Krótka, bo
trójetapowa podróż samobójcy, zmierzająca wprost ku krawędzi; blaskiem świec na
atłasie nocy kreślona twarz przewodnika – demona sprzed lat…
…z dawien
dawna, zapomniany, może chemicznym szczęściem uśpiony, lecz od zawsze w
zakamarkach umysłu przyczajony. Czekający na przyzwanie, gdy fala wątpliwości
zalewa jaźń. Sztucznym blaskiem mamione oko by umysł wyrwać spod skrzydła mroku
i czających się w nim mar. W bezśnie jej widmo jawą, wyciągnięta dłoń, z
zaufaniem przyjęta ściągnie w dół…
Krótka,
niespełna półgodzinna, muzyczna przechadzka zdesperowanego, przepełnionego
suicydalnymi myślami desperata. Jeszcze nie widzącego swego skonu ani grzebnego
garbu ziemi, lecz już balansującego nad skrajem przepaści.
Dla lubujących
się w melodyjnym, może jeszcze nie depressive czy funeral ale powolnym i posępnym
doom, z deklamowanymi, i co najważniejsze – polskojęzycznymi tekstami. Przepełnionymi
metaforyką znad niewyraźnie majaczącego we mgle rozkopanego grobu. Pełną
wątpliwości i pytań, świadomości nieuniknionego kroku ku przepaści.
Monumentalnymi klawiszami budującymi mroczny klimat rodem z gotyckiej katakumby
zamieszkiwanej przez monstrum Frankensteina, tak brawurowo odgrywanej w filmach
grozy lat trzydziestych. Przytłaczających ciężarem, monotonnie wręcz
wysiąkającym wraz z dźwiękiem z głośników.
Doskonałe ep
na debiut. Niepełne dwa kwadranse ubrane w szaro czarne barwy zaledwie dwustronicowego
bookletu, który zawiera jednak wszystko to co potrzebne – pejzaże oddające
klimat muzyki i przesłanie tekstów i ich literalne odzwierciedlenie. Warto się
nad nimi pochylić, lecz po ich przyswojeniu, czy warto podążyć tą ścieżką
zanikającą w mroku za słabnącym blaskiem świec…?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz