Translate

piątek, 29 grudnia 2017

Serve / ProFanatism - "Painful Incarnations / Light Devourer" [Zły demiurg Prod.]



ProFanatism / Serve SPLIT tape


Oh Klio, mądrością pełna Ty - muzo, zwojem papirusu przeszłości strzegąca, co skrzepem liter jej oblicza zmienne kreujesz. Apollina liry, wierna w orszaku dziewięciu siostra. Zwoje odrzucił wspólczesny świat, nad mozolnie kreślony ręki ruchem atramentu znak, cyfrowe a niematerialne, jakże ulegające deformacji znamię przedkładając. Zapis dźwięku ewoluował od klasycznego zapisu nutowego na przestrzeniach papierowych kart, przez mniej czy bardziej doskonałością naznaczone materialne nośniki, które chyba niebawem odejdą w zapomnienie, ku wirtualnym, przepaścią terabajtów znaczonych granic kości pamięci. Po kościach twórców pierwszych dzieł znanego oblicza cywilizacji niewiele zostało, gdy skruszone zębem czasu w bezimiennych zbiorowych mogiłach czy kryptach złotem zdobionych trumien gardzieli katakumb, sprawiedliwie obróciły się w proch i pył. Takoż i wąż zżerajac swój ogon, zapętlił czas by powrócić ku jednemu z pierwszych, przypisanych gatunkowi nośników. Bo nic tak nie oddaje ducha lat 90 ubiegłego wieku szczezłego w konwulsjach umierających planet millenium, jak obarczona niedoskonałościami, ale i pełna uwielbienia taśma magnetofonowa, zamknięta w cromlechu kasety. To ona wyprowadziła z mroków piwnic wiele wielkich nazw spośród tych, co wówczas rozpoczęli swoją batalię, gdy łącze sieci nie obejmowało swymi mackami niczym przebudzony Cthulchu, nieomal każdego zakątka tej zatręchłej planety.
Zły Demiurg po raz kolejny dopuścił się aktu kreacji, której owocom wielu życzyło by jedynie aborcyjnej agonii w łonie noszącym przeklęte dwakroć nasienie nihilizmu i zła. Jakkolwiek aberracją naznaczony czy szaleństwem jedynie namaszczon jest umysł potencjalnego odbiorcy, i tak chętnie i z perwersyjnej przyjemności spazmem po te dźwięki sięgnie, upychając w paszczy decka, czy może jednak Molocha mordzie, ziejącej nienasyconą jeszcze pustką - ów nośnik.
Program strony A – bolesne wcielenie w nieustannym cyklu kołowrotu narodzin i śmierci, obracającego się bezwzględnie od pra-początku ku nieskonczoności. Materiał z debiutanckiego demo ProFanatism, pierwotnie wypełzłego z anty-materii Nocy ku wypełnionemu nadgniłym światłem obliczu świata w roku 2014, na srebrnymi ścieżkami tkanym krążku CD, to inne niż obecnie znane oblicze profanujących z fanatyzmem heretyków dwojga kontynentów. Z jednego rogu nie raz miód spijali by dziś oddaleni morskim oddechem Boreasza, zasilającego żagle drakkarów tworzyć coś odległego od swych pierwocin. Dobrze, że wreszcie materiał ten doczekał się prezentacji właściwego nośnika i grafik owej epoki, bo osadzona w duchu lat sceny drugiej połowy lat 90 muzyka, jakkolwiek zwiewna wijącymi się wężowymi splotami solówek, gęsto oplatającymi głośników bryłę, daleka jest jeszcze od hekatomby pomysłów zaklętych w elektronicznych tłach dopełniających Hereticon. Typowa dla ducha minionego stulecia płynność bazująca na melodii spływającej lawinami z gryfu, wypełnia trzy rozbudowane i jakże już zróżnicowane w swej strukturze dość potężne, bo ponad sześćiominutowe akty. Powróćcie do korzeni łamiąc anielskie skrzydła w wiecznej pustocie zawieszone przez złodzieji światła...
Program strony B – pożeracz światła. I czy to zbieżność wątków wystąiła przypadkiem czy za kosmicznym splotem strun? Nie odgadnę i nie zamierzam. Niczym prometejska wizja buntu wobec woli bogów, przypłacona porażką, obarczona karą. Udręką spętanego u szczytu Uralu skazańca będzie wątroba co dzień po wyżarciu odrastająca, jako co dzień powracające światło, pochłaniane paszczą mroku nocy każdej, wraz z ustąpieniem z pola nieboskłonu, woźnicy ognistego rydwanu. Inne spojrzenie na black metal, poddanie się jego wizji skłaniającej ku bardziej bezkompromisowej, na pewno surowszej, może nawet skażonej prymitywizmem początku lat 90 i bardziej przepełnionej nieokiełznanym szaleństwem annihilacji.


 To jedynie cztery kompozycje wyszarpane ze spłodzonego już w 2013 cyklu słonecznym materiału Serve, który mimo kilku prób, jak dotąd nie doczekał się namacalnego nośnika, a który skazi Wasze umysły po zubożeniu go o jeden utwór z materiału pierwotnie wypełniającego nigdy nie prezentowane szerzej Demo 2012 oraz dwóch z materiału tytułowego, nie do końca pasujących do idee fixe, choć niewątpliwie nadających mu w swej odmienności specyficznego klimatu. Ale może i przyjdzie czas na publikacje i tych dźwięków wzbogaconych o nowe... ale to pieśń przyszości, której tu nie szukaj, bo te około 22 minut oddaje hołd czasom minionym, kiedy na północy globu płonęły jako żagwie siedziby bogów wschodu a szron kruszył każdą ze spływających z powstających na potęgę taśm nut, bo norweska wizja była tą najwłaściwszą, a jednak nasza scena potrafiła wykształcić na tej kanwie coś własnego, zaszczepiającego specyficzny rodzaj niepokoju, czy nawet lęku... A minęło ponad 20 lat, mimo przesypujących się kolejnych ziaren w klepsydrze postępu, był to kolejny samorodek niosący powiew klasycznego postrzegania muzycznego ekstremizmu, tonącego w zróżnicowaniu formy, nawiązującej nie tyle do ultra szybkich nawalenek podrasowujących nieokiełznane pościgi na gryfie co i nawet do smutnych, gotyckich monumentów, wplatając też i niespodziewane dla formuły rozwiązania, jakimi są próby (czy udolne to już oceńcie sami) w miarę czystych deklamacji Szymona na tle łagodniejących aż do przesady nut. Materiał zestarzał się, bo i możliwości „domowych studiów nagrań”, osadzone w osobistych komputerach przyniosły przez te kilka zaledwie lat nowe możliwości, ale przecież ten kaseciak ma być jedynie świadectwem chwili minionej, która nie miała na celu tworzenia gatunku na nowo a jedynie jego odświeżenia w i tak klasycznej formie. Jeśli przeznaczenie pozwoli, projekt ten będzie kontynuowany, na co osobiście liczę a jeśli jednak nie, taśma ta będzie kolejnym okruchem skruszałej tablicy z maksymą Non Omnis Moriar...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz