Translate

wtorek, 4 marca 2014

Det Gamle Besatt „Primary Evil”




Już po otwarciu pudełka z bookleta wyziera na nas Nieświęta Trójca ogarnięta tym Pierwotnym Opętaniem. Pierwotnym, bo toż to pierwotny skład Opętańca [Besatt] w którym tworzył jeszcze przed wydaniem kultowego tu i ówdzie demosa „Czarci Majestat”. I muza ta jest w swym brzmieniu hołdem dla potęgi metalu lat 80.tych ubiegłego wieku zdechłego millenium. Ale zarazem korzeniami swymi sięga nie tyle tych lat 90-1 w których powstał materiał z pierwszej połowy tej ep jeszcze pod szyldem Besatt, gdy przed demosem ta muza krążyła na rehach, co stworzonego na starą modłę materiału powstałego w 2011 gdy starzy, byli członkowie spotkali się po latach z Belem by co nieco nagrać na jubileuszowy „Unholy Trinity”. Tak – ta muza zakreśla pełny krąg. A w nim pentagram nekromanty… Bo cóżby innego w nim być mogło.
Beldaroh, Weronis i Dertalis pędzą wyraziście lewą ścieżką autostrady nie za bardzo zwalniając ale też i nie popadając w niekontrolowane szaleństwo. Tak, ta muza to świadectwo tego jak brzmiał czarny metal jeszcze w ubiegłych dekadach, nim rozkwitł na dobre thrash i nim wybuchła rewolucja death, nim w płomieniach płonących świątyń na dalekiej północy narodziła się druga fala black metalu, tak odmienna od kontynentalnego pierwowzoru - coraz śmielej wówczas wychylającej z garaży i piwnic hydry.
Program rozpoczyna ważny numer bo łączący stare z nowym, a może nie tyle łączący co przenikający materię i czas. Ha, a oto horyzont zdarzeń, co jest poza? Oto kompozycja będąca jedną z tych, co zainicjowały po pierwszym wspólnym jamm session po latach do powołania do życia nowego projektu będącego zarazem tym starym, pierwotnym, prastarym… „Ares” – numer jeszcze z reha „Ares” a pojawiający się w tej właśnie wersji i na nowo nagranej w 2011 na potrzeby Nieświętej Trójcy. Teraz po raz trzeci nagrany – „W mej duszy szaleje Ares!” wrzeszczy jeden z opętańców! I tak właśnie jest. Heavy metalowo, melodyjnie, opętańczo!
Potem wspólnie z Nazarejczykiem wespniemy się na Golgotę krocząc via dolorosa! Nie ma zmiłuj! Są za to waltornie i dyskretnie wplecione klawisze, by męczeński pochód ku nieuniknionemu nabrał swej naznaczonej patosem śmierci wzniosłości. W rytmie opętanych werbli wkraczamy wraz z centurionami na miejsce kaźni… by potem… Potem nie pozostaje nic innego jak wkroczyć w Mój Raj, jakże inny. To właśnie jest ten utwór promujący to wspaniałe mini już od kilku dobrych miesięcy i wałęsający się w sieci na WaszejTubie. On po prostu miażdży. „Myślą zawładnął mrok, to co było – nie istnieje!!” Tak, on wprost emanuje thrash-blackową czarną energią z rodowodem prosto z najlepszych dokonań [w końcu sąsiedzi] KAT. Maniera wokalna niewątpliwie rodzi skojarzenia z głosem najsłynniejszego metalowego trubadura Rzeczypospolitej – Romana, ale jest bardziej zadziorna niż obecny pierwowzór. I dobrze, nie potrzeba nam podróbek.
I kończący „stary materiał” Epitafium Ku Czci Boga, ociera się już momentami z lekka o deathowe riff’s, mocarny bass i waltornia wraz z chóralnym zawodzeniem opętańców „Żegnaj Ojcze…” i wrzaskliwym wokalem Bela jak to później na kolejnych wydawnictwach [kolejnych – ha, ha, retrospekcje?] już zwyczajowo bywało.
No i od tej chwili obcujemy już z nowymi kompozycjami. Deus Est Mortuus już z nazwy to credo przyświecające kroczącym pod czarnym sztandarem Piekieł trzech ambasadorów Diabła na Ziemi. Cóż – nic dodać, nic ująć. Przez wezwanie płynące z Wojennych Werbli ku zejściu na Ołtarze Piekieł wpełzamy w Labirynt Szaleństwa. A nad tym wszystkim wciąż unosi się ten klimatyczny dźwięk waltorni, tak zacnie ubarwiający drapieżność suchych riffów. „Ciemne powietrze przeszywa jęk wojennych werbli…”. Ano, dokładnie. I właśnie kończący Labirynt Szaleństwa to już prawdziwa perełka. Jasne że czarna jak Dupa Szatana. Melodyjny, zadziorny, zwieńczony przepięknymi klawiszami i łacińskojęzycznymi chóralnymi recytacjami współbrzmiącymi z wrzaskami Bela. „czarna postać w kapturze, z kosą na ramieniu – zbliża się powoli…”.
Ludziska, kupujcie ten materiał. Już niebawem nadejdzie pełnominutowy album, być może że i w tym też czasie nadejdzie nowy Besatt. Obie hordy znajdą zapewne kolejny pretekst i możliwości by znowu ponownie zagrać parę sztuk. Może dokooptowały by i formacje stworzone przez pozostałych „uciekinierów” z pokładu? No, Diabolicon w końcu też zacny a i Dimidium Mei niezgorszy. I spójrzcie sami na piękno lat 80.tych. O tej komandzie wiedział ten, kto dowiedzieć się miał. Reszta zobaczyła i usłyszała dopiero na scenie jako openera przed Besatt. Tak jak to bywało ze dwie-trzy dekady temu. Nim tak jak obecnie mordo-skrzynka zaczęła promować każde badziewie a największe gówno w formacie mp777 wciska się w uszy i często samoczynnie wypływa wszystkimi innymi otworami, nierzadko tymi fizjologicznymi. A kiedyś po prostu grało się gdzie i ile się da, a jak przed kimś już rozpoznawalnym, to i ludziska zapamiętali a jak się muza spodobała, to potem tej muzy szukali.

1 komentarz:

  1. wersja alternatywna:

    Det Gamle Besatt „Primary Evil”

    Bytomskie kopalnie nawiedził Czort. Węglem pełne sztolnie swe diamenty skrywają. Aha, dokładnie tak. W podziemiu jak to i na oficjalnej scenie, kapel zatrzęsienie, tyle tylko, że wskażcie mi taką drugą, co zatoczywszy pełny krąg pod inna nazwą, wkroczyła na światowy poziom, zebrała się w swym najpierwszym składzie po latach na nowo i nieco zmieniwszy nazwę powróciła do korzeni? Chlubnych korzeni. I to nie tyle swych co samego gatunku jako takiego? Ano – nie ma.
    Pierwotne Opętanie to dosłownie pierwotny skład Opętania. Tego sprzed wkroczenia jeszcze nawet nie na nieoficjalna scenę, bo sprzed pierwszego kasetowego (tak było w latach jeszcze dziewięćdziesiątych) demo. Z czasów tego specyficznego rodzaju wydawnictw z nieoficjalnego obiegu o jakich dzisiejsza scena tak zachłyśnięta odhumanizowaną technologią po prostu zapomniała. Bo któż dziś jeszcze publikuje rehealsals? [ostatnio spotkałem się z tym w przypadku Open Hell…]. I właśnie kawałek „Ares” - tytułowy z prastarego dziś już niczym śląski węgiel – reha, jest tym pierwotnym zaczynem opętania. Znaczący to utwór bo jeszcze pod szyldem Besatt powstał jako jeden z pierwszych, a pojawił się nagrany na nowo na jubileuszowym albumie kompilacyjnym, by po raz trzeci tym razem rozpocząć to rewelacyjne e.p. „W mej duszy szaleje Ares!” – tako rzekł Pierwotnie Opętany i z tą dewizą prowadzi nas przez te nieomal pół godziny black-thrashowego szaleństwa. W natchnionym jęku waltorni kona na naszych oczach wiedziony via dolorosa Nazarejczyk. Z drapieżnym wrzaskiem heavy metalowego szaleństwa wkroczycie potem w Swój Raj… . „Myślą zawładnął mrok, to co było – nie istnieje!!” Tych przewspaniałych wokaliz nie powstydził by się sam Mistrz Kostrzewski! A może nawet i on sam by tak zaśpiewał, gdyby narodził się ze trzydzieści lat później? No zapewne tak, no ale…
    Ta e.p. to poniekąd zderzenie starego z nowym. Starego – bo pierwsze cztery utwory to kompozycje jeszcze spod szyldu Besatt z lat 90-1. Kolejne to już nowa myśl, skrzesana w ogniu trawiącym czarne śląskie złoto, gdy pomysł Det Gamle Besatt stał się już namacalnym faktem. A zatem – kończący „stary materiał” – czyli Epitafium Ku Czci Boga, to będący już pod lekkim wpływem death metalu numer – credo. Deathowe riff’s, mocarny bass i waltornia wraz z chóralnym zawodzeniem opętańców - „Żegnaj Ojcze…” …
    No i nie inaczej jest z otwierającym „nowy materiał” - Deus Est Mortuus – tytuł mówi wszystko. Właściwie wszystko właśnie o niesionym na sztandarze – jasne że czarnym – credo. Ano, niewątpliwie DGB jest zaangażowany w podróż ścieżką o lewostronnym ruchu. Wiadomo zatem czego oczekiwać. Muzy z zaangażowaniem, co słychać w każdym takcie, w każdej nucie. Nie ma rady, trzeba przyjąć wici Wojennych Werbli i zejść na Ołtarze Piekieł a potem wkroczyć w Labirynt Szaleństwa wsłuchując się w nieustający a klimatyczny dźwięk waltorni, tak zacnie ubarwiający drapieżność suchych riffów. Ten kończący owo mini CD Labirynt Szaleństwa to zaprawdę prawdziwa perełka. Czy właściwie diament, co nawet by się i zgadzało, boć to przecież tylko mocniej ściśnięty w wnętrznościach Matki Ziemi węgiel… Melodyjny, zadziorny, zwieńczony przepięknymi klawiszami i łacińskojęzycznymi chóralnymi recytacjami. A „czarna postać w kapturze, z kosą na ramieniu – zbliża się powoli…”. I niebawem zbierze plon.

    OdpowiedzUsuń