Nareszcie!!!
Drugie mini Martwojeba bluzgnęło tym co naj(lepsze)gorsze w pysk wszechświata,
szerząc muzyczną zagładę. A właściwie zgniliznę, bo zgodnie z nazwą mamy do
czynienia z już totalną martwicą, w której beztlenowce śmigają dopuszczając się
aktu prokreacji. Bo po cichutkim zabeczeniu może nastąpić jedynie miazga! Nieźle
namieszał w tym kotle Lord K. by cztery tytułowe składniki pospołu dały tak
miażdżący efekt, zadowalający każdego rozmiłowanego w posępnych melodiach
deprawacji. ‘J’
Kontynuując ścieżkę
[totalnie ogołoconą z jakiejkolwiek zieleniny, bowiem zżartej przez
puszczającego do nas oko przez wizjer maski p-gas koziołka z okładki, tak
ochoczo bodającego swym porożem nieboskłon] weteranów black doom metalowej ohydy,
szerzonej lat temu już będzie że z kilkadziesiąt – Nekkrofukk wkroczył po raz
drugi niczym walec bezdroży Sheol do paszczy odtwarzacza. To zdecydowanie muza
dla elit, bowiem nie przypuszczam by było zbyt wielu co sięgnie po to
wydawnictwo, tako jak i po debiutanckie. Ale walić to. Mnie i tym pozostałym 99
którzy pozyskają swój egzemplarz, te 23 minuty dostarczają tego co w diabelskim
metalu jest najlepsze. Tu nie ma umizgów dla mas, lubujących się w papce
oferowanej przez kolorowe periodyki czy internetowe fora (czytaj góvna)
zajmujące się tematami niewiele mającymi wspólnego z muzyką. Jest ciężar riff’s
swym echem odbijających się od sypiących się krawędzi jamy w której przyjdzie
nam ostatecznie złożyć swe truchło gdy przyjdzie już nasz czas by zdechnąć.
Jest pierdzenie basiska, które pospołu z bębnami [oczywiście, że nagrane na
klasycznym zestawie; tu nie ma tu zabaw z podwójnymi stopami a’la Sandoval ani
napierdalania w werbel w tempie nieosiągalnym dla żywego pałkera ale dla
pudełka na 220V już jak najbardziej] odmierzają każdy kolejny kamień klątw miotany
z grobowej czeluści przeznaczenia. Jest i podmiot liryczny, a jakże, pewnie że
opętaniec. Głosem wypędzanego podczas egzorcyzmu demona ‘odśpiewywuje’ swe
hymny pochwalne. A właściwie wyrzyguje, choć wylewa się to z gardła bardzo
powoli, bulgoce i kipi w zachęcającym wywarze z treści żołądkowych i darów lasu.
Pochwalne temu [komu? Jemu!] z czym metal miał od poczęcia swego najwięcej
wspólnego.
Kto ma uszy,
niechaj słucha… Kozioł Nekkrofukk przybył, zmolestował, zeżarł, wysrał się i
poszedł szukać żarła dalej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz