TRUCHŁO STRZYGI „Nad którymi nie
czuwa żaden stróż”
Nie
przebita osinowym kołkiem w miejscu, gdzie winien pracować mięsień
sercowy a przynajmniej jego mechaniczny zamiennik, z nieurżniętym
starym toporem łbem złożonym u stóp przed zabiciem wieka
trumiennej skrzynki rdzawym bretnalem, Stara Strzygowa powstała by w
niepełnym kwadransie trzema opowieściami punkowych bajek ululać do
snu. Wiecznego. Niekoniecznie jednak brata śmierci, bo jej truchło
powstało i podryguje rytmicznie miotając strzępy odpadającej
tkanki pośród pogującego u stóp scenicznego cromlecha tłumu.
Obskurnie,
prosto, szybko acz inteligentnie i z furią do przodu. Teksty aż za
bardzo metaforyczne, ale tak widocznie musiało być już w
pierwotnym zamyśle tworzenia tego mini. Alternatywnie spoglądając
na przemijanie, puszczając oko do chętnego by przeczytać wciśnięty
w booklet skreślony tekst, Strzygowa nuci powrzaskując piosnki w
swym przekazie wiodące od dnia narodzin ku nieuniknionej jesieni
życia, od której jedynie krok ku zimnem tkanej lodowej jamie w
macicy Ziemi. No cóż, na samym końcu i tak czeka nas „(...)
Dzień zamknięty we szkle
Ten
złudny spokój jesieni
Wiatr
plujący śmiercią
Zgniłość
kwiatów, łzy, lastryko i znicze (…).
Ale
i tak zawrzeszczmy wspólnie w chłodnym grobowcu - „(...)
chleba!!! (...)” i ruszmy w tan. W bezkompromisowe szaleństwo bez
nazw i stylu, bo ni to w punk, ni to w black, ni to w oldskull
uderza, bo ni cholery to w stylistykę Sex Pistols nie wpada, jest
dalekie od wczesnego czy późnego Darkthrone'a a i niedaleko jest mi
tylko dźwięczące nutką do rozbestwienia Sodom. Tak mi jedynie
zawiewa od północy dymem pokrętnie sunących smug skojarzeń, bo
od furii Impaled Nazarene nie sposób tu czasem uciec. Tętniące
sznyty riffów oparte na metalowym ciężarze ale przecież rozszalałe
w thrashowych łupankach i wrzaskach zdzierających gardło pospołu
z gromiącym bębny pałkowym. A i tak trudno tu mówić o
zapożyczeniach, bo to nasza Strzygowa wyciągnęła kopyta wygodnie
w niechlujnie skleconej przez pijaniutkiego cieślę z lokalnej
brzozy trumience. Podniosła swe Truchło i ruszyła w tan,
porywając już wraz z debiutem niemałe ilości metalowców
zafascynowanych kultem gas-maski w to potępieńcze kółeczko, jak
na wodzireja przystało.
I
więcej mi nie potrzeba niż te tuzin minut, bo i tak klepię to w
kółko jak pojebany raz za razem, a przecież już po 6 minutach
młyna w lateksowym wdzianku zwieńczonym filtrem węglowym
oddychanie staje się sztuką. Przetrwania.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz