Nim przed laty koścista, bladolica pani otworzyła przed Steingrimem swe ramiona w ostatnią jego noc Walpurgii, gdy starannie wymierzony pocisk zerwał kruchą nić łączącą jego mroczną energię z ziemskim wymiarem
i popchnął jej matrycę ku świetlistym murom
Vallhall, aby dalej od gnijącego królestwa Hel,
zupełnie non omnis moriar została spłodzona ku obrazie świata zawartość tego znacznie później opublikowanego ku zgorszeniu prawomyślnych mas - siedmiocalowego krążka. To jedynie cztery kompozycje, z czego dwie to
preludium i postludium – dwie mroczne kompozycje z pogranicza atmospheric
ambient. Idealne wprowadzenie i wyprowadzenie z mrocznego i przesiąkniętego dudniącym złem muzycznego
przedpiekla. Nieco zniekształcona orkiestracja
marszu żałobnego Chopina nadała wprowadzającemu utworowi nieco
wróżebnego charakteru, bowiem pierwsze szlify
tego demo zostały wyplute z trzewi
nocy jeszcze zimą 2007, a skończone jesienią 2010, gdy po S
pozostały jedynie złe wspomnienia a nad jego kurhanem krążyły jeno kruki i
demony spragnione żertwy. Może to sam martwy przed dniem narodzin Utbor szuka pożywienia dla swej nigdy nie nakarmionej mlekiem matki
duszy…
Widzę świat w ogniu oraz
Stanę się - to dwa manifesty
black metalu w najlepszym, piwnicznym i nieskażonym
parciem na okładki kolorowych
periodyków stylu, tym sprzed 2-3 dekad, gdy tylko muzyka była najważniejsza. Oszczędna w formie gra idealnie współgra z ascetycznym gatefoldem tego małego siedmiocalowego czarnego krążka. Ale to i dobrze, bo więcej
nie potrzeba. Nawet wybaczam brak tekstów, bo i tak wiem czego mogą dotyczyć. Skomasowany atak dźwiękowej nawały chłosta blastem talerzy
i smołą klejących
się riffów zagranych w ten charakterystyczny,
północny sposób. To charakterystyczne,
przenikające wręcz
szpik zimno… Tak to się grało w blasku płonących świątyń dwadzieścia lat temu i nadal ten sound się nie zestarzał ani o dzień, ani eon… W tych skalanych brudem i pyłem pustyń wokalach zawarta
jest kwintesencja wizji szaleństwa, którym uległ umysł kompozytora już tyle lat temu a przepełniony
lękiem za życia nie odważył się ich objawić szerszemu gremium…
I choć na teatrum funebris Steingrim liczyć nie może, wasz adapter u
szczytu którego kręci się ten maleńki winyl zaiste
staje się takim właśnie castrum doloris,
by z głośników za każdym odtworzeniem popłynęła pieśń żałobnych aktorów tego
ponurego teatrum. Czternaście minut funeralnej
ekstazy dla wybranych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz