Translate

wtorek, 11 czerwca 2013

Plaga „Magia Gwiezdnej Entropii” 04/2013 Societas Oculorum Arcanorum


Magia Gwiezdnej Entropii
Magia Gwiezdnej Entropii
I oto wreszcie. Trzecie wydawnictwo Pożeraczy Słońc!!! Wyczekane, wymodlone, wyklęte… Przepiękna, ale jakże inna to muzyka niż poprzedzające ją demo i ep. A zarazem jakże już stylistycznie rozpoznawalna. Muzyka natchniona, a może wzniosła…

No właśnie – wzniosła i natchniona. Zdecydowanie Plaga na tym materiale zwolniła. Bo i właściwie nie potrzeba szaleńczego pościgu za rzuconym w otchłań nocy zaklęciem, by wyrwać MOCY skrawek jej potęgi. Jest niewiele szybszych momentów, ocierających się o typową, klasyczną wręcz blackową łupankę. W części drugiej Trąb zagłady – kontynuacji brawurowej części pierwszej, którą Plaga oczarowała mnie wręcz już na swym debiutanckim demo. No i jeszcze w jedynym anglojęzycznym utworze.

Ogólnie jest to album utrzymany w średnich tempach – cztery rewelacyjne, monotonne wręcz molochy poprzedzone króciutkim, instrumentalnym introsem. Nie ma już szaleńczych solos jak to wcześniej bywało, ale są wyraźnie heavy metalowe wręcz wpływy, bo jest niezaprzeczalnie melodia w tej muzyce. I na niej praktycznie cała płyta jest osadzona.

 Ale tak miało być, dzięki temu wyraźnie mogły zostać wydeklamowane wręcz teksty. A kluczem do tego wydawnictwa są właśnie one - teksty. Nietuzinkowe. Poetyckie, ale i… hołdujące nauce. I spojrzeniu na naszą planetę właśnie przez „naukowca szkiełko i oko” z perspektywy szpik mrożącej pustki kosmosu. Z iluminatora przemierzającej pustkę stacji a może z pozycji demiurga… demiurga z tytułem naukowym z astrofizyki…

No właśnie. W tych tekstach jest klucz do zrozumienia tej płyty. Nazwijmy to – „przesłania tej płyty”. Już na Pożeraczach Słońc co dociekliwsi w wersach tam zawartych odkryli relacje z niemalże astralnych, kosmicznych podróży, z dala od szarej i przewidywalnej przyziemności. Na dzień dzisiejszy, teksty tego wydawnictwa stają się w moim skromnym mniemaniu Opus Magnum polskiej sceny BM, miejmy nadzieję że do prześcignięcia na kolejnym materiale. To są poetyckie rozprawy naukowe, ale zbudowane na fundamencie – że tak to skorzystam w tym miejscu z (tfu, tfu) „komercyjnego” zwrotu zapożyczonego z pewnego poświęconego tematowi periodyka – okultury. Nie ma wątpliwości, że Plaga zmierza lewą stroną Road 66(6) i nie trzeba być znawcą by to z nich wyczytać, bo już wyskrzeczane w zapomnianym języku klątwy Choronzona z saharyjskiego widzenia Crowleya odbierają złudzenia szukającym prostackich, typowo „deicide’owskich” liryków. Ale już łacińskie wersy wręcz wyśpiewane na następnych minutach po prostu powalą was na kolana, bynajmniej nie w religijnym uniesieniu, ale na pewno w zachwycie.

Plaga poczyniła ogromny krok naprzód. Kompozycje są tak odmienne od zawartych na wcześniejszych wydawnictwach, a i tak od samego początku wiadomo, że to właśnie muzyka generowana przez komandę VVojciecha. To chyba zaleta, że nie kopiując samego siebie, zmierzając nieomal ‘pod prąd’ wyznaczonego wcześniej stylu, można nadal zachowując własną tożsamość nagrać tak czytelny i rozpoznawalny materiał.

Ja tam czekam na kolejny. A w międzyczasie pogrążam się w Magii Gwiezdnej Entropii i wśród ryków Trąb Zagłady, w pierwszym wręcz rzędzie zasiadając - doświadczam po raz kolejny Śmierci Cieplnej Wszechświata…





1 komentarz:

  1. Świetna płyta. Świetny zespół i świetna recenzja. Pozdrawiam. 666.

    OdpowiedzUsuń