Translate

sobota, 14 czerwca 2014

CASTRUM DOLORIS "I shall become"




Nim przed laty koścista, bladolica pani otworzyła przed Steingrimem swe ramiona w ostatnią jego noc Walpurgii, gdy starannie wymierzony pocisk zerwał kruchą nić łączącą jego mroczną energię z ziemskim wymiarem i popchnął jej matrycę ku świetlistym murom Vallhall, aby dalej od gnijącego królestwa Hel, zupełnie non omnis moriar została spłodzona ku obrazie świata zawartość tego znacznie później opublikowanego ku zgorszeniu prawomyślnych mas - siedmiocalowego krążka. To jedynie cztery kompozycje, z czego dwie to preludium i postludium – dwie mroczne kompozycje z pogranicza atmospheric ambient. Idealne wprowadzenie i wyprowadzenie z mrocznego i przesiąkniętego dudniącym złem muzycznego przedpiekla. Nieco zniekształcona orkiestracja marszu żałobnego Chopina nadała wprowadzającemu utworowi nieco wróżebnego charakteru, bowiem pierwsze szlify tego demo zostały wyplute z trzewi nocy jeszcze zimą 2007, a skończone jesienią 2010, gdy po S pozostały jedynie złe wspomnienia a nad jego kurhanem krążyły jeno kruki i demony spragnione żertwy. Może to sam martwy przed dniem narodzin Utbor szuka pożywienia dla swej nigdy nie nakarmionej mlekiem matki duszy…
Widzę świat w ogniu oraz Stanę się - to dwa manifesty black metalu w najlepszym, piwnicznym i nieskażonym parciem na okładki kolorowych periodyków stylu, tym sprzed 2-3 dekad, gdy tylko muzyka była najważniejsza. Oszczędna w formie gra idealnie współgra z ascetycznym gatefoldem tego małego siedmiocalowego czarnego krążka. Ale to i dobrze, bo więcej nie potrzeba. Nawet wybaczam brak tekstów, bo i tak wiem czego mogą dotyczyć. Skomasowany atak dźwiękowej nawały chłosta blastem talerzy i smołą klejących się riffów zagranych w ten charakterystyczny, północny sposób. To charakterystyczne, przenikające wręcz szpik zimno… Tak to się grało w blasku płonących świątyń dwadzieścia lat temu i nadal ten sound się nie zestarzał ani o dzień, ani eon… W tych skalanych brudem i pyłem pustyń wokalach zawarta jest kwintesencja wizji szaleństwa, którym uległ umysł kompozytora już tyle lat temu a przepełniony lękiem za życia nie odważył się ich objawić szerszemu gremium…
I choć na teatrum funebris Steingrim liczyć nie może, wasz adapter u szczytu którego kręci się ten maleńki winyl zaiste staje się takim właśnie castrum doloris, by z głośników za każdym odtworzeniem popłynęła pieśń żałobnych aktorów tego ponurego teatrum. Czternaście minut funeralnej ekstazy dla wybranych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz