Nie możesz jej
okiełznać, ani nawet próbować przekupić. Pojawi się niespodziewanie i odbierze
najbliższą osobę lub sama poprowadzi cię ku wiecznemu zapomnieniu, przez
bezcielesność w kosmiczny szron. Może po drugiej stronie czarnej dziury
narodzisz się ponownie, a może zostaniesz tam na wieki przeklinając swój los.
Możesz
próbować ją okpić, ale i tak, prędzej czy później się z nią spotkasz. Jak ci co
przed tobą, jako i ci co przyjdą po tobie…
Autor tych
niepokojących kompozycji deklaruje, że większość wplecionych w nie sampli
została zarejestrowana na miejscach, gdzie Ona roztoczywszy swą aurę –
przepełnione radością i nadziejami młode czy stare powłoki cielesne, tych kochanych
i kochających, przemieniła w bezwładną, kształtem swym jeszcze znajomą zbieraninę
materii… Czasem przyzwana zwykłą brawurą młodości i naiwnej wiary w swe siły i
umiejętności, przez beztroskę. Czasem przez zwykłą żądzę decydowania o losie
drugiej istoty. Bezwzględna to Dama – władczyni ziemskiego losu, otoczona
orszakiem demonów, przepełniających rozpaczą tych co pozostali, strachem tych,
co niezdecydowani szukają swego przeznaczenia nad mrocznym brzegiem Acherontu,
niechętni Charona kościstego palca skinieniom, a może obola na ostatnią podróż
pozbawieni, tchnienie pół-życia z chciwością w miechach swych płuc skrywający...
Witana pieśńmi żalu i cierpienia, echem odbijającymi się w sztolniach męki
żywych, sprowadzającymi lawiny łez ocalałych…
W minimalizmie
jest czasem i piękno i potęga. Piękno prostoty i bezpośredniości przekazu.
Przekazu dźwięku, niosącego schorowanym umysłom wizje spoza percepcji niewyczulonego
na poza-świat oka… Potęga bezpośredniości wizji.
Chóry demonów,
kohorty strzyg, na krwi i kości opasłe.
A wszystko to
w minimalistycznej, ambientowej oprawie. Może nawet dark-horror ambientowej,
nieco industrialnej. Śmierć kroczy nie tylko przez pobojowiska, wśród
dogorywających i okaleczonych, śniących o niej niczym o młodej i ponętnej
kochance. Przybywa zbyt późno do uwięzionych w bezsilności rozczłonkowania, gdy
bezduszna stal niemoc na ciało sprowadziła… Wśród zawodzenia żywych, ukojenie
sprowadza tylko na ducha konających.
Niełatwy to
materiał, nieludzki. Choć o ludzkich dramatach szepczący jadowitym językiem
demona gnieżdżącego się w opętanej wyobraźni twórcy. Wypełniony nocą, bo tylko
ona ukryje szpetny bezwład gnijącej tkanki, która gdy uleciałą energią była
przepełniona, tak miłą oku w świetle dnia była. Pewnie też i dlatego taki
trudny do pozyskania. Ale gdy już jakimś cudem wejdziecie w jego posiadanie,
słuchajcie go z rozwagą. Jeśli nie macie dystansu do tej mrocznej części swej
wyobraźni, która sprowadza na was wizje, będziecie świadkami niespełna
dwudziestominutowej agonii rzeszy istnień ludzkich, w bólu rozszarpywanych i
miażdżonych ciał, wasze uszy przepełni wycie niepogodzonych z ich utratą
żałobników. A wszystko to w atmosferze wznoszącej się znad nieświętej ziemi
mgły, przesiąkniętej brudem naszej cywilizacji, tak jak kiedyś na skrzydłach
kadzideł, tak teraz na oparach smogu – niosącej modły ku nieboskłonom…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz