„Pustkowia”
Kolejna
ambientalna opowieść. Tym razem inna. Niezbyt optymistyczna.
Wprowadzenie
– Smutek pustkowi – Czas po Apokalipsie – Czas powojenny.
I.
Krótka
przechadzka po zniszczonym świecie. Po wyjałowionym z życia
skrawku... ziemi, a może skrawku sztucznego podłoża... ? Które
kiedyś zamieszkiwali...(śmy)... ??
II.
I
pozostała tylko rozpacz i zgrzytanie zębów. Niczym proroctwo z
zapomnianej przez czas KSIĘGI, wyszydzanej przez ludzi, uświęconej
przez wyznawców … a może tych którzy sami zgotowali ten los...
Nie
wiem czy jestem na Ziemi czy innej planecie, nawet nie wiem czy
jestem na lądzie stałym, czy sztucznym jego erzacu w sztucznej
grawitacji wirującym gdzieś ku przepastnej, mrozem owianej pustki.
Nie to jest ważne, bo innego świata nie znam, a opowieści
starszych o lepszym świecie którego już nie ma nie potrafię już
nawet odtworzyć z pamięci.
Ciemnością
ociekający i depresyjny podkład niczym z filmu D.Lyncha. Choć nie
jego to jest opowieść.
III.
Motyw
z Imagine J.Lennona wpleciony w mrok, gęsto wysączający się z
głośników, oplatający i stopniowo zagłuszający ten motyw –
pochłaniający go.
I tu
twórca tych dźwięków podejmuje zabawę (dialog??) ze słuchaczem.
Dokąd zaprowadzi nas ta historia?
Wyobraźnia
jest nieograniczona. Prowadzi nas od nadziei do lęków.
Naiwny,
niemal ocierający się o marksistowski, komunistyczno-utopijny obraz
idealnego świata bez wojen, religii, granic i wszelakiego zła
dzielącego ludzkość na dwie starte w nieustannym boju armie,
którego nigdy żadna z nich nie jest w stanie wygrać – tekst
Lennona nie został wyartykułowany nawet jednym, jedynym słowem. Bo
i po co?
Fortepianowy
motyw jest rozpoznawalny w całym cywilizowanym, świecie. Tekst tym
którzy nie będą szukać i tak niczego nie wyjaśni...
Wyobraźnia
w końcu zostaje pochłonięta przez grozę.
Dochodzą
do głosu nasze najgorsze obawy. Krzyk kobiety... Krzyk mężczyzny...
Krzyki lęku... może bólu...
Zakamarki
zgliszcz miast kryją strach...
Nadszedł
czas po Apokalipsie. U stóp Meggido nie rozstrzygnęło się nic.
Żadna ze stron nie wygrała. A przegrali na pewno ci, co przeżyli.
Bo
nie był to bój dobra ze złem. Bo po obu stronach byli tylko
ludzie. Mozaika ich nadziei, uczuć, lęków, wyobrażeń dobrego i
złego – to wszystko niezależnie od kategorii którymi podzielili
współzamieszkujących ten skrawek lądu – nie zagwarantuje im
nieba, w które już od dawna nie wierzą, nie uchroni ich od piekła,
które sami stworzyli...
IV.
Po
każdej bitwie przychodzi cisza.
I
ten mały muzyczny pejzażyk powoli wycisza. Rozwiewa opary
ujawniając zgliszcza, z których ponownie powoli zacznie odradzać
się życie.
***
I
taki jest ten CDR. Kolejna opowieść. Opowieść bez słów. Ruchome
obrazy, odmalowane dźwiękiem. Po raz kolejny rzucone odbiorcy
wyzwanie – albo wznieś się na wyżyny swej percepcji albo nie
dotykaj tego CDR.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz