, która otwiera od dekad przed nimi swe wrota, bo nim pożoga
spopieliła dalekie północne fiordy, oni już taśmami demo
„Pandemonium” oraz „Devilri” wznosili kult Rogatego na
katafalki podczas scenicznych sztuk. Duch bajronicznego bohatera od
nieomal trzech dekad przemawia ustami Paula, który i tym razem
pozostając w konflikcie z obecnym światem, artykułuje wersety
sprzeciwu. Świat coraz bardziej pełen niegodziwości i
sprzeczności, tak naprawdę dąży do zaspokojenia swych namiętności
tylko dzięki szczodrości waszych kieszeni, które w naiwności lub
wierze w cokolwiek, otwieracie mniej lub bardziej nieświadomie.
Pasterze coraz bardziej otumanianych spływającą z mass-mediów
propagandą stad, sprytnie manipulują owcami na platformie egregorów
czy jak kto woli matryc wszechświata. Nieistotne staje się to dziś,
kto szarpie strunami energetycznymi, bo choćbyśmy najbardziej
uświadomieni wyrwali się ze snu-ułudy zwanej rzeczywistością,
jej czasem i ze złota ukute kajdany i tak będą ciążyć,
nieprzyjemnie ciągnąc ku przyziemności. Ale, nie skupiajmy się aż
tak bardzo na filozoficznym wymiarze tekstów, które każdy odczyta
inaczej, pozwólmy raczej spłynąć dominującemu nad srebrem dysku
zapisu cyfrowej mowy bożka cywilizacji, ustami cywilizacyjnego maga.
On, bezusty a jednak mówiący, arteriami głośników przemawia ku
studniom waszych świadomości. Przez trzy kwadranse, wypełniony
gęstym gitarowym riffem, powolnie sunący wśród nieustannie
dudniących szamańskim rytmem bębnów gęsty dźwiękowy nurt,
wprowadza w trans. Świadomość coraz bardziej zakotwiczona w czerni
kosmicznej bezwymiarowości, wysysana z każdym sztyletem solówek
tnących niematerialny byt w rytuale przejścia, podąża. Podąża
za melodią ukrytą za głębokimi, emanującymi emocjami wokalizami
idealnie zsynchronizowanymi z miażdżącym basem, wiodącym pewnym i
równomiernym krokiem przez pola dźwiękowych erupcji. Sunące
powolnym marszem dźwięki wypełniających srebrny dysk dziewięciu
kompozycji rozpalają odtwarzacz przy każdym przyspieszeniu ogólnie
dominującego powolnego, miażdżącego z siłą obelisku tempa,
które swe ogniste brzmienie okasza wirtuozerskimi wędrówkami po
gryfach. Niebanalne, przestrzenne, rozpływające się przestrzeni po
to by ponownie powrócić, niczym spopielony i ponownie
zmaterializowany mityczny Feniks. Unoszące się niby dym kadzideł,
niosąc niewypowiedziane słowa. Tworząca duszną i przygniatającą
atmosferę postępującej w izolacji nieprzeniknionej ciemności -
klaustrofobii, rozjaśniana ognistymi robakami, niczym żyjące
odrębnym bytem - solówek, trzykwadransowa podróż ku
nihilistycznemu zatraceniu, jak każda doza hedonistycznej uciechy,
musi ustąpić szarości ciszy codzienności. Szarości w której
egzystujemy w oczekiwaniu na kolejny, niosący mnogość doznań
bodziec. Bodziec nas wybudzający, a może właśnie w tym śnie
łaskawym swym dotykiem pogrążającym.</span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-87093048434189756512017-03-29T14:24:00.001-07:002017-03-29T14:24:12.658-07:00Chimera "Transmutation"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk1WC1mcB8J2cmP3HmAT-cnrLynjW8_N0hNqwCIvdAGfc4YdWygvS0GX69TXtukDNfpqLBKoNChBvG_h8gR9525cpXcM6FwCqDQxXOY-0Maq96RpPrH8Ty9PM6LogVn1efTbX8k7Ydr6RX/s1600/chimera.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk1WC1mcB8J2cmP3HmAT-cnrLynjW8_N0hNqwCIvdAGfc4YdWygvS0GX69TXtukDNfpqLBKoNChBvG_h8gR9525cpXcM6FwCqDQxXOY-0Maq96RpPrH8Ty9PM6LogVn1efTbX8k7Ydr6RX/s320/chimera.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
CHIMERA „Transmutation”</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; page-break-before: auto; text-indent: 0.81cm;">
Cztery żywioły przepełniające czasoprzestrzeń czterowymiaru
(tak, cztero, bo czas też jest wymiarem), cztery żywioły kreujące
naszą rzeczywistość... przemiany transmutacyjne kreowane ręką
władców... Chimera..? No może tak właśnie ktoś postrzegł
świat, którego jesteśmy częścią.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.81cm;">
Jak
różny materiał zastosowano dy skonstruować ten digipack i czy
jako ta mityczna Chimera zasieje on lęk, domysły można snuć w
nieskończoność, pochylając się czasem nad tajemnicami chemii,
cofając się do legend starego alchemika snując sen o przemianie
ołowiu w złoto, chętniej może zerkając na karty opracowań
naukowych. Ale cóż po tym, skoro i tak najważniejszym pozostanie
zawartość tego czarnego (niestety jeszcze nie vinyla, ale może
kiedyś...?) krążka zapakowanego w – a jakże! - czarny digi,
wypluwający z kieszeni równie czarny booklet, skrywający dość
ciekawe teksty, co ważne, częściowo sporządzone w języku
ojczystym.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.81cm;">
Niechaj
ogień wskaże drogę, woda oczyści z win, powietrze przyniesie
natchnienie by ołtarze ziemi przyjęły ostatecznie nasze pogrobowe
cienie – tako sparafrazuję wersy tytułowego utworu, chyba
stanowiącego poniekąd idee fixe programu. Cztery główne motywy
poświęcone każdemu z żywiołów dzielą płytę na cztery bloki z
9 utworami, plus nieujęte w booklecie intro i outro. Graficznie ten
podział został bardzo sprawnie wyeksponowany na tle całości
utrzymanego w spartańskim, aczkolwiek wcale nie oszczędnym duchu,
materialnego wymiaru. Niebanalny koncept-art odpowiedzialnego za to
człowieka czyni ten digi dość charakterystycznym na naszym
krajowym poletku metalowego urodzaju. A i muzyczna zawartość obficie
rozsiewająca ziarna idei layeyańskiej filozofii odzianej w
momentami wielowymiarowe słowa, czy jak kto woli – idei humanizmu
(świat pędzi jednak w kierunku dalekim od idei wolnego
światopoglądowo człowieka bez kajdan niedyskusyjnych dogmatów z
kulturowo-historyczną samoświadomością koegzystującą w jednej
przestrzeni z tolerancją) jest dość daleka od standardowych
rozwiązań dominujących na krajowej scenie. Spodziewałbym się
stricte black metalowego szaleństwa wedle szwedzkiej szkoły lub
norweskiej stęchlizny piwnic Inner Circle, tymczasem obcuję z
dźwiękami nowocześniejszymi, bardziej bazującymi na miażdżącym
thrashu z takimi pokładami melodyjnych, wręcz bujających a zarazem
ostrych jak brzeszczot ślizgającego się po tarczy topora riffów,
że mam spore obiekcje odnośnie kwalifikacji tego bandu w poczet
hord spod egidy czarnego metalu. No ale tak ktoś w metal archives
takiego zapisu dokonał, a jak opiniotwórcze jest to e-źródło,
tłumaczyć nikomu nie trzeba. Ale bynajmniej nie jest to jakikolwiek
zarzut bo jakkolwiek spodziewałem się po wyjęciu placka z
trzymadła digipacka, tak też i dźwiękami tymi zostałem ujętydośc
konkretnie. Cóż, coś jakby jednak dostać kosą pod żebra, to
robi wrażenie. Ano ale od początku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.81cm;">
Minutowy
nieomal intros kojarzący się z dobrym horrorem, bo tu jakieś
szuranie, jakieś rechoty, niespokojny dźwięk generowany
elektroniką a potem ostre thrashowe riffy przedzierają się swymi
połamanymi tempami przy gruz rozsiewającym aplauzie basu i deszczu
talerzy. Wykrzykiwany nico, polskojęzyczny tekst w raczej
zwalniającym utworze, przywodzi mi na myśl nieco hardcore owy
klimat, ale to dopiero rozgrzewka, bo po upływie tych bujających
idealnie na otwarciu kilku minutach, przeplatanych nieco
psychodelicznie wyjącą gitarą, która nagle odżywa w dłoniach
operatora sącząc w eter przyzwoitą solówkę, otrzymujemy nieco
mocniejsze łupnięcie w potylicę. Powoli, marszowo, grzmiąco –
numer trzy a więc Human. Dobry tekst (poczytajcie je jak już
dopadniecie digipacka) przesuwa się jak drut kolczasty przez ten
tłuczący po łbach utwór. Powoli ale skutecznie i pewnie, niczym
pkf IV Tiger przez kaukaskie stepy, nie zważając na cokolwiek co
mogło by ze skutecznością słomki powstrzymującej lawinę nieco
spowolnić to człapanie budzącego się giganta. Tak to bywa z
debiutantami. No i nadchodzi przyspieszenie. Gdyby materiał ten
odegrać na dechach klubu po kolei, byłby to już idealny czas by
publika z lekka podrygująca na wstępie, już rozochocona i
rzucająca upierzeniem na lewo i prawo, rozpoczęła regularną
rozpierduchę w podscenicznym kotle. No i od tej pory mamy do
czynienia z thrashowymi (podkreślam, to moja szufladka, każdy
widzi i słyszy po swojemu) połajankami, niekoniecznie w stylu lat
80, ale nie mniej skutecznie. Zdzierane gardło wyrzuca wers za
wersem, gitarzyści czasem ścigają się po gryfach gitar
udowadniając sobie nawzajem kto jest lepszym w ekwilibrystyce na ich
drzewcu. We wszystko wpływa coraz większa fala melodii, która
zakręca kolejnymi wirami, bo już przy Amnezji, uwierzcie – nie
dali byście rady wysiedzieć na dupsku przy barze. Porzuciwszy
browar zaraz każdy wbił by w falujący tłum skandując wyławiane
co jakiś czas słowa i w tym bardziej modern-metalowym łomocie
oddawał się muzycznym uniesieniom. Tu już pełne zgranie wokali i
melodii gitar, perkusyjnych pochodów i basowych łupnięć, które
niczym wyznaczający na galerach rytm wiosłowania bęben, wymierza
kolejne razy. No i to jest najmocniejszy punkt płyty. Kawałek
zdecydowanie dominujący nad całym jej programem, po którym już
tylko to, co idealne. Vendetta, Walkiria razem z poprzedniczką
reprezentujące żywioł (blok drugi płyty) ziemi, gniotą wszystko
w mak. No nawet pewne naleciałości Amon Amarth, co przy tytule
sławiącym służki Odyna jest słusznym ze wszech miar zabiegiem,
nie drażnią. Ba, dają już takiego feelingu, że jak nie pójdzie
pomieszczenie w drzazgi, to na pewno ktoś dostanie może nie do
końca przypadkowy, choć na pewno życzliwy, koncertowy łomot. No
jak to w trakcie gigowych młynków. No i te kolejne solowe popisy,
no tak ulatują, ciągnąc za sobą coraz bardziej wpadające w
melodyjny death metal riffy, że az chciało by się mieć skrzydła.
No ale to przecież nie blok żywiołu powietrza, bo ten reprezentuje
niesamowity kawałek o tytule Wieloznaczności. Ha, idealny, głęboki,
filozoficznie puszczający oko co do bardziej oczytanych tekst. No i
kolejny skręt nieco ku hardcoreowym melodyjnym łamańcom i
skocznemu pogrywaniu, bo w bloku żywiołu wody już nie może być
inaczej. A ubarwione to melancholią wyjącej wręcz z rozpaczy
gitary, sączącej swe pieśni przez niespokojny, kotłujący tonami
ocean dźwięków. No i mroczne outro, ziejące atmosferą pełni
księżyca zamyka ten nieco ponad półgodzinny krążek, zachęcając
jednak do ponownego odtworzenia. Bo jakkolwiek daleki jest on od tego
co na co dzień słucham, jakkolwiek portal opiniotwórczy nieco
rozminął się z prawdą, pozytywnie zaskoczony, po raz kolejny
zapodaję sobie te świeże dźwięki. I tak po raz enty.</div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-63025716989425830682017-03-14T14:43:00.001-07:002017-03-14T14:46:34.197-07:00ELEGIS „Supehuman Syndrome”<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiipfe5LVy_biVQO5R-urxsRXBnHgLQZgwAGtWD-kNvxEAwnhP9vBxlUAyDn6rXACPvNpfnlLVnFs24RG5uEZ5ou8reUb3wwzjBlNKSZrWkaBxnDqy5LD6IlRB8rDrMJxxsQMmAhdQwSYvm/s1600/Elegis-SS-promo_front.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="color: red; font-family: "times" , "times new roman" , serif; font-size: large;"><img border="0" height="319" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiipfe5LVy_biVQO5R-urxsRXBnHgLQZgwAGtWD-kNvxEAwnhP9vBxlUAyDn6rXACPvNpfnlLVnFs24RG5uEZ5ou8reUb3wwzjBlNKSZrWkaBxnDqy5LD6IlRB8rDrMJxxsQMmAhdQwSYvm/s320/Elegis-SS-promo_front.jpg" width="320" /></span></a></div>
<span style="color: red; font-family: "times" , "times new roman" , serif; font-size: large;"><span style="font-size: medium;"><br /></span>
</span><br />
<a name='more'></a><div style="margin-bottom: 0cm;">
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: red; font-family: "times" , "times new roman" , serif; font-size: large;">ELEGIS
„Supehuman Syndrome”</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: red; font-family: "times" , "times new roman" , serif; font-size: large;"><br />
</span></div>
<span style="color: red;"><br /></span>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.06cm;">
<span style="color: red; font-family: "times" , "times new roman" , serif; font-size: large;">Elegia
druga, wypchnięta z wnętrza kosmicznej czerni z siłą erupcji
konającej supernowej, wtłacza się na dziś dzień w Waszą
świadomość jedynie z wirtualnych źródeł dźwięku, czekając na
uwieczniający ją megalityczny cromlech kasety czy tradycyjny na
dziś dzień srebrny dysk płyty kompaktowej. Czy uda się kiedyś
wyryć te wersety syndromu nadczłowieczeństwa w czarny vinylowy
pomnik powracającej do łask technologii, tego nie wiem, lecz wróżę
i bez tych namacalnych świadectw twórczości Barona spore
zamieszanie na rodzimym poletku sceny metalowej. Death metalowa
maszyna napędzana industrialnym paliwem ruszyła by przez trzy
kwadranse nieść przekaz na nienaruszalnych,
przenikających się płaszczyznach dźwiękowych które zarazem
tworzą splątaną niczym korzenie Axis Mundi całość. Dźwiękowa
transformacja ciężkich gitarowych riffów w potężne elektroniczne
miazmaty, konających w swych strukturach atomowych pod natłokiem
blastów i przechodzących w płynną, poddającą się formowaniu
masę. Sunące, eteryczne solówki nadając nowy kształt tej coraz
bardziej amorficznej z każdym dźwiękiem fali, unoszą słowa –
więzione w klepsydrach ułomnych marzeń o transformacji bytu,
doznania aspeków boskości. Przesypujące się ziarno za ziarnem
odmierza upływający czas zaklęty w timerze odtwarzacza, sunący z
zimnym, metalicznym w smaku, nurtem rzeki pozbawiającej wspomnień i
człowieczeństwa. A i taki powinien być metal – zimny i
odhumanizowany, bo i tak się rodziły jego najmroczniejsze i
najposępniejsze odłamy – w płomieniach buntu przeciwko
otaczającej nas, ewoluującej niekoniecznie w przewidywanym a na
pewno nie pożądanym kierunku rzeczywistości, kreowanej przez
człowieka, niekoniecznie przychylnego ludzkości. Tchnął zawsze
nowym - jak na swój czas – spojrzeniem na formę w której łączył
to, co już od lat istniało na muzycznej scenie, poddając kolejnym
metamorfozom, nadając coraz ekstremalniejszy wyraz. Ekstrema nie
zawsze prowadzi do brutalizacji dźwięku czy jego przyspieszenia, bo
czasem jako wielogłowy wąż, tryska jadem hybrydy gatunków z wielu
paszcz. Już od czasu demo z 2014 Elegis podążał death metalową
ścieżką, mocno wplecioną w syntetyczne brzmienie, które
całokształtowi nadaje automat perkusyjny ale i obficie spływająca
między niejednokrotnie wpadającymi w psychodelę riffami, posępna
aura elektroniki, kojarzona z pesymistycznymi wizjami filmowymi lat
80 ubiegłego wieku, w których dominował upadek ludzkości i
tryumfująca na zgliszczach cywilizacji sztuczna inteligencja. W
zestawieniu z nieujawnionymi jak na dziś dzień tekstami,
metaforycznie mówiącymi o ludzkiej wędrówce ku doskonałości,
okupionej niejednym upadkiem; o przechodzeniu transformacji a może
po prostu o odradzaniu się wobec inkarnacji w bóstwo nadrzędne,
czy może w upiorne dziecko cywilizacji ludzkiej - maszynerię
przeobrażającą się stopniowo w organizmy żywe, oko wyobraźni
dostrzeże pokrywającą się żywą tkanką cybernetyczną
konstrukcję, która z każdym dźwiękiem, wypływającym niczym
żalazny wiór spod wirującego w rytm połamanych rytmów ostrza,
materializuje się jako kroczący przez pobojowiska wypełnione
świadectwem upadku niegdyś wzniosłej technologi, ponury i
bezwzględny T-800. Anielskie chóry torturowanych cherubinów wespół
z grzmiącym growlem zapowiadają nieuchronną z dzisiejszej
perspektywy przyszłość a dryfująca między posępnymi gitarowymi
pochodami ku rzeźnickiemu, (choć ozdobionemu niejedną, wyłaniającą
się ze mgły solówką) mielącemu bezwzględnie niczym topornie
wyrzeźbione żarna, ale i lepkiemu, smolistogęstemu natłokowi
riffów muzyka, koi umęczony umysł niczym ostatni haust opium.
Każdy zdeklarowany fan Morbid Angel jak i Deathspell Omega czy
Nightbringer, nie szukający jednakże prostych odzwierciedleń (czy
po prostu powieleń) muzycznych fascynacji, odnajdzie w Superhuman
syndrome to, co najistotniejsze. A i ten, co fanem tych nazw nie
jest, powinien nad materiałem tym się pochylić, bo z kim bym nie
podyskutował, kto materiał już usłyszał, każdy słyszy dalekie
echa innych ikon sceny. I jakkolwiek echa te wybrzmiewają ze
słabnącym czy nasilającym się natężeniem, każdy z nich jak
dotąd jest zgodny – mamy do czynienia z materiałem niebanalnym i
nieszablonowym. Dla wysublimowanych gustów.</span></div>
</div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-71453683770602818352017-02-27T14:39:00.004-08:002017-02-27T14:39:40.272-08:00MORBID MESSIAH „In the name of true death metal”<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5LZYO6HD74f87H3Pzfmneni-qYRS3-q51MdCn2n5GrSIUwrT9XExtQ5bxRL7Hck2TI8mLfg9sBO8Ug2lkJ-pXx8G7GuQyCJsMVfYJAI9QMjGlAz2OaxYJyr9hKaDgM9cGMW-va1FGkWlj/s1600/609277+f.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace; font-size: large;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5LZYO6HD74f87H3Pzfmneni-qYRS3-q51MdCn2n5GrSIUwrT9XExtQ5bxRL7Hck2TI8mLfg9sBO8Ug2lkJ-pXx8G7GuQyCJsMVfYJAI9QMjGlAz2OaxYJyr9hKaDgM9cGMW-va1FGkWlj/s320/609277+f.jpg" width="320" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace; font-size: large;">Piekielne
legiony wychyliły swe rogatymi guzami zdobione łby z rozszczelnień
transprzestrzennych a przez macicę lochów piramid z czerni kosmosu
poronione ich cienie, spłynęły larwą krwistoczarnej śmierci ku
meksykańskich piwnic sztolniom. Zaowocował spleśniały owoc
zasiany i użyźniony zjełczałym fermentem Prawdziwego Death
Metalu. „Jesteśmy Legionami Pierdolonego Death Metalu” - wypełza
na świat oświadczenie nie świętej trójcy odpowiedzialnej za
spłodzenie tego nieomal dwudziestodwuminutowego bękarta, spływające
po czarnych kartach z czteropanelowego bookletu zagwoździowanego w
trumience pudełka kasety magnetofonowej. Skrzypnięcie wieka uwalnia
muzyczne demony w ilości – a jakże – sześciu żygnięć,
poprzedzonych introsem wyrwanym z trupiego gardła przyrządem
sekcyjnym dość niewprawną ręką, niszczącą nadgniłą tkankę
ze skutecznością nienasyconej bakterii beztlenowca. Zapowiedź
nadchodzącej tekstowo dźwiękowej zabawy z trupami dokonana przez
Jose, który pragnąc uścisku chorego mesjasza, przez kolejny ponad
kwadrans zdziera i tak wydobywający się z dna studni pełnej zwłok
wokal będący odgłosem pożywiającego się ghoula. Popadając
czasem w furiacki szał, bulgotane wersety akcentuje wywrzaskiwaniem
i to wszystko przy akompaniamencie bestalsko rozszarpywanych
instrumentów w klasycznym składzie studyjnym. Dewastacja zestawu
perkusyjnego odbywająca się przy prędkościach grind, często
przechodzi w średniotępowe deathmetalowe stacatto młotka bijącego
po głowni bretnali wnikających w czaszkę Pinheada, a potem płynnie
przechodząc ponownie w łupaninę odsiewającą zgniłe mięcho od
skruszonych w traumatycznej kolizji resztek kości. Szarpiące przez
cały program kasety (własnym sumptem wydana jest i płyta) swym
zardzewiałymi i siejącymi zarazki brzeszczotami, pierdzące basisko
i psychopatycznie rozsiewająca z nienacka solosy gitara, zabijają
co żywe ale niezbyt ruchliwe by zbiec. Pieprzyć was wszystkich!!!
wywrzaskuje na wielki finał obśliniony psychopata za sitkiem
mikrofonu, gdy wypełnił posoką z poprzegryzanych tętnic kabinę
izolacji wokalisty w studio. I pewnie byłby szczezł, gdyby nie był
i tak trupem, bo odwalić taki naładowany energią, niczym łóżko
monstra Frankensteina, kawał śmierć metalu na podwalinie
blackowego śluzu z zatęchłych lochów południowoamerykańskich
piwnic, to przynajmniej terminalnie chorym być trzeba. A i by być
fanem takich kasetowych wyziewów, co jakiś czas z psychoanalitykiem
warto kontrolnie podyskutować.</span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-39088147662990118112017-02-11T13:35:00.002-08:002017-02-11T13:35:10.286-08:00Det Gamle Besatt „Inter Mundos”<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmIc-Pns_nThAtvlVQA_eHahYL3hdD2piowJXM3Xutivoe9L-NBEjDqZGI-l-HxkpWP4Z221Mw8YAdeN-veTzlKn82Oo9uTMMPhZpBxrFgSbfAklS-drQP1DruOqkCwPbc_CCeyQTAEMeT/s1600/SSsS.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmIc-Pns_nThAtvlVQA_eHahYL3hdD2piowJXM3Xutivoe9L-NBEjDqZGI-l-HxkpWP4Z221Mw8YAdeN-veTzlKn82Oo9uTMMPhZpBxrFgSbfAklS-drQP1DruOqkCwPbc_CCeyQTAEMeT/s1600/SSsS.jpg" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
Z
głębi bytomskich jam, z haszy sal prób i nor koncertowych izb
klubów, mniejszych czy większych, spłynęło po raz kolejny
Pierwotne Opętanie. Więc może jednak nie jest już ono tak
dziewicze, ale nadaj upaja tym cierpkim sokiem owocu zakazanego, czy
może już przegniłego uwodzicielskim, sfermentowanym sokiem
grzechu. Spłynęło nieświętym słowem miotanym ustami dwóch
piewców diabelskiej ewangelii przy akompaniamencie kakofonii
dźwięków generowanych instrumentarium szyderczej trójcy kapłanów
Zła. Szalone lata osiemdziesiąte wieku XX, podobno wieku fałszywych
proroków, choć w zestawieniu z dzisiejszymi szarlatanami –
kapłanami przeróżnych kultów materii oraz (pseudo)ducha
(upadłego), bynajmniej nie tylko religijnych – to chyba jednak
wieku niewinności, ponownie tryumfują. Spomiędzy tytułowych
światów wypływa strumieniami siarczysta heavy thrash metalowa
diabelska konkwista, sącząc monumentalnie i powolnie najczystszy
czarci jad przez nieomal trzy kwadranse. Polskojęzyczne teksty
emitowane w zainfekowaną przestrzeń kosmosu charakterystycznym
głosem Weronisa trafiają na żyzny grunt i kiełkują zbożami zła
po raz już czwarty, przygotowując zdeprawowane umysły do żniw.
Bez spektakularnych i karkołomnych, zwodzących na manowce przesytu
formy ponad treść, muzycznych popisów i bez ekscentrycznego,
zaciemniającego obraz wizjonerstwa, trio opętańców jak zawsze
zaprezentowało co najlepsze w klasyce powinno było się znaleźć a
czego dekady temu zabrakło, czego ówczesne horyzonty wyobraźni nie
obejmowały, umysły nie antycypowały a i studyjne możliwości nie
były w stanie jeszcze przez kolejne długie lata zaproponować. Tak
być może powinien dziś brzmieć KAT, gdyby nie nastąpił w nim
rozłam, ale i tak punktem odniesienia jest schyłek lat
osiemdziesiątych, zsyłający ich najdonoślejsze dokonania będące
inspiracją dla całej krajowej sceny a dla DGB już od pierwszego
wydawnictwa w szczególności. Ciężkie i szorstkie riffy ubarwione
melodią skrzypiec w Czarcim Zmierzchu, idealnie wyrzynają
brzeszczotami dźwięków swą lożę pomiędzy dźwiękami
zapełniającymi płytę. Potęga ponownie pojawiającej się w
dorobku waltorni uzupełnia dźwiękowy obraz powolnie trawiącego
świat ognia. Gdy trzeba, wizjonersko, choć oszczędnie, by stworzyć
poczucie narastającej grozy, uwidaczniają się wplecione w całość
klawisze. Tworzą tło przytłaczającej świadomość niepewności,
duszącej niczym cmentarna mgła, wysysająca z powietrza każdy
pierwiastek życia. A czasem nadają monumentalności, jak choćby w
stanowiącym kolejne credo muzyków – A gdyby tak..., w którym
Weronis melodeklamując zadaje ciężkostrawne dla bogobojnych i
sprawiedliwych pytania natury filozoficznej. Otwórz oczy, przerwij
swą modlitwę... tako rzecze zakapturzony bard Ciemności. Nie lękaj
się!!! nie!!! tako przemawia niczym trybun diabelskiego senatu,
upowszechniając idee wolności, czy może po prostu duchowego
wyzwolenia. Sunące piekielnymi alejami solówki wspomagane
klasycznym dudnieniem basiska, niczym werble wojny, budzą z mogił
na wieki śpiących, przyzywając dawno zapomniane brzmienia, sprzed
trzech dekad, a jakże nowocześnie zaaranżowane. Czasem śpieszą
niczym grom rozszarpujący bezlitośnie odwieczną kotarę nicości,
skrywającą wszechrzecz przed ludzkim, ułomnym okiem –
zwierciadłem niedoskonałego umysłu, tak zamkniętego na
wykraczającą poza dogmat wiedzę. Spiesząc się, śpiesząc, a
czasem przystopując niczym w zadumie. Słońce schowane za dalekim horyzontem... czarno wieszczy zerkając w głębinę lustra nocy nad
kartami tarota gdy misternie palcami kreśli kolejne runy na gryfie rzężącej gitary...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
Taki
oto jest ten nowy DGB. Zakotwiczony w klasyce, wprost ją
gloryfikujący a jednak w jej ramach, mimo oczywistych inspiracji jej
dokonaniami, emanujący własną tożsamością, bo wypełniony
niekonwencjonalnymi rozwiązaniami. A i tak od pierwszej nuty już
masz pewność jaką hordę gościsz w odtwarzaczu. </div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-77476351134676410152016-12-01T14:27:00.005-08:002016-12-01T14:27:51.608-08:00CHRIST AGONY "Legacy"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhc1unLmGrn9kHEj7DavLIFgvik-NSVaxMXk2x2zQjrPLWWO1hgi10t-U3X_lEjL__s8V4wsW8QNPMKuzfV7JaxeVqZfFKAgWRKP5k75IwMW6CWu0ZhXnh3DKb2a5kGcH3YMVOs0KS7JmX4/s1600/Christ-Agony-Legacy.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="color: red; font-size: x-large;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhc1unLmGrn9kHEj7DavLIFgvik-NSVaxMXk2x2zQjrPLWWO1hgi10t-U3X_lEjL__s8V4wsW8QNPMKuzfV7JaxeVqZfFKAgWRKP5k75IwMW6CWu0ZhXnh3DKb2a5kGcH3YMVOs0KS7JmX4/s320/Christ-Agony-Legacy.jpg" width="320" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="color: red; font-size: x-large;">Zgięty
pod batem czasu drzewiec męki jęknął gdy skrwawiony strzęp
zawisł na hakach bretnali by oddać w bólu ostatnie tchnienie. W
szklistym oku księżyca zastygł grom, zimnem spływający błysk
skrywanego, za po raz dziewiąty rozwartym na oścież wrót MROKU
kilimem. Dziewiąta duża płyta, jedenasty materiał studyjny,
dwunaste oficjalne wydawnictwo, trzynasty autorski materiał, nie
licząc kompilacyjnych wznowień. Cezar po raz kolejny pchnął
włócznię Longinusa w skrwawiony bok, kończąc agonię... Koło
czasu zatoczyło ponownie pętlę, doznając rozwarstwienia, by po
strunach wszechświata spłynęła zaczerpnięta z otchłani kosmosu,
a może wypchnięta z piekielnych czeluści, przed ponad dwoma
dekadami MOC. Nawiązanie do pierwszych płyt, którymi świat został
naznaczony palcem Diabła już w pierwszej połowie lat
dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia jest bardzo mocno
słyszalne, choć wyartykułowane w odpowiednio zmodernizowanej,
przystającej do współczesności formie. Potęga i przytłaczający
ciężar riffów, powoli sączących się arteriami głośników w
tempie narzucanym z wolna przez marszowo wybijane rytmy przechodzi
metamorfozy by ostatecznie gnać niczym rozochocona wiedźma
zdążająca na sabbat wraz z mroźnym, północnym wichrem. Klimat
kvltowego „Moonlight”, wieńczącego nieświętą trylogię
sprzed lat, unosi się nad całą produkcją, bo i charakterystyczne,
ulatujące ku nieboskłonom riffy, jątrzone dźwiękiem klasycznej
gitary, miażdżone perfekcyjnie bitą perkusją, wprost wylewają
się hektolitrami płynnej stali, co jest najmocniej słyszalne na
drugim, jakże rewelacyjnym „Sigillum Diaboli”. Nie brak jest
nawiązań do surowej ale jakże treściwej, złem wręcz wypełnionej
potęgi gitarowych kompozycji z aktu II, gdzie amorficznie
przechodziły one w płynną melodię, która tak idealnie komponuje
się z charakterystycznym wokalem Cezara, co z brawurą odegrane
zostało w „Pieczęci Czarnego Płomienia”. Przepełniona
churałami nabiera wręcz świątynnego klimatu, gdy oczyma wyobraźni
można ujrzeć gdzieś we mgle majaczących akolitów prastarych
kultów, pogrzebanych w piaskach uwięzionych w miechach klepsydry
bogów. Dźwięki w żarnach czasu mielone od publikacji
poszczególnych elementów Trylogii przetrwały, choć w naruszonej
strukturze, która odrzuciwszy zbędną warstwę kruszca, odsłoniła
jedynie doskonalszy kształt, od lat skrywany w bryle ideału.
Perkusja odegrana w mistrzowski sposób przez zaproszonego na sesję
nagrań Daraya jest wręcz perłą tego materiału, bo wyprowadza
muzykę tej formacji, czy może ze względu na niekwestionowaną rolę
lidera – Cezara, raczej projektu, na nieznane dotąd wody.
Wielowątkowość wyrażona w precyzyjnej i doskonałej formie,
opływająca w improwizacje wykwitłe podczas niejednej próby,
uwieczniona w trzech dowolnych do wyboru nośnikach, winduje tę
płytę na muzyczne szczyty blackmetalowego Panteonu. Czarna Krew
Wszechświata oraz Koronacja, nagrane na nowo, dostają nowej
tożsamości, przebijając wersję z poprzedzającej epki, krusząc
je wręcz swą potęgą oraz przestrzennością, udoskonalając
wizjonerstwem. Zamykająca oficjalny program płyty Spuścizna
Grzechu i Krwi, to monument, pnący się niczym mityczna wieża
Babel, ze szczytu której miotane ku oku słońc, niczym kamienie
klątw, spływają dźwięki. Smutek i melancholia wyrażone agresją
i skreślone bólem, wolno pną się wężowym śladem dusząc
gitarowe smagnięcia riffów przy akompaniamencie rytualnych bębnów.
Dziewięciominutowy, przytłaczający moloch, nawiązujący niemalże
do debiutanckich, rozwlekłych kamieni żaren diabelskiego młyna
Nieświętego Przymierza. Całość ukoronowana została tytułowym,
choć nieujętym w trackliście bookletu utworem, który mógłby
znaleźć się na programie niedocenionej Demonologii, okraszony
polskojęzycznym, deklamowanym tekstem, powolny pochód przez mgłę
uroczyska, jedynie przy wątłym wsparciu delikatnie sunącej się w
oparach gitary. Oto nowe oblicze Christ Agony, a jakże pierwotne.
Naznaczone w spękanym zwierciadle rytem czasu, niekoniecznie starczą
blizną upływającego czasu a raczej wyrazistszym ruchem dłuta
odłupującego zbędny kamień, by dotrzeć do skrywanego w granicie
dzieła idealnego.</span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-66469561575032992832016-11-03T16:10:00.003-07:002016-11-03T16:10:27.600-07:00Misanthropic Rage "Gates No Longer Shut"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4AM9PQ8cq5oG2XriX0AZbtCYGVCw9sSP2KVnW2hgb9OcTGNjiliIlsuGwuLGes0f9kUFQjD2nHw1T8zbgBhHXz1KIgtNZK_ykyRWgiAmM6LwhnkFGgP0IZa1taQkcz80SFv91CWvZUwSA/s1600/misanthropic_rage_cover.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-size: large;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4AM9PQ8cq5oG2XriX0AZbtCYGVCw9sSP2KVnW2hgb9OcTGNjiliIlsuGwuLGes0f9kUFQjD2nHw1T8zbgBhHXz1KIgtNZK_ykyRWgiAmM6LwhnkFGgP0IZa1taQkcz80SFv91CWvZUwSA/s320/misanthropic_rage_cover.jpg" width="320" /></span></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; page-break-before: auto; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: large;">
Mizantropiczne stany popychają swym katatonicznie zgiętym palcem
ludzką świadomość w coraz bardziej wysublimowane wizjonerstwo,
czego przykładem musi zostać uchylający kolejnych wrót,
debiutancki jednakże album. Wściekłość emanująca
mizantropicznym duchem, zamknięta w samotni pętli czasu -
czterokroć po dziesięć minut, spięta klamrą siedmiu odsłon,
przewleka ziarno za ziarnem przez zdławioną gardziel klepsydry.
Deformant świadomych snów ustawił rzędy szubienic a czarne cienie
kruków nad truchłem nadziei zataczają kręgi. Upadły idee wraz z
mutacją człowieka, bo nadczłowiek w samozatraceniu wyniósł ku
obalonym ołtarzom strzępy pradawnych i zapomnianych prawd. Oto
magiczna kreacja ułudnej rzeczywistości, ubrana w filozoficzny
skrzep niszczących słów, krok po kroku... Ziarno pierwsze po
siódme, zasiane w Ślepym Wymiarze Otwartych Wrót, w eksplozji
światła wzrasta, emitując od wstępu drgającymi w przestrzeni
kosmosu riffami i przepełnionymi niepokojem wokalizami
deklamującymi wersety buntu przeciwko zdogmatyzowanej koncepcji i
tak upadającego świata. W kakofonii blastów prześlizgują się
serpentyny solówek, prężących swe łuską kryte węzły na
połamanych rytmach, przechodzących płynnie od brutalnej orgii
dźwięku po psychodeliczne plamy wizjonerskich rozbłysków. Jak w
kalejdoskopie, budując meskalinowy sen nieprzewidywalnej harmonii i
pokrętnego ładu.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: large;">Misanthropic
Rage po zaskakującym, dającym wręcz ambiwalentne odczucia EP,
zadebiutował pełnym materiałem, który wymyka się wszelakim
racjonalnym, a zarazem dość przewidywalnym klasyfikacjom. Oparty na
metalowym brzmieniu, swobodnie balansuje na granicach stylistyk,
dając się uwieść black-metalowej otoczce, która pozwala zaliczyć
ów projekt do tej przeklętej przez światłość - rodziny.
Filozoficzny przekaz tekstów, przez pryzmat których pytania mogą
się jedynie mnożyć a i odpowiedzi na nie stają się
wielowariantowe, popycha odbiorcę ku samodzielnym poszukiwaniom
odpowiedzi na podstawowe zagadnienia egzystencjalizmu i istoty
świata. Różnorodność formy amorficznie przechodzi od płynnych,
zrodzonych w klasyce metalu lat siedemdziesiątych melodii, ku
ewoluującej od połowy lat osiemdziesiątych po dziś dzień
ciężkości brzmień. Wszystko to zbudowane zostało na bazie
eklektycznej formuły black metalowego szaleństwa i histerii rodem z
awangardy kierunku, w jakim ewoluować zaczął już w latach
dziewięćdziesiątych, powołując do życia hybrydy w swym
szaleństwie łączące siły z bezduszną industrią. Oczywiste
jest, że Owoc ZŁA zrodzony z tak zróżnicowanego D.N.A. nie może
być przewidywalny. O ile tak łatwo dziś sprecyzować niezrozumiałe
dźwięki jako post lub avantgarde BM, tak też i warto uzmysłowić
sobie, że ta różnorodność zaszła już za daleko, by mogła być
zaszufladkowana. Inna rzecz, że pozbawione jest to jakiegokolwiek
uzasadnienia, jeśli kluczem jest wypływający ku odbiorcy dzięki
srebrnemu dyskowi dźwięk oraz pozostała część konceptu płyty,
sycąca umysł za pośrednictwem narządu wzroku. Pospołu, w
centralnym ośrodku nerwowym wytworzą one stan świadomości,
pozwalający zrzucić materialne okowy cielesności i ulecieć ku
innym wymiarom.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: large;">Taka
jest ta muzyka, jakkolwiek usystematyzujesz ją dla swego własnego
komfortu w osobistym systemie klasyfikacji gatunku, nie zaoferuje ona
łatwych doznań. Jest przeznaczona dla żądnych kontemplacji
złożonych dźwięków, dla zdolnych do rozważenia słuszności
koncepcji przemyconych w skomplikowanych dla każdego z uciekających
od metafizyczności tekstach. Wysublimowane studium metamorfozy
emocji dnia i nocy, składające się na każdą z tych kompozycji to
wędrówka od euforii heavy metalowych a nawet hard rockowych
gitarowych solówek, po wściekłość death metalowego growlu i
ostrego jak brzytew golibrody riffu. Od egzystencjalnego bólu w
blackmetalowej formule gitary, zawodzącej złowieszczo by po chwili
przejść w złagodzoną i wirtuozerską nutę a potem w zagęszczony,
smolisty natłok miażdżących ciężarem dźwięków, po uniesienie
graniczące z radością w klasycznych wtrętach.</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: large;">Reszta
niech omija ten materiał szerokim łukiem, bo będzie za trudny w
odbiorze i zdecydowanie zamęczy. Ale dla otwartych na trudną sztukę
przez duże ES, oczywiście że dla pozbawionych złudzeń, że
stanie się on hitem z wielomilionowym nakładem, jest on jak
najbardziej godny polecenia.</span></div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-36774742333236082352016-10-03T14:28:00.001-07:002016-10-03T14:35:23.729-07:00WARFIST „Metal to the bone”<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj545CFhVVyFi_nBwm7oEpZ42K0gxyn-WPSunSGXCZclxXlW1C_2WlV-IO06GrSBPsoAz4hfcjavIDVgNgFiiydzn8vydpRGLAdcTVq49sBltQ0qLMIQFkEehuD4SM6pjhHWmA6Rt9IWnz8/s1600/warfist_cover.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj545CFhVVyFi_nBwm7oEpZ42K0gxyn-WPSunSGXCZclxXlW1C_2WlV-IO06GrSBPsoAz4hfcjavIDVgNgFiiydzn8vydpRGLAdcTVq49sBltQ0qLMIQFkEehuD4SM6pjhHWmA6Rt9IWnz8/s320/warfist_cover.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
<span style="color: black;"><span style="color: red; font-size: large;">Opancerzona
pięść boga wojny, dzierżąca bojowy młot, opada po raz kolejny
dokonując spustoszenia w otoczeniu emitujących dźwiękowe wici
kolumn. Miażdżąc żywą tkankę tworzącą zdeformowane w
tańcu-pogibańcu postaci wszelakich siejących sprzeciw oponentów,
udowadnia że pochodzący z plemienia Lebusów trzej emisariusze
thrashowej sieki to jego ludzie. Ludzie zaangażowani, w dźwiękowy
terror i rozpierduchę. No tak, millenium nieomal stuknęło od czasu
gdy Mieszko to wesołe plemię włączył do naszej nie do końca
zrównoważonej wspólnoty, ale potomkowie walecznych wojów ziem
znad Odry i Warty nadal wiedzą jak spuścić konkretny łomot ku
chwale Metalu. Bo w końcu – Metalowy do Szpiku Kości to album i
basta!</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.99cm;">
<span style="color: black;"><span style="color: red; font-size: large;">Półgodzinny
materiał, czyli jak najbardziej pasujący minutaż na starodawnego i
kultowego kaseciaka czy vinyla, tym razem zbluzga wszelakie świętości
tego świata ze standardowego na dziś dzień CDka, dźgając po
dziewięciokroć w zgromadzonych wkoło swych odtwarzaczy,
przedstawicieli życia napoczętego bezkompromisowymi aczkolwiek,
wysublimowanymi lirykami, emitowanymi z prędkością działka
miotająego pociski w systemie Gatlinga. Stara liga z hasłem na
ustach - thrash till death, odnajduje tu wszystko co najsmakowitsze w
bezkompromisowym, oldskullowym a zarazem chamskim i surowym thrashu z
tak zwanymi blackowymi naleciałościami. Cóś jakby Venom i
Motorhead wpadli na October Fest by pospołu z Sodomem, tradycyjny
dla święta naszych zachodnich sąsiadów festiwal ucelebrować
nadprogramową cysterną rodowitego bimbru, pędzonego – a jakże!
w blasku łypiącego zapijaczonym okiem księżyca. Wszakże ziemniak
oddaje co najlepsze przy dobrym naświetleniu. No musi być szybko,
choć bez przesadnego wpadania w rejestry speed czy grind. To nie ten
gatunek. Szybko, nie znaczy że koniecznie w tempie pogoni za kolejną
gołą czarownicą śmigającą na sabbat, tym bardziej że przy
wolniejszych kawałkach, muzycy przewspaniale operują klimatem, gdy
rznące równiutko podgardla riffy współgrają z pogrzmiewającym
basiskiem i wywrzaskiwanymi pod marszowe tempo wokalizami, jak choćby
w brylującym na krążku numerze 5, czyli <span style="font-family: "times new roman" , serif;">Breed
of War, gdzie (nomen omen) HellVomit odwalił kawał nieziemskiej
roboty. Cóż, a po chwili, w nastęującym numerze 6 już niesie
żagiew rozpierduchy w najlepszym, zwierzęcym i wypełnionym furią
klasyku, tak zakorzenionym w latach osiemdziesiątych, że nawet
dzika, bardzowczesnoslayerowska solówka hłostająca przy
punkowskich przejściach musiała przeciąć z trzaskiem powietrze tu
i ówdzie. </span>Oklepywany zestaw w standardzie
młodego dewastatora pospołu z krzykaczem dzierżącym
sześciostrunowy oręż heavy metalu i adeptem dzikich harców na
czterostrunowym aparacie opresji, bardzo płynnie przechodzą od
suchych i łamiących kości łomotów ku soczystym, motorycznym
gromom w tonacji speed. No cóż mogę rzec na to wszystko, jak tylko
to, że walić retro trupy, nieudolnie wciskające nam ente sterylne
produkcje jak i ich nieudolne w swych dążeniach klony. Oto
przyszłość gatunku – odkrywana na nowo a zarazem zagrana z
młodzieńczym pazurem klasyka.</span></span></div>
</div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-54199954360209525832016-09-26T14:03:00.003-07:002016-09-26T14:03:10.790-07:00KINGDOM „Sepulchral Psalms from the Abyss of Torment”<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgieZtbs-9MeurL9ZgFlSWpfX3tg9mQ7QBLt4P-bplWXYycLI9INzpdRj0i9Y_Q6_8DLDQnJ2-qQV_McPSYyX0zYiTxjYixp3dpw7okcfnoH83QUs8hNLhi2786ZnTcfqgWpL2GPYNwGgxX/s1600/kingdom_cover.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgieZtbs-9MeurL9ZgFlSWpfX3tg9mQ7QBLt4P-bplWXYycLI9INzpdRj0i9Y_Q6_8DLDQnJ2-qQV_McPSYyX0zYiTxjYixp3dpw7okcfnoH83QUs8hNLhi2786ZnTcfqgWpL2GPYNwGgxX/s320/kingdom_cover.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="break-before: auto; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.74cm;">
<span style="color: #82585a;"><span style="font-family: Verdana, Arial, Geneva, sans-serif; font-size: large;">Rozpalcie
stosy! Niech płonie świat! Królestwo wyrosłe w bezgranicznej
czeluści, rozwarło swe wrota uwalniając nieprzeniknioną czerń.
Stalowe monstra pełznąc krwistymi bagnami rozoranych szrapnelami
pól, od Verdun po Haar Megiddo, wypluły z zasklepionych blizną
dziesięcioleci jam, ponownie przebudzonych z grobowego odrętwienia.
Oto nadszedł czas by przekląć świat. By wysłuchać siedmiu
autorskich grobowych pieśni pochwalnych przesączających się
jadowitymi larwami krwiskoszczerniałych stróg z otchłani
cierpienia, w jej trzeciej, wielkiej odsłonie. Półgodzinne
metalowe tornado zesłane na ten podły skrawek skały krążący
eonami wokół ognistej kuli, uzurupującej sobie miano centrum
świata, niczym kolejna z plag o zasięgu globalnym, ponownie sieje
wieszczące plon zniszczenia ziarno zła. Werble wojny miażdżące
narząd słuchu wespół z wyszarpywanymi ze studzien odgłosami
ucztujących na ich dnie ghouli, miotają w eter gromy. Brzeszczoty
ociekających zgniłą tkanką riffów uderzają z każdym kolejnym
szarpnięciem by rozjątrzyć zainfekowane rany. Ponure katakumby
wypełnił ponownie dźwięk wypełnionego najczystszą furią death
metalu, generowanego przez cienie trojga hołdujących starożytnemu
Mrokowi naprawdę wkurwionych ludzi o niebanalnym dorobku, jakże
istotnym dla rozwoju krajowej sceny. Sceny która nareszcie ponownie
została wyrwana z cienia, zdawało by się że wiecznego snu
wtórności i jednolitych inspiracji pogrążających ją w trudnych
do odróżnienia bezambicyjnych i jakże popularnych dla mas,
tworach. Bryła zastygłego w monolit obsydianu musi wkrótce runąć
obrócona w gruz, by spośród okruchów wyłuskać hartowane w
implozyjnym ciśnieniu przeciwności losu nowe, na wpół oszlifowane
diamenty. Czarnego, zeszklonego w wulkanicznym wyziewie wściekłej
energii splunięcia trzewi ziemi, zastygłego w cromlechach, jednakże
nie kruszcie...</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.74cm;">
<span style="color: #82585a;"><span style="font-family: Verdana, Arial, Geneva, sans-serif; font-size: large;">Osiem
kompozycji wtłoczonych w ułudne srebro plastikowego krążka
przygniata swym bezkompromisowym ciężarem, bo oto autorski materiał
został zwieńczony zbrutalizowaną wersją
wczesnodartkthorone'owskiego Cromlech, który wprawdzie pozbawiony
został owych zionących pierwotną zmarzliną dalekiej północy,
prymitywnych, lecz zaciągających ociężałą, zaszronioną kotarą
pełznącego i duszącego mroku – klawiszy, lecz odegrany nieco
szybciej a i potężniej i brudniej, idealnie dopełnia ten materiał,
uderzając lodowym młotem, po którym pozostaje jedynie zmiażdżone
kowadło niedosytu. Ognisty walec kompozycji mieli w średnio
szybkich tempach, rozsądnie dawkując też i przyspieszenia,
zagważdżające monolitycznym ciężarem, przeszywających żywą
tkankę gitarowych pocisków, nierzadko zawodzących solówką,
wyjącą potępieńczym skowytem z dna Sheol. Przygniatający ciężar
brzmienia unoszącego się nad wszystkim szarpanego bezlitośnie
basiska i zwierzęco okładanych bębnów, wgniata w fotel
dogorywających przed emiterami dźwięków tych adeptów dźwiękowej
rozwały, którzy nieroztropnie sięgnęli po ów nośnik.
Furiastyczne wokalizy wylewające się z przepalonego siarką gardła,
rozdają sztychy i cięcia, niczym komendy setników piekielnych
kohort, wiodących swych podkomendnych przez rozszczelnienia wymiarów
ku miejscu ostatecznego rozwiązania odwiecznego sporu.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.74cm;">
<span style="color: #82585a;"><span style="font-family: Verdana, Arial, Geneva, sans-serif; font-size: large;">Dźwiękowe
barbarzyństwo zaprezentowane w grobowych psalmach, stawia
niewątpliwie zaangażowanych w powołanie do życia Królestwa
oprawców w czołówce bestialskiego death metalu, który swą
zardzewiałą kosą rznie brutalnie, bardziej szarpiąc niż
ścinając... Królestwo potępionych rozwiera swe wrota!</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.74cm;">
<br />
</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.74cm;">
<br />
</div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9130170408320244844.post-46050452425302710632016-08-03T13:06:00.000-07:002016-08-03T13:06:13.836-07:00Odour of Death self titled ep<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzh4XRF4K-4KMAP9dhvxxTvgFUX2ybNZxMosTsdd7ZZcm4y6KNWm_bKcwWsCRj6hKuS-WteQDikm0Pe4E-wLAS3JTcyP2mfJICopdtcBQvx_Xadro-4Go4ie4tjyA4PDUtGzZepX5vCH8i/s1600/od%25C3%25B3r.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzh4XRF4K-4KMAP9dhvxxTvgFUX2ybNZxMosTsdd7ZZcm4y6KNWm_bKcwWsCRj6hKuS-WteQDikm0Pe4E-wLAS3JTcyP2mfJICopdtcBQvx_Xadro-4Go4ie4tjyA4PDUtGzZepX5vCH8i/s320/od%25C3%25B3r.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.93cm;">
Cuchnie
ta śmierć. Pieści nozdrza smukłymi palcami woni rozkładu,
wspinającego się z grobowej jamy ku krainie żywych, rozkosznie
kusząc ich powabnym gestem, by zrobili ten ostateczny, wyzwalający
z ograniczającej materialności krok. Kroczy zwiewnie przez
czekające żniw pola uprawne wykopanych mogił... Wraz z wonią
martwej tkanki wspina się pleśniowy mech, zastygając lawą w
krwisty kożuch. Czemuż, ach czemuż ten byt staje się nieznośny,
czemuż ta konopna pętla wykrawa z widocznej rzeczywistości bramę
w kolorycie obsydianu, jakże promieniującą na tle aksamitu
beznadziei... Czemuż, ach czemuż, ten błysk ostrza u
nadgarstków statuł, rozświetla mroki życiowych koszmarów
ekstatycznym wykwitem adrenalinowego upojenia... Swąd Śmierci,
kolejny blackmetalowy byt na krajowej scenie, rosnący na
emigracyjnej glebie, nie mniej skażonej wirusem perwersji,
wielbieniem upragnionej śmierci i deprawacji. Czteroutworowa epka,
zaledwie 20 parę minut wzniosłych ku tronom szubienic dźwięków,
wystarczających, by popchnąć ku temu ostatecznemu krokowi, bo nie
tyle warstwa dźwiękowa, a jakże – hołdująca starej, północnej
szkole black metalu, ale i teksty, jak najbardziej - są poradnikiem
dla przyszłych samobójców. Listopadowa noc, pełnia, księżycowy
warkocz oświetlający ścieżkę, zapach krwi.... tak... oto Ona,
krocząca Pani przez pola żniw Ponurego Kosiarza...</div>
<ol>
<li><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
jakże zwodniczy
potrafi być dźwięk, swobodnie ulatujące ku nieboskłonom nuty,
kojarzące się z zimną falą lat 80-tych, wpadające niemalże w
hołd dla the Cure, oszukują przez pierwsze kilkadziesiąt sekund,
aby uderzyć z impetem. Metalowym impetem, tłucząc w twarz
zimnymi a zarazem ostrymi riffami, niczym drżąca w dłoniach
straceńca, od lat nie używana, rdzawym skrzepem pokryta brzytew.
Na końcu tunelu nie ma światła, życie jest gównem, ty jesteś niczym – wywrzaskuje podmiot liryczny, propagując skrajny
nihilizm. Sprawnie działająca machineria tętni, tłocząc
endorfiną syte litry zczerniałej krwi z otwartych arterii
pękłego węzła strun wszechświata, choć nie słabnie nawet na
chwilę, staczając się w przepaście grobowych jam.</div>
</li>
<li><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
wolny, marszowy,
jakże przepełniony mocą i... omszały, niczym zapomniany przez
świat skrawek lasu. Idealnie, bo ascetycznie wplecione klawisze,
tworzą nastrój sunącej potokiem smoły, oblepiającej złem całą
otaczającą aurę. Wiem kim jesteś, wiem co zrobisz. Zabij,
zabij, zabij... zabij, dla Diabła... opętane Złem wersy pchają
do zbrodni, sączą w umysł jad, a jedynej pożywki jakiej
potrzebują owe zamieszkujące wasze głowy demony, to proste,
swobodnie spływające ku otchłani Piekła riffy i niosące
transowy rytm bębny. Ornamenty dudniącego basu, jak klinga w
czarciej łapie potęgują brzmienie, celnym ciosem penetrując
tkankę. Nie będzie lepiej...</div>
</li>
<li><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
żywszy, podnoszący
z martwicznego snu potok klasycznych dźwięków, nieodparcie
snujący skojarzenia z płynną melodyjnością dokonań Mgła i
innych związanych z Black Lodge formacji. Prostota kompozycji,
nieustannie, monotonnie niczym zawodzenie akolitów w kazamatach
prastarych świątyń, powtarzane riffy i melodie plus marszowo
wybijane tempa. usłyszcie wołanie... przeze mnie przemawiasz
głosem twym... jestem twoim prorokiem – ponownie zawodzi Kolan,
przechodząc ku deklamacjom przywołującym Noc. Świdrujący
świadomość gitarowy riff przenika świadomość, udrażniając
drogę artykułowanych w trzypanelowym digipacku tekstów, co rusz
zwodząc jedynie ku krawędzi, na pola uprawne wykopanych mogił...
żniwa czas zacząć...</div>
</li>
<li><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wieńczący,
tytułowy, instrumentalny utwór - nomen omen. Przewodnik ku
ostatniemu miejscu spoczynku. Gdzie Jej Odór jest nic nie znaczącą
codziennością, samozapadającą się w sobie megalityczną
materią, dźwiękiem i światłem, skąd nawet czas nie ucieknie.
Zamknięci na wieczność w Czarnej Dziurze trumien niebytu,
czekający na kolejny Wielki Wybuch... Zbyt spokojna kompozycja,
klimatem swobodnego dryfu w nieznane, daje jasny sygnał, że to
koniec. Choć zapewne koniec wieńczący jedynie ten mały materiał
a wieszczący pełnominutażowy debiut.</div>
</li>
</ol>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.93cm;">
Czas
zweryfikuje. Jak zawsze.</div>
re-cenzorhttp://www.blogger.com/profile/10410802893865892032noreply@blogger.com0