Translate

piątek, 7 czerwca 2013

Septicemic Plague "Naufragia Nervosa"



Nie możesz jej okiełznać, ani nawet próbować przekupić. Pojawi się niespodziewanie i odbierze najbliższą osobę lub sama poprowadzi cię ku wiecznemu zapomnieniu, przez bezcielesność w kosmiczny szron. Może po drugiej stronie czarnej dziury narodzisz się ponownie, a może zostaniesz tam na wieki przeklinając swój los.

Możesz próbować ją okpić, ale i tak, prędzej czy później się z nią spotkasz. Jak ci co przed tobą, jako i ci co przyjdą po tobie…

Autor tych niepokojących kompozycji deklaruje, że większość wplecionych w nie sampli została zarejestrowana na miejscach, gdzie Ona roztoczywszy swą aurę – przepełnione radością i nadziejami młode czy stare powłoki cielesne, tych kochanych i kochających, przemieniła w bezwładną, kształtem swym jeszcze znajomą zbieraninę materii… Czasem przyzwana zwykłą brawurą młodości i naiwnej wiary w swe siły i umiejętności, przez beztroskę. Czasem przez zwykłą żądzę decydowania o losie drugiej istoty. Bezwzględna to Dama – władczyni ziemskiego losu, otoczona orszakiem demonów, przepełniających rozpaczą tych co pozostali, strachem tych, co niezdecydowani szukają swego przeznaczenia nad mrocznym brzegiem Acherontu, niechętni Charona kościstego palca skinieniom, a może obola na ostatnią podróż pozbawieni, tchnienie pół-życia z chciwością w miechach swych płuc skrywający... Witana pieśńmi żalu i cierpienia, echem odbijającymi się w sztolniach męki żywych, sprowadzającymi lawiny łez ocalałych…

W minimalizmie jest czasem i piękno i potęga. Piękno prostoty i bezpośredniości przekazu. Przekazu dźwięku, niosącego schorowanym umysłom wizje spoza percepcji niewyczulonego na poza-świat oka… Potęga bezpośredniości wizji.

Chóry demonów, kohorty strzyg, na krwi i kości opasłe.

A wszystko to w minimalistycznej, ambientowej oprawie. Może nawet dark-horror ambientowej, nieco industrialnej. Śmierć kroczy nie tylko przez pobojowiska, wśród dogorywających i okaleczonych, śniących o niej niczym o młodej i ponętnej kochance. Przybywa zbyt późno do uwięzionych w bezsilności rozczłonkowania, gdy bezduszna stal niemoc na ciało sprowadziła… Wśród zawodzenia żywych, ukojenie sprowadza tylko na ducha konających.

Niełatwy to materiał, nieludzki. Choć o ludzkich dramatach szepczący jadowitym językiem demona gnieżdżącego się w opętanej wyobraźni twórcy. Wypełniony nocą, bo tylko ona ukryje szpetny bezwład gnijącej tkanki, która gdy uleciałą energią była przepełniona, tak miłą oku w świetle dnia była. Pewnie też i dlatego taki trudny do pozyskania. Ale gdy już jakimś cudem wejdziecie w jego posiadanie, słuchajcie go z rozwagą. Jeśli nie macie dystansu do tej mrocznej części swej wyobraźni, która sprowadza na was wizje, będziecie świadkami niespełna dwudziestominutowej agonii rzeszy istnień ludzkich, w bólu rozszarpywanych i miażdżonych ciał, wasze uszy przepełni wycie niepogodzonych z ich utratą żałobników. A wszystko to w atmosferze wznoszącej się znad nieświętej ziemi mgły, przesiąkniętej brudem naszej cywilizacji, tak jak kiedyś na skrzydłach kadzideł, tak teraz na oparach smogu – niosącej modły ku nieboskłonom…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz