Oto
Pyromancer. Oto ich demo z 2014. Nieśpieszno wydany, bo w 2015
dwakroć na kultowej taśmie magnetofonowej a niebawem, już
dosłownie za kilka mgnień wiosny, wznowiony zostanie na plastikowym
dysku ze srebrnym nośnikiem ścieżek. A jakże, żłobionych
zardzewiałym gwoździem, rozszarpującym żywą tkankę w
poszukiwaniu mięsa, penetrującym aż do kości, niszczącym
przewodzący słodki ból układ nerwowy. Strażnik Piekieł
najpewniej bawił by się przednio przy tej taśmie/mCD podczas
rozszarpywania kolejnej ofiary na palu męki w kolejnej, nadchodzącej
coraz szybszymi, krwawym śladem znaczonymi, krokami – odsłonie
Hellraiser. Pinhead i pozostali Cenobici niebawem nadejdą, o ile
Dough Bradley ponownie wcieli się w tę rolę. Ale tymczasem, nie na
palu, lecz na starym, rzymskim narzędziu kaźni ponownie zawisł
on... no i nie mamy już złudzeń jakiemu gatunkowi hołduje owa
spopielająca wszystko co żywe, piekielnym ogniem horda.
To
demo to zaledwie 13 minut przypadających na 5 utworów, ale jest to
tak konkretny materiał, że więcej do osiągnięcia muzycznego
stanu nasycenia nie potrzeba. Już same tytuły wieszczą jedynie
zniszczenie i ścieżkę spalonej ziemi. Przywoływanie Płomienia –
oschłe, trupim jadem zionące zionące wytrzewienie, niemalże od
początku przechodzące w dziką i orgiastyczną rzeź spod znaku
umiłowanych Blasphemy czy zdeprawowanych bestialców Revenge,
stanowiących chyba na wieki niedościgniony wzór do naśladowania
dla wszelakiej maści fanów łańcuchów, cuchnących potem i krwią
skór i przeżartego przez kwas treści żołądkowych dżinsów,
ozdobionych tylko i jedynie pasami z nabojami. Barbarzyński Gniew –
odsłona druga. Wydobywający się ze studni, agonalny wrzask
rozbrzmiewa nieustannie śląc w świat słowo złej nowiny.
Popadając w walcowate zwolnienia, usuwa wszystko ze swej drogi ze
skutecznością trału rozminowującego irackie szlaki przez pustynię
okalającą roponośne źródełka. Niemalże punkowy numer trzy –
Piekło, utrzymany w bardziej speed thrashowej połajance, nadal
emituje w przestrzeń brud i piekielny smród. 'Inferno!!' drą się
obaj członkowie tej zgrai rzezipęcherzowców dając podkład pod
późno darkthronowskie riffy. Klasyczna, niemalże celticfrostowska
perkusja i jeszcze bardziej prymitywny sound dodają temu materiałowi
po prostu smaka. A to tylko preludium do niespełna dwuminutowego
Ukrzyżowania w Otchłani. Taaaaakk... oto rzeź w najlepszym stylu
black speed thrash. Nazwenictwo inspiracji pominę, dwie
zarekomendowane powyżej nazwy starczają aż nadto, wiadomo, że
rozpędzony do granic możliwości systemu nerwowego i wytrzymałości
kośćca gitarzysta stara się jak może o posttraumatyczne
stwierdzenie zapalenia ścięgien, a opętany perkusista, jako
niespełniony kowal, oddaje się dziełu dewastacji. Nic dodać, nic
ująć – zniszczenie. Bóg Przemocy – uroczyste zakończenie
materiału z histerycznymi wokalami, wywrzaskującymi wersety
opętania, starającymi się nadążyć za masakrującymi dźwiękową
przestrzeń operatorami instrumentów strunowych.
Aż
ciekaw jestem, jak by ten materiał wypadł na żywo, w sali prób,
choć przy dwuosobowym składzie jest to raczej mało realne. Ale po
takim sypiącym gruzem demo, spontaniczny reh byłby jak najbardziej
wskazany. I kto by pomyślał, że w Ameryce tak potrafią porządnie
grać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz