Translate

wtorek, 14 marca 2017

ELEGIS „Supehuman Syndrome”



ELEGIS „Supehuman Syndrome”


Elegia druga, wypchnięta z wnętrza kosmicznej czerni z siłą erupcji konającej supernowej, wtłacza się na dziś dzień w Waszą świadomość jedynie z wirtualnych źródeł dźwięku, czekając na uwieczniający ją megalityczny cromlech kasety czy tradycyjny na dziś dzień srebrny dysk płyty kompaktowej. Czy uda się kiedyś wyryć te wersety syndromu nadczłowieczeństwa w czarny vinylowy pomnik powracającej do łask technologii, tego nie wiem, lecz wróżę i bez tych namacalnych świadectw twórczości Barona spore zamieszanie na rodzimym poletku sceny metalowej. Death metalowa maszyna napędzana industrialnym paliwem ruszyła by przez trzy kwadranse nieść przekaz na nienaruszalnych, przenikających się płaszczyznach dźwiękowych które zarazem tworzą splątaną niczym korzenie Axis Mundi całość. Dźwiękowa transformacja ciężkich gitarowych riffów w potężne elektroniczne miazmaty, konających w swych strukturach atomowych pod natłokiem blastów i przechodzących w płynną, poddającą się formowaniu masę. Sunące, eteryczne solówki nadając nowy kształt tej coraz bardziej amorficznej z każdym dźwiękiem fali, unoszą słowa – więzione w klepsydrach ułomnych marzeń o transformacji bytu, doznania aspeków boskości. Przesypujące się ziarno za ziarnem odmierza upływający czas zaklęty w timerze odtwarzacza, sunący z zimnym, metalicznym w smaku, nurtem rzeki pozbawiającej wspomnień i człowieczeństwa. A i taki powinien być metal – zimny i odhumanizowany, bo i tak się rodziły jego najmroczniejsze i najposępniejsze odłamy – w płomieniach buntu przeciwko otaczającej nas, ewoluującej niekoniecznie w przewidywanym a na pewno nie pożądanym kierunku rzeczywistości, kreowanej przez człowieka, niekoniecznie przychylnego ludzkości. Tchnął zawsze nowym - jak na swój czas – spojrzeniem na formę w której łączył to, co już od lat istniało na muzycznej scenie, poddając kolejnym metamorfozom, nadając coraz ekstremalniejszy wyraz. Ekstrema nie zawsze prowadzi do brutalizacji dźwięku czy jego przyspieszenia, bo czasem jako wielogłowy wąż, tryska jadem hybrydy gatunków z wielu paszcz. Już od czasu demo z 2014 Elegis podążał death metalową ścieżką, mocno wplecioną w syntetyczne brzmienie, które całokształtowi nadaje automat perkusyjny ale i obficie spływająca między niejednokrotnie wpadającymi w psychodelę riffami, posępna aura elektroniki, kojarzona z pesymistycznymi wizjami filmowymi lat 80 ubiegłego wieku, w których dominował upadek ludzkości i tryumfująca na zgliszczach cywilizacji sztuczna inteligencja. W zestawieniu z nieujawnionymi jak na dziś dzień tekstami, metaforycznie mówiącymi o ludzkiej wędrówce ku doskonałości, okupionej niejednym upadkiem; o przechodzeniu transformacji a może po prostu o odradzaniu się wobec inkarnacji w bóstwo nadrzędne, czy może w upiorne dziecko cywilizacji ludzkiej - maszynerię przeobrażającą się stopniowo w organizmy żywe, oko wyobraźni dostrzeże pokrywającą się żywą tkanką cybernetyczną konstrukcję, która z każdym dźwiękiem, wypływającym niczym żalazny wiór spod wirującego w rytm połamanych rytmów ostrza, materializuje się jako kroczący przez pobojowiska wypełnione świadectwem upadku niegdyś wzniosłej technologi, ponury i bezwzględny T-800. Anielskie chóry torturowanych cherubinów wespół z grzmiącym growlem zapowiadają nieuchronną z dzisiejszej perspektywy przyszłość a dryfująca między posępnymi gitarowymi pochodami ku rzeźnickiemu, (choć ozdobionemu niejedną, wyłaniającą się ze mgły solówką) mielącemu bezwzględnie niczym topornie wyrzeźbione żarna, ale i lepkiemu, smolistogęstemu natłokowi riffów muzyka, koi umęczony umysł niczym ostatni haust opium. Każdy zdeklarowany fan Morbid Angel jak i Deathspell Omega czy Nightbringer, nie szukający jednakże prostych odzwierciedleń (czy po prostu powieleń) muzycznych fascynacji, odnajdzie w Superhuman syndrome to, co najistotniejsze. A i ten, co fanem tych nazw nie jest, powinien nad materiałem tym się pochylić, bo z kim bym nie podyskutował, kto materiał już usłyszał, każdy słyszy dalekie echa innych ikon sceny. I jakkolwiek echa te wybrzmiewają ze słabnącym czy nasilającym się natężeniem, każdy z nich jak dotąd jest zgodny – mamy do czynienia z materiałem niebanalnym i nieszablonowym. Dla wysublimowanych gustów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz