Translate

sobota, 11 lutego 2017

Det Gamle Besatt „Inter Mundos”



Z głębi bytomskich jam, z haszy sal prób i nor koncertowych izb klubów, mniejszych czy większych, spłynęło po raz kolejny Pierwotne Opętanie. Więc może jednak nie jest już ono tak dziewicze, ale nadaj upaja tym cierpkim sokiem owocu zakazanego, czy może już przegniłego uwodzicielskim, sfermentowanym sokiem grzechu. Spłynęło nieświętym słowem miotanym ustami dwóch piewców diabelskiej ewangelii przy akompaniamencie kakofonii dźwięków generowanych instrumentarium szyderczej trójcy kapłanów Zła. Szalone lata osiemdziesiąte wieku XX, podobno wieku fałszywych proroków, choć w zestawieniu z dzisiejszymi szarlatanami – kapłanami przeróżnych kultów materii oraz (pseudo)ducha (upadłego), bynajmniej nie tylko religijnych – to chyba jednak wieku niewinności, ponownie tryumfują. Spomiędzy tytułowych światów wypływa strumieniami siarczysta heavy thrash metalowa diabelska konkwista, sącząc monumentalnie i powolnie najczystszy czarci jad przez nieomal trzy kwadranse. Polskojęzyczne teksty emitowane w zainfekowaną przestrzeń kosmosu charakterystycznym głosem Weronisa trafiają na żyzny grunt i kiełkują zbożami zła po raz już czwarty, przygotowując zdeprawowane umysły do żniw. Bez spektakularnych i karkołomnych, zwodzących na manowce przesytu formy ponad treść, muzycznych popisów i bez ekscentrycznego, zaciemniającego obraz wizjonerstwa, trio opętańców jak zawsze zaprezentowało co najlepsze w klasyce powinno było się znaleźć a czego dekady temu zabrakło, czego ówczesne horyzonty wyobraźni nie obejmowały, umysły nie antycypowały a i studyjne możliwości nie były w stanie jeszcze przez kolejne długie lata zaproponować. Tak być może powinien dziś brzmieć KAT, gdyby nie nastąpił w nim rozłam, ale i tak punktem odniesienia jest schyłek lat osiemdziesiątych, zsyłający ich najdonoślejsze dokonania będące inspiracją dla całej krajowej sceny a dla DGB już od pierwszego wydawnictwa w szczególności. Ciężkie i szorstkie riffy ubarwione melodią skrzypiec w Czarcim Zmierzchu, idealnie wyrzynają brzeszczotami dźwięków swą lożę pomiędzy dźwiękami zapełniającymi płytę. Potęga ponownie pojawiającej się w dorobku waltorni uzupełnia dźwiękowy obraz powolnie trawiącego świat ognia. Gdy trzeba, wizjonersko, choć oszczędnie, by stworzyć poczucie narastającej grozy, uwidaczniają się wplecione w całość klawisze. Tworzą tło przytłaczającej świadomość niepewności, duszącej niczym cmentarna mgła, wysysająca z powietrza każdy pierwiastek życia. A czasem nadają monumentalności, jak choćby w stanowiącym kolejne credo muzyków – A gdyby tak..., w którym Weronis melodeklamując zadaje ciężkostrawne dla bogobojnych i sprawiedliwych pytania natury filozoficznej. Otwórz oczy, przerwij swą modlitwę... tako rzecze zakapturzony bard Ciemności. Nie lękaj się!!! nie!!! tako przemawia niczym trybun diabelskiego senatu, upowszechniając idee wolności, czy może po prostu duchowego wyzwolenia. Sunące piekielnymi alejami solówki wspomagane klasycznym dudnieniem basiska, niczym werble wojny, budzą z mogił na wieki śpiących, przyzywając dawno zapomniane brzmienia, sprzed trzech dekad, a jakże nowocześnie zaaranżowane. Czasem śpieszą niczym grom rozszarpujący bezlitośnie odwieczną kotarę nicości, skrywającą wszechrzecz przed ludzkim, ułomnym okiem – zwierciadłem niedoskonałego umysłu, tak zamkniętego na wykraczającą poza dogmat wiedzę. Spiesząc się, śpiesząc, a czasem przystopując niczym w zadumie. Słońce schowane za dalekim horyzontem... czarno wieszczy zerkając w głębinę lustra nocy nad kartami tarota gdy misternie palcami kreśli kolejne runy na gryfie rzężącej gitary...
Taki oto jest ten nowy DGB. Zakotwiczony w klasyce, wprost ją gloryfikujący a jednak w jej ramach, mimo oczywistych inspiracji jej dokonaniami, emanujący własną tożsamością, bo wypełniony niekonwencjonalnymi rozwiązaniami. A i tak od pierwszej nuty już masz pewność jaką hordę gościsz w odtwarzaczu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz