Translate

poniedziałek, 22 lipca 2013

Black Majesty "Seventh King of Edom"

BLACK MAJESTY Seventh King of Edom

Jeśli mrok może zgęstnieć, by Ciemność wręcz zagasiła przemierzające eonami otchłań kosmosu strzępy Osobliwości miotanej w wieczność ramieniem Wielkiego Wybuchu, niosącej przez pustkę Światłość… Jeśli docierając na skraj wyrwanej mocy czasu i materii przestrzeni ziejącej otworem w kierunku portalu między wymiarami wyrywa skowyt z gardła nienamacalnej matrycy wszechświata odciśniętej w kosmicznej świadomości…
… to uległa przenicowaniu… to Anty-Światło.
… jeśli dźwięk wylewający się smolistym strumieniem z głośników podczas odtwarzania jakiejkolwiek płyty może stanowić odgłos umierających podczas przejścia horyzontu zdarzeń systemu zasad spisanych lub przekazywanych pokoleniami z tych co odeszli w Cień dla pozostałych, to może to być właśnie owo e.p. Black Majesty.
To jedynie niewiele ponad trzynastominutowy, zamknięty w czterech aktach mini a zarazem muzyczne black metalowe epitafium dla pleśni tego świata. Tak – pleśni. Tej nieodłącznej towarzyszki obumierającej tkanki. Żywiącej się resztkami życia. Bo to jest zaiste necro-sound wypływający swymi lepkimi strumieniami spomiędzy ruin katakumb upadającego w posadach porządku rzeczy. To w te dźwięki wsłuchiwał się Salomon spisując zasady Klucza…
Przepełniony odgłosami inkantacji magów i zawodzeń Djinnów monumentalny i brudny doom black metalowy pochód z ziem Edom zadowoli każdego rozmiłowanego w niestandardowych i niemiłych uchu większości dźwiękach. Utrzymane w średnich tempach klimatyczne, okraszone klawiszowymi pejzażami pochody ściany gitarowej nieczystości ulatują spomiędzy czeluści skruszonych kamiennych, nieboskłon szarpiących potęg przeszłych wieków a ich mroczne melodie zniewalają umysł by przesłuch tego krótkiego a momentami jakże nieczytelnego materiału rozpocząć kolejny raz. I kolejny, po zrozumienie… lub zwyczajne opętanie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz