Translate

wtorek, 5 lipca 2016

Eteritus „Following the Ancient Path”



Podążając starożytnym szlakiem, klasyczny w deathmetalowej formule Eteritus, pozostawiwszy za sobą krótki, niewiele ponad kwadrans trwający debiut sprzed dwóch lat, ponownie wkroczył na scenę, tym razem z pełnominutażowym materiałem, siejąc zawieruchę wśród w więszości, zgarbionych już pod batem czasu, fanów metalu złaknionych klasycznych dźwięków. Klasycznych dźwięków, bo zakorzenionych w epoce przełomu dekad lat 80/90. Zawieruchę, bo finezyjnie niczym topór bojowy na polu bitewnym, materiał śmiało toruje sobie szlak, rozpychając się a gdy trzeba, krusząc napotykane przeszkody.

Suchy, toporny wręcz, a zarazem skrawający niczym ostrze tokarki bezlitośnie wgryzającej się w obrabiany kawałek żelastwa, death metal, czerpiący – a jakże! - pełnymi garśćmi z klasyków, głównie szwedzkiej sceny, która na początku lat dziewięćdziesiątych skutecznie zawojowała europejskie sceny klubów i festiwali letnich. Bo w tej suchości kryje się, by potem wręcz wylać strumieniem, spora dawka energetycznej melodii, spływającej z każdego szarpnięcia strun czy uderzenia w dudniące niczym wojenne wezwanie – bębny. Solówki wyłaniające się niczym drakkar ze mgły, szeleszczą mile dla ucha swą pieśń, zaciągając niczym krzemień ostrzący brzeszczot miecza. Ha! Te właśnie gitary, jakże nawiązują do ówczesnych tuzów, rodzących się wraz z gatunkiem pod światłem Słońca sprzed trzech dekad, z których kilku nadal wiedzie za sobą rzesze, wespół ze zdzieranym nadmiarem piwa i papierosów wokalem wytwrzaskującego w wikińskim szale frontmana, nadają temu materiałowi tego wionącego tamtym, nie do końca przeszłym – specyficznym klimatem. Klimatem pierwotnej siły, rodzącej się kiedyś, gdy świat był inny, tej narastającej w każdym doszlifowanym riffe, w każdym dopieszczonym motywie basu i perskusji, podczas okupionych litrami potu i morzem piwa, prób w niedofinansowanych, lecz wypełnionych zaangażowanymi ludźmi, MDKach. Te powiatowe, często przypominające bunkier po zdobycznej eksploracji Wału Atlantyckiego podczas D-Day salki prób, wydawały na świat mających świadomość już na starcie swej znikomej szansy na zawojowanie świata, lecz zdeterminowanych by grać, by tworzyć dla samego aktu kreacji, wyrażającego ich samych, dającego upust narastającego w nich z każdym dniem energetycznego wiru, muszącego w końcu pochłonąć to, co spotka na swej drodze. A przecież niejednemu z wielu w końcu udało się w końcu odnieśc choćby namiastkę sukcesu, wieńcząc swą muzyczną podróż choćby niskonakładową taśmą demo. I taki właśnie jest ten klimat tego albumu – dziś nazwać by go należało oldskullem, cokolwiek to słowo powinno wyrażać.Klasyczny, energetyczny, a jakże zarazem świeży, bo płynący z głębi zaangażowanych umysłów death metal!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz