Translate

piątek, 3 listopada 2017

RITES OF DAATH „Hexing graves”



Nad rozwartym oczodołem sarkofagu, zatroskane lica czterech Nierządnic Cmentarnych, rozsupłało mapę Drzewa Życia, pożądliwie chłonąc świetlistą ścieżką upływająca Wiedzę o stanie WSZECHRZECZY... Przemianowane córy Babilonu wkroczyły hałaśliwie na ścieżkę potężnego brzmienia, debiutując niewiele ponad dwudziestominutowym łupnięciem zgłębiając tajemnice Kabały. Cóż, dwa niedostępne chyba nigdzie dla osób spoza kręgu znajomych formacji materiały demo, jeszcze z okresu działania jako Cemetery Whores wrażenia zrobić nie mogły, jako że nigdy mego odtwarzacza jako i większości potencjalnie zainteresowanych nie tknęły, ale skromy udział w bardziej już dostępnym na rynku splicie sprzed roku, dość głęboko wrył się w pamięć, bynajmniej nie tylko z uwagi na miażdżący cover z repertuaru Celtyckiego Szronu, co jednak bardziej wobec już wtedy lekko nadgniwającej aury, niosącej zapowiedź tego, co czynią pod nową nazwą. I to prezentują w debiutanckim mini CD, pod patronatem kasetowych grobów...
Introdukcyjny, wprowadzający a zarazem tytułowy utwór, oparty na wolnym i emitującym w czasoprzestrzeń niepokój riffie, ślizgającym się po martwicy i galopującym rozkładzie materii, przechodzącej w stan już jedynie luźnego związku pierwiastków – deformuje. Deformuje obraz prezentowanego stylu, ale tylko po to, by już po około 182 sekundach uderzyć w dzwon, którego nie sposób tak łatwo wygłuszyć. Dzwon obrzędów nekromancji w podziemiach, czy może jednak kościstym szczątkiem ludzkości wyściełanych katakumbach prastarej otchłani u podwalin Roma. Dzwon grzmiący deathmetalowym brudem sprzed dnia narodzin gatunku, okraszony w tyglu wiedźm szczyptą szwedzkiej i brytyjskiej klasyki gatunku lat 80/90, które nie zrodziły się w ogniskach doliny Hinnom... Siermiężny, przygniatający ale i melodyjny death metal, przechodzący od powolnego walca ku gromiącego rytmem metamorfoz buldożera, czy już ku inkarnacji szleństwa nieposkromionego w strumieniu dźwięku na tle którego podwójne wokalizy unoszą pieśń buntu ku nieboskłonom. Grobowy Upiór, odsłona trzecia, kontynuuje rzeź i bezlitosny taniec święta grzechu w średnim tempie, bo upojone już smakiem krwi ghoule na sprofanowanych zgliszczach świętych miejsc, przeżuwając Gorzkie Wnętrzności Ziemi odsłony czwartej, syczą w zadowoleniu i lenistwie zaspokojenia żądz krwi. Krótka acz treściwa dawka mocnej nuty, kruszy czarne wnętrze ziemi... Przyspieszając w wieńczącej epkę kompozycji Najświętszej Świętej Śmierci, czteroosobowa horda pokazuje to co ma w sobie najlepszego, czego – mam nadzieję – da przykład w nadchodzącym wydawnictwie. Świadomej wirtuozerii w której lekko przenoszą swe codzienne frustracje na bezemocjonalnie emitowane z kunsztem dźwięki.
I jest to uczta, choć tak nagle, jakby rzeźnickim tasakiem ucięta, jako połać mięcha się też i kończąca, dająca poczucie niedosytu ale i łechtająca nozdrza wizją (zapachem) nadchodzącego większego dostatku. Czy tak będzie? Oby! Stosując współczesne słownictwo - „gruz” pierwszego sortu sypie się ze ścian przy tym materiale. Aby zasypał przy pełnym materiale.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz