Translate

wtorek, 11 czerwca 2013

EGZEKWIE „Czarna noc duszy” 2/04/2013 Under the Sign of Garazel Productions




Ciężki jak dzwon Zygmunta doom metal. Nieistotne czy funeral, czy black, czy suicidal… Posłuchajcie, nade wszystko przeczytajcie teksty, zrozumcie – potem może sklasyfikujcie, jeśli czujecie takową potrzebę. Ja nie czuję.

Muza jest przednia i jak na naszą scenę – niespotykana. I nie chodzi o to, że u nas nie gra się doom, bo to nieprawda. Na pewno nie chodzi, że nikt nie pisze polskojęzycznych tekstów bo i to nie jest prawdą. Nie jest prawdą że nie ma ludzi którzy potrafią napisać je w takim stylu, czy jak kto woli – takiej klasy. Są.

Egzekwie jest formacją anonimowych muzyków, chcących by jedynie muzyka obroniła się sama i aby nie była promowana powiązaniami z formacjami żadnych z tych osób. Żadnych twarzy, żadnych nazwisk, imion, pseudonimów, sama muzyka. I ona chwyta. Za serce… Oczywiście, kto zna scenę, to rozpozna wokalistę po jego manierze od pierwszych wersów, poczyta teksty, powiąże je od razu z jego osobą, bo wszystkie jego projekty mają wysoko postawioną poprzeczkę, choć są stricte podziemne. Wysokiej klasy grafiki, wykonane nade wszystko z pomysłem, a więc niosące coś więcej niż klasyczne tego typu wydawnictwa doznania, też nie pozostawiają złudzeń, kto jest za booklet je zawierający odpowiedzialny. Super, ja to wiem, bo sporo tych płyt się obsłuchałem, a nim chapnąłem CD, słuchając promosa zawieszonego na ichniej stronie w pewnym portalu miałem do czynienia z samą muzyką. I ona zdecydowanie broni się sama. Polecę ją z serca i fanom gatunku jak i dopiero raczkującym na tym poletku. Bo nie jest istotne kto muzę tę stworzył. Istotne jest to, jak ona na mnie oddziałuje.

Około czterdzieści dwie minuty muzyki i przypadające na nie osiem utworów, przy czym kończący jest podzielony na dwie części tworzące całość. Powolne, marszowe tempa ciężkiej gitarowej muzyki, okraszonej przemyślanymi klawiszami, no i efektami mającymi zastąpić jeśli nie organy to dzwon… i nie pytaj komu od dzwoni, bo dzwoni on tobie… Dzwoni i swym niepokojącym dźwiękiem jakże przygniata. Przygniata, bo i przyziemność nam wszystkim najbliższa. Jej codzienność od narodzin po skon… stąd i pewnie tematy poruszane w tych dziewięciu mikropowieściach, będących w przypadkach niektórych z nas możliwe że sprawozdaniem z naszej właśnie wędrówki przez czas. Ale, jak to zwykle wam polecam – poczytajcie, przemyślcie, zinterpretujcie…

Nie jest to jednakże cały czas jednostajna, przepełniona ciężarem i powolnością temp gitarowa muzyka, bo utwory wyróżniają się pomysłowością. Nawet przy tak wolnych tempach można je różnicować, wplatać między riffy uderzenia dzwonu a naprawdę nisko nastrojony bass tylko potęguje dźwiękowy megalit. To wszystko ma przypominać marsz żałobników wlekących swój smutek za karawanem. A na tle tego może zaistnieć mniej lub bardziej słyszalna zawodząca gitara. A czemóż by i nie miał się pojawić i motyw z muzyki klasycznej…

Powiadam wam, zainteresujcie się tym wydawnictwem. Garazel wydaje z rzadka, ale gdy coś już zaproponuje, okazuje się to w niemalże każdym przypadku strzałem w dziesiątkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz