Translate

czwartek, 30 maja 2013

Evil Existence "Summoning the Archaic Atrocity"


Evil Existence
Szaleństwo niejedno ma imię i w niejednym umyśle się gnieździ. W tym przypadku w dwóch i zasiało tam nieliche zniszczenie. Szaleństwo jest złem w najczystszej postaci i nie ma w nim żadnej metody. Spada na człeka, opętuje i popycha do czynów niewyobrażalnych.

Lecz szaleńcy żywiąc swe wewnętrzne demony, przepełnieni szczęściem i nieczuli na opinie (nawet częstokroć ich nie zauważający) posłuchu pełnego dla głosicieli prawd uniwersalnych - ludu, niebaczni na wędrówki sąsiadów swych do lasów okolicznych po chrust na stosy ofiarne, zamknięci w garażu czy też piwniczce (może krypcie, któż to wie…) spłodzili owe 12 minut wezwań archaicznego bestialstwa.

Bo że z bestialstwem mamy do czynienia to złudzeń mieć nie powinniśmy, jako ludzie oddani jedynie pokojowym formom relaksu, związanym z robieniem na drutach (lub druta, jak komu wygodnie) czy też kontemplacją przyrody na przyblokowych skwerkach, gdzie pieski sąsiadów z zapałem przekazują swe geny przyszłym pokoleniom…

Dwójka bestialców nieświadoma oczekującego ich oczyszczającego z nieprawości świętego ognia, wznieconego przez przepełniony zgorszeniem lud, w przypływie opętania, przez owe dwanaście minut, po pięciokroć dopuściła się około dwuminutowych aktów przemocy na prawych (dotychczas) umysłach sąsiedzkiej młodzieży. Ta - zdeprawowana już i w beznadziei pogrążona nie będzie już taka jak kiedyś…

Bo któreż z naszych pociech będzie nadal tak czyste i niewinne niczym pierwszy śnieg wczesnozimowy, po konfrontacji z tak chamskim i prymitywnym skomasowaniem dźwięków oddających hołd najprymitywniejszym formom dźwiękowej przemocy wyplutej przez chaos na przestrzeni ostatnich dekad? Oszalały chyba albo poświęcający się bez granic perkusista, nie wie co to litość. Sprzęt, po sesji zapewne kompletnie zdewastowany, posłuży prawomyślnym za podpałkę pod jego palikiem. Druty szarpiący zarówno te cztery jak ich sześć, oddaje się swemu dziełu, jakby szarpał żywy organ… i bywa że przyśpiesza obroty. A wydaje przy tym takie odgłosy, jakoby żywcem wyrwane z paszczy rozpustnej demonicy. No dobra, może niekoniecznie z paszczy…

I tak oto te 12 minut przechamskiej, speed black primitive łupanki mnie doprowadza do ekstazy, bo takie wybroczyny zdeprawowanych umysłów od zawsze sprawiały mi frajdę. Sąsiadów owych twórców doprowadziły, lecz do rozpaczy, wobec czego stosy płoną, płoną… A ja se zapuszczam to demko po raz wtóry. W końcu ciągnie dewiant do dewianta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz